Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ta ostatnia debata

Debata przedwyborcza w Wielkiej Brytanii. Według sondaży wygrał Cameron

BBC / materiały prasowe
Za tydzień Brytyjczycy wybierają nowy parlament. Ostatnim mocnym akordem kampanii wyborczej była konfrontacja trzech liderów najsilniejszych partii politycznych z wyborcami.

Wszystko wskazuje na to, że wybiorą znowu parlament „powieszony” (hung), czyli taki, w którym żadna partia nie uzyska większości pozwalającej rządzić samodzielnie. To oznacza, że powstanie albo rząd mniejszościowy, albo koalicyjny. Dla Brytyjczyków przyzwyczajonych do rządów większościowych to kiepska wiadomość. To, co w Polsce i wielu krajach Europy kontynentalnej jest polityczną normalnością, na Wyspach jest niemile witaną rzadkością.

Ostatnim mocnym akordem kampanii wyborczej była w czwartek konfrontacja trzech liderów najsilniejszych partii politycznych z wyborcami. David Cameron, premier Jej Królewskiej Mości, przywódca Partii Konserwatywnej, Ed Miliband, lider opozycyjnej Partii Pracy (Labour), i Nick Clegg, wicepremier, szef Liberalnych Demokratów, odpowiadali na pytania publiczności zgromadzonej w magistracie w mieście Leeds. Była to czwarta i ostatnia nadawana na żywo przez telewizję debata wyborcza z ich udziałem.

Tym razem formuła, uzgodniona w negocjacjach między sztabami wyborczymi a telewizją publiczną BBC, przewidywała, że każdy z polityków będzie miał po pół godziny na odpowiedzi i wystąpią oni po kolei, a nie wspólnie. Premier Cameron nie zgodził się na wystąpienie razem z liderem opozycji Milibandem. Uznał, że bezpośrednie odpowiedzi na pytania samych wyborców mają większą wartość niż kolejna debata między liderami. Spotkanie prowadził sprawnie wytrawny (76 lat) dziennikarz David Dimbleby. W zasadzie ograniczył się do udzielania głosu, ale miał też kilka ciętych ripost.

Waga spotkania była znaczna. Choć mówi się, że znaczenie telewizji maleje, to jednak niekoniecznie w czasie kampanii wyborczych. Po Cameronie widać było, że jest bardzo zdeterminowany, by wypaść jak najlepiej i rzutem na taśmę spróbować dokonać cudu, czyli zdobyć większość w parlamencie.

Ta determinacja powodowała jednak, że sprawiał wrażenie nieco spiętego i nadaktywnego. ADHD wykazywał chyba jeszcze silniej Miliband. Na tle tej dwójki liberał Clegg wypadł chyba najbardziej przekonująco. Tyle że sam przyznał, że nie przewiduje, by został w następny czwartek premierem, czyli nie musiał się aż tak bardzo spinać.

Pytania były konkretne. Obracały się głównie wokół spraw ekonomiczno-społecznych – czesne studentów, banki żywności dla biednych, zasiłki na dziecko, zdolność do kompromisu i współpracy sił politycznych. Zero demagogii, patosu i agresji. Można pozazdrościć. Dla obserwatora zewnętrznego, jak niżej podpisany, ważne były wątki dotyczące spraw międzynarodowych. Zwłaszcza kwestii imigracji i Unii Europejskiej.

Zaskoczeń nie odnotowałem. Na imigrantów bardziej otwarta wydawała się część widowni niż sami politycy, może z wyjątkiem Clegga. Nick był też najmniej „unikowy” w kwestii referendum dotyczącego ewentualnego wyjścia Brytanii z UE. Stawiał sprawę jasno: jego partia jest za pozostaniem, ale referendum zostało obiecane, więc musi się odbyć.

Co do kluczowej sprawy przyszłego rządu, pełnej jasności nie ma. Jeśli ma być koalicyjny, to z kim? Miliband zapowiedział, że nie zamierza sprzymierzyć się z lewicowymi szkockimi nacjonalistami. Clegg schował się za zgrabną formułką, że liberalni demokraci chcą być „sercem” konserwatystów i „mózgiem” laburzystów. Czyli, tak to można zrozumieć, partia Clegga zamierza odegrać rolę języczka u wagi.

Cameron jednak wydaje się wciąż wierzyć, że zdobędzie większość, i nie czynił politycznych umizgów do obecnego koalicjanta. Czyżby miał swoje tajne sondaże?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną