Prób polsko-ukraińskiego pojednania było wiele. Żadna jednak nie przyniosła spodziewanego efektu. Może tym razem będzie inaczej? Pojednanie ogłosili w przeszłości prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma. To było pierwsze wyciągnięcie ręki między obu naszymi narodami. Po raz pierwszy mówiono otwarcie o zbrodniach popełnionych na Polakach na Wołyniu i o Akcji Wisła, brutalnych przesiedleniach Ukraińców. Wtedy jednak było to pojednanie elit, społeczeństwa nie były jeszcze skore do wyciągnięcia ręki.
Dziś prezydent Bronisław Komorowski, przemawiając w ukraińskiej Radzie Najwyższej, znów mówił o wyciągniętej ręce Polaków w stronę Ukraińców, o chęci pomocy, o konieczności budowania wspólnej, pokojowej Europy mimo dramatycznej przeszłości obu narodów, krzywd, przelanej krwi i krwawych walk.
Jak podkreślił polski prezydent – zawsze w takich chwilach korzystał ktoś trzeci. Tym trzecim Rosja, oczywiście, choć Komorowski nie powiedział tego wprost. Podkreślił natomiast, że Europa nie będzie bezpieczna, dopóki nie jest bezpieczna Ukraina.
A nie jest: wciąż na jej terytorium stacjonują obce wojska i ciężki sprzęt. To jest zwykła agresja i trzeba ją nazywać po imieniu. Polska nie uznaje podziału Ukrainy, dla nas Ukraina pozostaje w swoich granicach z 1991 r. Nie uznajemy ani działania separatystów, ani aneksji Krymu przez Rosję.
To ważne stwierdzenie polskiego prezydenta wygłoszone do narodu ukraińskiego. To istotne słowa, jeśli chcemy mówić o pojednaniu. Mam nadzieję, że tak odczyta je ukraińskie społeczeństwo. Polski prezydent zadeklarował pomoc – i to jest ważna deklaracja. Podkreślił, że Ukraina ma prawo do wyboru własnej drogi na Zachód i nikt nie ma prawa jej przeszkadzać.
Ta wizyta jest ważna także z powodu uczczenia w Kijowie i w Bykowni 75. rocznicy mordu Katyńskiego. Właśnie na Ukrainie, gdzie spoczęło blisko 3800 polskich jeńców, uczczonych dopiero w 2012 r. Wielka w tym zasługa Andrzeja Przewoźnika, zmarłego w katastrofie smoleńskiej, który wiele lat poświęcił na odnalezienie grobów zamordowanych z tzw. listy ukraińskiej.
Szkoda, że właśnie dziś ukraiński parlament podjął uchwałę przyznającą UPA miano organizacji walczącej o niepodległość Ukrainy. Taki wniosek złożył syn Romana Szuchewycza, jednego z dowódców UPA.
To prawda, UPA o taką niepodległość zapewne walczyła. Ale ma na rękach i sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Polaków i Żydów. Decyzja parlamentu właśnie dziś, gdy na Ukrainie przebywa polski prezydent, jest po prostu nietaktem, jeśli nie czymś więcej. Ale na pewno nie jest gestem pojednania.