Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Obcy: pierwsze starcie

Czechy: Tomio Okamura walczy z muzułmanami

Tomio Okamura jest liderem partii Świt Bezpośredniej Demokracji (USVIT), która ma w 200-osobowej Izbie Poselskiej 14 posłów. Tomio Okamura jest liderem partii Świt Bezpośredniej Demokracji (USVIT), która ma w 200-osobowej Izbie Poselskiej 14 posłów. Sterba Martin/CTK / PAP
Liderem walki o czystość czeskiego narodu został pół-Japończyk Tomio Okamura. Chce bronić naszych południowych sąsiadów przed Romami i kalifatem.
Antyislamska demonstracja w Pradze była nieliczna, ale zwróciła uwagę mediów.Michal Dolezal/CTK/PAP Antyislamska demonstracja w Pradze była nieliczna, ale zwróciła uwagę mediów.

Nazwisko Okamura jest japońskie, bo też sam Tomio – przedsiębiorca z Moraw i poseł – jest po ojcu pół-Japończykiem. Mocno podkreśla to swoje nieczeskie pochodzenie. Tym mocniej, im częściej musi się bronić przed zarzutami o szerzenie uprzedzeń wobec czeskich Romów, rasizmu i ksenofobii. Okamura odpowiada wtedy krytykom samym swoim nazwiskiem i azjatycką urodą. Przecież ktoś taki jak on nie może być ikoną nienawiści do obcych, prawda? „Ze mnie, pół-Japończyka, media robią rasistę i ksenofoba, choć nigdy w życiu niczego rasistowskiego nie powiedziałem i nigdy nie dzieliłem ludzi na białych, czarnych czy żółtych. Przeciwnie – sam mam z rasizmem negatywne doświadczenia” – napisał na swojej stronie internetowej.

Z pochodzenia zrobił oręż, którym broni narodowej czci Czechów, krytykowanych przez miejscowych intelektualistów za powszechną niechęć wobec Romów. Często i głośno opowiada o dzieciństwie i młodości, które spędził w dalekiej Japonii. Dla przeciętnego mieszkańca Europy Środkowej Nippon to kraj ultranowoczesnych technologii przyszłości, porządku i wyrafinowanej cywilizacji. Tymczasem Okamura wspomina – zapewne częściowo zgodnie z prawdą – powszechny w tamtejszym społeczeństwie rasizm i nieprzychylny stosunek do obcych, głównie do białych Europejczyków czy Amerykanów. Sam padał ofiarą takich emocji. Pogardzano nim jako „mieszańcem”. Okamura oskarża japońskie społeczeństwo o skostniałość i konserwatyzm. „Rozpoczęcie tam biznesu dla człowieka spoza środowiska jest niemożliwe” – pisze.

Na tym tle Czesi – zdaniem Okamury – błyszczą jako otwarta, tolerancyjna społeczność. Dowodem znów ma być on sam. Do Czech przyjechał już jako dorosły człowiek i w ciągu kilku lat zbudował firmę, która nieźle prosperuje, organizując wycieczki po Pradze dla turystów – rzecz jasna – z Japonii.

Ezopowy język

Demonstrację przeciwko islamizacji Czech Okamura zwołał pod Hradem na 31 stycznia. Jest liderem partii Świt Bezpośredniej Demokracji (USVIT), która ma w 200-osobowej Izbie Poselskiej 14 posłów. Na demonstrację przyszło kilkaset osób. Były transparenty „Stop islamizacji Europy” i protesty przeciwko zalewowi emigrantów z krajów arabskich.

Do manifestowania skłonił ich strach wywołany telewizyjnymi doniesieniami o potwornościach tzw. Państwa Islamskiego oraz krwawa jatka w redakcji paryskiego tygodnika „Charlie Hebdo”. Wszystko to nałożyło się na publiczne debaty o uchodźcach z Syrii, którzy wkrótce mają przyjechać do Czech. Rząd wprawdzie przekonuje, że będzie to kilkanaścioro ciężko poranionych dzieci, ale kto by mu tam wierzył?

Okamura w ostatnich wyborach zdobył prawie 7 proc. głosów, głównie dzięki powszechnej dezorientacji spowodowanej kryzysem tradycyjnych partii oraz dzięki chwytliwym hasłom o bezpośredniej demokracji internetowej. Po wejściu do parlamentu zmienił jednak zainteresowania i od miesięcy jego wypowiedzi koncentrują się właśnie na Romach oraz rzekomym zagrożeniu ze strony islamu.

