Masdar w języku arabskim oznacza źródło. I rzeczywiście – eksperymentalne miasto, które teraz znajduje się w trzeciej fazie rygorystycznie zaplanowanego rozwoju, przypomina oazę. To garstka budynków tulących się w obronie przed palącym słońcem, otoczonych jedynie kłębami pyłu przeganianego po pustyni przez silne wiatry.
Kiedyś były tu różowe diuny, ale agresywnie rozbudowujące się Abu Zabi – od 1971 r. stolica Zjednoczonych Emiratów Arabskich – dosłownie pochłonęło je do produkcji potrzebnego w każdych ilościach betonu. To z niego powstają rozłożyste miasta Emiratów, jak Dubaj czy Szardża, czyli podręcznikowe przykłady kosztownej, nieekologicznej architektury, która – aby dało się w niej żyć – pożera gigantyczne ilości energii i emituje równie dużo CO2.
Przez większość roku temperatury przekraczają tu 50 st. C. Nikt nie chodzi pieszo, wszyscy jeżdżą i klimatyzują. Betonowe autostrady, estakady i mosty niosą samochody napędzane tanią ropą. Popularna anegdota o Emiratczykach mówi, że gdy wyjeżdżają na dwutygodniowe wakacje, nie wyłączają nawet klimatyzatorów w okazałych willach. O zakręcaniu kurka przy myciu zębów czy wyjmowaniu ładowarki z kontaktu nawet nie słyszeli. Przeciętna arabska rodzina mieszka tu w domu z kilkoma sypialniami, nieustająco nawadnianym ogrodem, chłodzonym basenem oraz krytym parkingiem mieszczącym od czterech do sześciu samochodów terenowych.
Kwestia przetrwania
Tym bardziej zadziwia, że Masdar – pierwsze na świecie miasto niezanieczyszczające atmosfery i produkujące więcej energii, niż jej zużywa – powstaje właśnie tutaj. To flagowy projekt globalnej filozofii smart city – inteligentnej przestrzeni, w której życie jest usprawnianie np. za sprawą internetu i otwartego obiegu danych.