Mohammed Mursi, były prezydent Egiptu, jeszcze w kwietniu został skazany na 20 lat więzienia. Kairski sąd uznał go za winnego bezprawnego pozbawienia wolności demonstrantów i ich torturowania w 2012 r. Przeciwko byłemu prezydentowi postawiono w międzyczasie inne zarzuty: szpiegostwo, przygotowywanie zamachów, stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Właśnie za te ostatnie groziła mu kara śmierci.
Mursi, pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Egiptu, wywodzi się z Bractwa Muzułmańskiego, islamistycznej organizacji, która przez dekady wojskowej dyktatury w Egipcie działała w politycznym podziemiu. Po wybuchu Arabskiej Wiosny i obaleniu gen. Hosniego Mubaraka w styczniu 2011 r. Bracia wykorzystali gwałtowną demokratyzację systemu i najpierw wygrali wybory do parlamentu, a później ich kandydat Mursi zdobył prezydenturę.
W 2013 r. wybuchły jednak masowe protesty przeciwko rządom Bractwa, do których w krytycznym momencie przyłączyli się wojskowi i obalili Mursiego, zarzucając mu islamizację państwa, uzurpatorstwo i dzielenie społeczeństwa. I to tych zarzutów dotyczy tak naprawdę wtorkowy wyrok. Oskarżenia o aresztowania i tortury są tylko przykrywką dla rozprawy z wrogiem politycznym, który chciał odebrać wojskowym władzę.
Eksperyment z demokracją
Generałowie nigdy tej władzy w Egipcie nie stracili. Mubarak stał się ofiarą, którą kompleks militarno-biznesowy był w stanie ponieść w zamian za uspokojenie nastrojów społecznych i utrzymanie zakulisowej kontroli.
Sam Mursi nie był święty, ale jako prezydent miał przeciwko sobie administrację państwową, aparat sądowniczy, nie wspominając już o wojsku. Generałowie blokowali jego działania i z satysfakcją patrzyli, jak państwo pogrąża się w chaosie, a wina za to spada na Braci Muzułmanów, by w końcu przejąć rolę zbawiciela narodu i przyłączyć się do demonstrantów.
Skazanie Mursiego symbolicznie kończy ten egipski eksperyment z demokracją. Dla jednych był on dowodem na zbawienną rolę armii w takich państwach jak Egipt. Bo to przecież armia jest nosicielką zachodnich wartości, trzyma w ryzach islamistów i w dłuższej perspektywie ucywilizuje społeczeństwo.
Ale to fatalny dla regionu tok myślenia. Miliony wykluczonych ekonomicznie i politycznie pobożnych muzułmanów na całym Bliskim Wschodzie muszą w końcu przejąć władzę, bo taka jest logika każdej demokracji. A tylko demokracja zagwarantuje tym ludziom godność, o którą walczyli w trakcie Arabskiej Wiosny.
Zachodnia straż
Nie będzie to od razu parlamentaryzm w stylu brytyjskim, co dobitnie pokazał rok rządów Braci i Mursiego. Ale od czegoś trzeba zacząć. Ci ludzie nie nauczą się demokracji z książek, muszą ją praktykować i uczyć się na błędach. Pamiętając o wszystkich porażkach prezydentury Mursiego, nie wolno zapominać, że ten krótki okres oznaczał dla Egipcjan wolność wypowiedzi, zgromadzeń, stowarzyszania się.
Dziś w więzieniach gniją tysiące zwolenników obalonego prezydenta, ograniczana jest wolność prasy, Bractwo zostało zdelegalizowane, a gen. Mubarak, z którego rozkazu zginęło prawie tysiąc demonstrantów w styczniu 2011 r., został niedawno uniewinniony. To są te zachodnie wartości, na których straży stoi egipska armia?