O Romach pisze sporo na swojej, bardzo prężnie redagowanej, stronie na Facebooku. Jego wpisy stanowią podręcznikowy przykład, jak czescy ekstremiści grają na nosie antyrasistowskiemu establishmentowi. Samo określenie „Romowie” uznają za przykład manipulacji i wrzucają je do worka z napisem „polityczna poprawność”. Słowo „Cygan” jest jednak w języku czeskim od dawna skreślone. Stąd kwieciste opisy: „obywatele, którzy nie są w stanie się przystosować”, „nieprzystosowalni”, „rodziny wykorzystujące szczodry system świadczeń społecznych” itd.

Ten ezopowy język szczególnie dobrze widać w tekście Okamury o tym, jak państwo powinno walczyć z islamizacją. Jak wszyscy, narzeka on na niski przyrost naturalny, który powoduje, że chętnych do pracy trzeba szukać wśród imigrantów. Proponuje system państwowego wsparcia dla młodych małżeństw i rozwiązania wspierające dzietność. Podobnie obiecują inni populiści Europy, tyle że Okamura zaraz potem dodaje: „Trzecie dziecko w rodzinie – tylko pod warunkiem, że rodzice wiedzą, co to praca i że w przeszłości nie byli na bakier z prawem. W ten sposób wesprzemy wielodzietne, porządne rodziny, a unikniemy wspierania tych, które pasożytują”.

Te niewinnie brzmiące zdania to dość skomplikowana kilkupiętrowa aluzja, która trzyma się kupy i jest zrozumiała dzięki temu, że jej autor oraz odbiorcy hołdują rasistowskim stereotypom o Romach. Płodzą oni – w przekonaniu czeskiego mieszczucha – wiele dzieci po to, aby wyłudzać zasiłki socjalne, a potem te pieniądze przepijać, bo to mniejszość złożona z nierobów i złodziei.

Oprócz językowych łamańców partia Okamury sięga też po grafikę. W ubiegłorocznych eurowyborach zaszokowali kraj plakatem, na którym stado białych jak śnieg owieczek kopniakiem wypędza czarną owcę. „Praca dla naszych, nie dla imigrantów. Wsparcie dla rodzin, nie dla nieprzystosowalnych”. To czeski wariant słynnego antyimigracyjnego plakatu populistów ze Szwajcarii, który zrobił ogólnoeuropejską karierę i został przyswojony przez ekstremistów z Włoch, Francji i innych krajów.

Napięcie wokół romskiej mniejszości jest typowe dla Czech. Przełomem w dziejach partii Okamury było jednak... proklamowanie kalifatu w Iraku w połowie ubiegłego roku przez tamtejszych islamistów. Czesi bowiem z jakichś powodów ekstremizmowi islamskiemu poświęcają znacznie więcej uwagi, niż by się można było spodziewać po niemal homogenicznym narodowo, spokojnym państwie w środku Europy. Strach narasta co najmniej od zamachów 11 września 2001 r. Ludzie naprawdę bali się wtedy terrorystów, i to na całym świecie, a Czesi mieli dodatkowy powód do obaw – finansowaną przez Amerykanów rozgłośnię Radia Swoboda, nadającą na terytoria Iraku i Iranu z centrum Pragi.

Ten lęk był przez lata umiejętnie podsycany przez kolejnych ministrów i premierów. Fobii związanej z islamem nie próbuje nawet ukrywać obecny prezydent kraju Milosz Zeman. Jesienią w oficjalnym wystąpieniu mówił o dwóch światowych ogniskach zapalnych, sytuację na Ukrainie porównał do grypy, a tzw. Państwo Islamskie nazwał rakiem. – I chyba to jest sposób, w jaki myślą przeciętni Czesi – mówi prof. Pavel Barsza, politolog z Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Słabość do Rosji

Porównując czeskie media z polskimi, widać wyraźnie, że te znad Wełtawy poświęcają kryzysowi ukraińskiemu o wiele mniej uwagi niż nasze. Z kolei doniesienia o potwornych zbrodniach Państwa Islamskiego są tam opisywane znacznie częściej i obszerniej, a także są mocniej eksponowane. Całkiem jakby islamscy ekstremiści z Bliskiego Wschodu zagrażali Czechom bardziej niż konflikt ukraiński, który rozgrywa się przecież nieporównanie bliżej i dla Pragi jest dużo bardziej niebezpieczny.

Czechy, w przeciwieństwie do Słowacji czy Polski, nie mają wspólnej granicy z byłym ZSRR. Z naszego punktu widzenia wydaje się, że ten konflikt rozgrywa się naprawdę daleko – przypomina prof. Barsza. Nakłada się to na historyczne doświadczenia z Rosją – poza czasami komunizmu Czesi nie bardzo mają się na co skarżyć. Do dziś pamięta się tam też, że w czasie konferencji w Monachium w 1938 r., kiedy zachodnie demokracje pozwoliły Hitlerowi na rozbiór Czechosłowacji, protestował przeciw temu tylko Józef Stalin.

Antyukraińska propaganda i straszenie „banderowcami” działa zatem w tym kraju wyjątkowo skutecznie, tym bardziej że w szerzeniu takich mitów bierze udział wspomniany już prezydent Zeman. Jego wypowiedzi na ten temat były na tyle bałamutne, że zaprotestowali przeciwko nim w otwartym liście ukrainiści z czeskich wyższych uczelni.

Słabość do Rosji nie jest jednak jedynym wyjaśnieniem. Barsza twierdzi też, że rolę odgrywa tu silny wśród czeskich elit kurs atlantycki: orientacja na sojusz z USA, a co za tym idzie – wsparcie Izraela w polityce międzynarodowej. Sympatia dla niedużego państwa na Bliskim Wschodzie, samotnie stawiającego czoła islamskiemu otoczeniu, jest odczuwalna w całym społeczeństwie.

Czesi mają też skłonność do wyolbrzymiania niebezpieczeństwa ze strony islamu dlatego, że w ogóle boją się jakiejkolwiek religii – tłumaczy prof. Barsza. Ta instynktowna niechęć, przeradzająca się łatwo w uprzedzenia, to efekt czeskiego laicyzmu. – Republika Czechosłowacka w 1918 r. powstała pod hasłami „Precz do Rzymu”. Prądy radykalnego sekularyzmu są u nas silne tak samo jak we Francji czy Hiszpanii. Część elit rozumie to tak, że islam chce nas zawrócić do średniowiecza. W ten sposób tradycyjne narodowe uprzedzenia do katolicyzmu przeniosły się na muzułmanów.

Barsza przypomina też, że historycznie Czesi doświadczeń z islamem nie mają żadnych, ewentualnie tylko negatywne. – Nie mieliśmy nawet tego ułamka procenta, jaki w Polsce stanowili choćby Tatarzy – mówi. Jedna z rzeźb na moście Karola to założyciele zakonu trynitarzy, którzy wykupywali chrześcijan porwanych w jasyr. W zakratowanym okienku widać figury uwięzionych, a celi strzeże szczerzący zęby pies i uzbrojony Turek. I tyle islamu w Czechach. Tamtejsi nacjonaliści w XIX w., debatując o konieczności rozmontowania Austro-Węgier, wstrzymywali się jednak przed nadmiernym radykalizmem, twierdząc, że przecież ta potężna machina państwowa to mur obronny przed islamem.

Mieszanka nowego populizmu i starych mitów wyraźnie w ostatnim czasie ożyła – dzięki takim ludziom jak Okamura – i chwilami nadaje ton krajowej debacie o polityce. Jak silne są uprzedzenia, widać choćby po tym, że mimo rozpalonych namiętności i gwałtownych sporów do dyskusji dopuszczana jest tylko jedna strona. Otóż w czeskim Senacie od kilku lat zasiada socjaldemokrata doktor Hassan Mezian – powszechnie szanowany w swoich Litomierzycach ordynator wydziału rehabilitacji w szpitalu miejskim. Pochodzi z Syrii, po studiach medycznych w Pradze osiadł w Czechosłowacji, ożenił się z Czeszką, ale nadal pozostał wierzącym muzułmaninem. Pisuje dziś na swoich stronach internetowych teksty o tym, że terroryści nie mają z islamem nic wspólnego, bo to religia pokoju i miłości.

Aż się prosi zapytać doktora Meziana o zdanie. Ale media wolą krzykliwego Okamurę.

Polityka 9.2015 (2998) z dnia 24.02.2015; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Obcy: pierwsze starcie"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną