Wstępne koszty kwietniowego trzęsienia ziemi w Nepalu Bank Światowy wycenił na 2,8 mld dol. Dziś eksperci Banku mówią już o 4,5 mld. Wciąż niedużo, mimo rozmiaru ludzkiej tragedii. Rachunek za huragan Katrina, który w 2005 r. uderzył w południowe wybrzeże USA, sięgnął 87 mld dol., choć obszar zniszczeń był mniejszy. Wówczas na Florydzie zbankrutowało 11 towarzystw ubezpieczeniowych, ale praktycznie wszyscy poszkodowani dostali odszkodowania. Tam, gdzie skończyły się pieniądze z ubezpieczenia, dorzucił się rząd. W Nepalu nie ma na to szans: wartość zniszczonych nieruchomości, które były ubezpieczone, to zaledwie 100 mln dol. Niewielu Nepalczyków stać na taki komfort, a jeszcze mniej jest towarzystw, które ubezpieczyłyby cokolwiek w tak naturalnie niebezpiecznym miejscu.
Bank Światowy ma na to radę. Katastrofy, jak trzęsienie ziemi w Nepalu, stanowią niezmiernie trudne do przewidzenia, ale jednak wymierne ryzyko. Trzeba je więc ubezpieczyć. A ponieważ nie stać na to przeciętnego Nepalczyka, ubezpieczyć się musi Nepal i każde inne państwo podobnie doświadczane przez naturę. Jednym z autorów tej idei jest Jeffrey Sachs, słynny ekonomista i doradca sekretarza generalnego ONZ. Apeluje on o stworzenie globalnego systemu ubezpieczeń od katastrof naturalnych, którego stronami byłyby państwa, a nie ich obywatele.
Pomysł nie jest nowy. Od trzęsienia ziemi na Haiti w 2010 r. Bank Światowy pracuje już nad takim systemem na Karaibach. W kwietniu tego roku przystąpiła do niego Nikaragua. W przyszłym roku dołączą Dominikana i Panama. Zainteresowani są w zasadzie wszyscy z regionu. Roczna składka 385 tys. dol. daje prawo do odszkodowania w maksymalnej wysokości 10 mln dol. To niedużo, ale kwota będzie rosła wraz z przystępowaniem kolejnych państw. Warunki wypłaty są bardzo konkretne: huragan, trzęsienie ziemi lub powódź – wszystko w odpowiedniej skali.