Mińskie rozmowy „ostatniej szansy” między Ukraińcami i Rosjanami Niemka przygotowała razem z prezydentem Francji podczas wizyt w Kijowie i Moskwie. Na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa publicznie naszkicowała swą filozofię postępowania z Rosją: trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, bo ta wojna jest dla Ukrainy nie do wygrania. Z Berlina przeprowadziła konferencję telefoniczną z Petro Poroszenką, François Hollande’em i Władimirem Putinem. Po czym przeskoczyła Atlantyk, by w Waszyngtonie i Ottawie zestroić strategię i taktykę całego Zachodu.
Podczas finałowych spotkań w samym Mińsku wytrzymała 16-godzinny maraton negocjacji z Putinem, grożąc, że wyjedzie i już nigdy nie wróci, jeśli separatyści nadal będą bojkotować porozumienie. Ponoć nad ranem to Rosjanin wyglądał na bardziej zmarnowanego. Natomiast ona tylko cierpko się uśmiechnęła i przyznała dziennikarzom, że bywała już w lepszej kondycji.
Po podpisaniu porozumienia zadzwoniła do prezydenta Unii Donalda Tuska i wyleciała do Brukseli na szczyt unijny, gdzie przeforsowała kolejne sankcje wobec zauszników Putina, a nowemu premierowi Grecji Alexisowi Tsiprasowi zasygnalizowała wolę kompromisu w kwestii greckich długów. Imponująca energia, wola i wytrwałość cesarzowej Europy.
Nie stawiać murów
Drugie porozumienie w Mińsku (pierwsze było we wrześniu) to jej dzieło. Skutek upierania się przy rozmowach i sankcjach, ale bez wspominania o pomocy militarnej dla Ukrainy. W ciągu ostatniego roku Merkel odbyła kilkadziesiąt rozmów telefonicznych z Putinem – niektóre przeciągały się ponad godzinę. Zarazem utrzymała chwiejną solidarność państw UE z Ukrainą – jak dotąd wszystkie podtrzymują sankcje. A we własnym kraju wytrzymała opór „rozumiejących Putina” – na lewicy, prawicy i w biznesie.