Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Dym w sądzie

Koncerny tytoniowe kontratakują

Od złotych lat 90., gdy prawie każdy mężczyzna chciał być kowbojem z reklamy Marlboro, wiele się zmieniło. Od złotych lat 90., gdy prawie każdy mężczyzna chciał być kowbojem z reklamy Marlboro, wiele się zmieniło. Alex Masi / Corbis
Pierwszy w historii atak przemysłu tytoniowego na kraj europejski wymusza fundamentalne pytanie: czy korporacja może wygrać z demokracją?
Tajlandzka wersja papierosów LM ze zdjęciem i napisami przestrzegającymi przed skutkami palenia.Lukas Schulze/DPA/PAP Tajlandzka wersja papierosów LM ze zdjęciem i napisami przestrzegającymi przed skutkami palenia.

Papierosy mają prawdziwie boskich adwokatów. Korporacje tytoniowe miały swego czasu problem z muzułmanami. Co piąty człowiek jest wyznawcą Allaha, więc to wielki rynek, a w dodatku rozwojowy z powodu demografii. Problem leżał w tym, że od XVII w. w muzułmańskim orzecznictwie przyjęło się uważać, że tytoń i w ogóle wszystkie używki to grzech. Co wymyślili genialni adwokaci?

Robert Proctor w książce „Golden Holocaust” opisuje, jak w połowie lat 90. korporacje zaprosiły na konferencję kilku liczących się islamskich duchownych, sypnęły groszem i okazało się nagle, że umiarkowane puszczanie dymka jest jednak dopuszczalne. Tytoniowi prawnicy w pewnym momencie tak się rozkręcili, że używając historycznych argumentów, zdołali przekonać kilku gości o tym, iż sam Mahomet był palaczem. Dziś takie kraje muzułmańskie jak Egipt, Bangladesz czy Indonezja to dla biznesu tytoniowego prawdziwe eldorado.

Adwokaci papierosów nie tracą formy. Pod koniec maja reprezentanci dwóch największych koncernów tytoniowych świata wnieśli do najwyższego sądu Wielkiej Brytanii oskarżenie przeciwko rządowi Davida Camerona. Philip Morris International i British American Tobacco domagają się zablokowania przepisów, które już od przyszłego roku wymuszą na producentach papierosów pakowanie swojego towaru w proste, szare pudełka bez logo marki. W zamian mają być one „ozdobione” napisami i elementami graficznymi ukazującymi koszmarne konsekwencje nałogowego spalania zawartości. Plus nazwa marki – drobnym drukiem i określoną przez prawo czcionką.

To pierwsze takie rozwiązanie w Europie. I od razu pierwszy pozew ze strony koncernów. Przedstawiciele British American Tobacco oświadczyli, że brytyjski rząd nie pozostawił im innego wyboru. Przekonują, że Londyn posunął się wprost do wywłaszczenia koncernów z ich własności, jaką jest logo. Przedstawicielka brytyjskiego ministerstwa zdrowia ostro oponowała: „Nie dopuścimy, aby państwowa polityka zdrowotna była dyktowana przez koncerny tytoniowe. Jesteśmy przygotowani na wojnę w sądach”. Czyżby?

1.

Od złotych lat 90., gdy prawie każdy mężczyzna chciał być kowbojem z reklamy Marlboro, wiele się zmieniło. Zakazy palenia w miejscach publicznych, darmowa pomoc w rzuceniu nałogu, ostrzeżenia na opakowaniach, zakaz reklamowania tytoniu – w rezultacie w ciągu ostatnich 30 lat odsetek palących regularnie Amerykanów spadł z 42 do 18 proc. W Europie te wskaźniki są mniej imponujące, ale OECD szacuje, że dzięki kampaniom antytytoniowym od lat 90. nie umarło ponad 6 mln mieszkańców Starego Kontynentu. I na koniec być może rzecz najgorsza – z badań wynika, że na Zachodzie palenie przestało być modne.

W efekcie koncerny tytoniowe zarabiają... coraz więcej. Kolejne regulacje w Ameryce i Europie skłoniły biznes tytoniowy do poszukiwania nowych rynków w tzw. krajach rozwijających się. I choć od początku wieku sprzedaż na Zachodzie dramatycznie spadła, to globalnie wzrosła o 7 proc. Dla przykładu w Indonezji, Armenii i Rosji regularnie pali już ponad połowa mężczyzn. Rosja jest druga pod względem liczby sprzedawanych co roku papierosów. Pierwsze są Chiny. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że do końca wieku w wyniku chorób związanych z paleniem umrze miliard ludzi – czterech na pięciu z nich będzie z krajów rozwijających się.

Największe koncerny tytoniowe, zwane też Big Tobacco, wiele się nauczyły na tym wygnaniu z Zachodu – twierdzi Peter Taylor, autor książki „Smoke Ring: the Politics of Tobacco”. I nie chodzi tu tylko o szczególne upodobania smakowe Azjatów. Okazało się też, że mogą jak równy z równym walczyć z państwami. Czasem nawet wygrywać.

2.

Urugwaj jeszcze w 2004 r. był najbardziej zadymionym państwem regionu. Regularnie paliło 40 proc. dorosłych i co trzeci nastolatek między 12 a 17 rokiem życia. Za sprawą Tabaré Vázqueza, onkologa i prezydenta w latach 2005–10, kraj ten jako pierwszy w Ameryce Południowej zaczął jednak kopiować zachodnie kampanie antytytoniowe. W 2006 r. wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych. Od lat nie można też sprzedawać różnych wersji tej samej marki papierosów (mentolowych czy light). Szybko przyjęto też zasadę, że połowę powierzchni opakowania musi zajmować ostrzeżenie przed skutkami palenia. Gdy w 2009 r. Urugwaj zwiększył rozmiary ostrzeżenia do 80 proc. powierzchni paczki, koncerny nie wytrzymały.

Opierając się na umowie o ochronie inwestycji między Urugwajem i Szwajcarią z 1988 r., firma Philip Morris International (PMI – 15 proc. globalnego rynku; właściciel marek Marlboro i L&M) wniosła pozew przeciwko urugwajskiemu rządowi, oskarżając go o naruszenie własności intelektualnej koncernu (logo oraz projektu opakowania) oraz domagając się rekompensaty za bieżący i przyszły spadek sprzedaży w wysokości 25 mln dol. Był to pierwszy przypadek na świecie, kiedy firma tytoniowa pozwała państwo.

PMI skorzystała z niepozornego zapisu we wspomnianej umowie, który pozwala korporacji na odwołanie się do zewnętrznego – wobec skarżonego państwa – arbitrażu w ramach procedury ISDS (Investor-state dispute settlement). Sprawa trafiła przed trybunał arbitrażowy w Paryżu, który działa pod auspicjami Banku Światowego. Wyrok ma zapaść do końca 2015 r.

Urugwaj był na prostej drodze do przegrania sprawy w trybie zaocznym. Kraju, liczącego 3,4 mln ludności, nie stać było na koszty procesowe, które w takich przypadkach wynoszą wg OECD ok. 8 mln dol., nie mówiąc już o kolejnych milionach potrzebnych na wynajęcie wyspecjalizowanych prawników. Finansowy wyścig zbrojeń między państwem z PKB na poziomie 53 mld dol. i korporacją z rocznymi dochodami sięgającymi 80 mld i tak skończyłby się zapewne porażką, gdyby nie pomoc z zewnątrz. W obronie Urugwaju stanęli amerykańscy miliarderzy Bill Gates i Michael Bloomberg. Ich fundacja, stworzona specjalnie dla ratowania państw w podobnych tarapatach, sama znalazła i opłaciła prawników.

„Tu nie chodzi o handel. Nikt nie jest większym zwolennikiem kapitalizmu i handlu ode mnie – mówił niedawno Bloomberg, który do 2013 r. był burmistrzem Nowego Jorku. – Ten spór dotyczy suwerenności i tego, czy państwo ma prawo do ustalania własnej polityki zdrowotnej”.

Według miliardera korporacje tytoniowe wykorzystują takie kosztowne bitwy prawne, aby zastraszyć biedniejsze kraje. Podobnego zdania jest Tabaré Vázquez: „Proces przeciwko Urugwajowi ma posłużyć jako ostrzeżenie od Big Tobacco dla innych państw, które chciałyby stanąć w obronie zdrowia własnych obywateli”.

3.

Ostrzeżeniem nie przejęła się jednak Australia. Już w 2012 r., jako pierwsze państwo z szeroko pojętego Zachodu, przyjęła regulacje podobne do tych, które teraz wprowadza Wielka Brytania: szare opakowania papierosów bez logo marki i z przerażającymi zdjęciami. Natychmiast posypały się pozwy korporacji tytoniowych w sądach australijskich. Skargi na Australię do Międzynarodowej Organizacji Handlu wniosły też cztery państwa: Kuba, Dominikana, Honduras i Ukraina. Wszystkie uznały, że australijskie ograniczenia „paczkowe” zmniejszą dochody ich przemysłu tytoniowego z eksportu. Sprawa wydaje się o tyle wątpliwa, że np. Ukraina od co najmniej 10 lat nie wyeksportowała do Australii ani jednego papierosa, a korporacje tytoniowe otwarcie przyznają, że wzięły na siebie koszty procesowe Ukrainy.

Gdy ostatecznie australijski sąd najwyższy przyznał rację rządowi, Philip Morris International oskarżył Australię przed trybunałem arbitrażowym w Singapurze. Znów umożliwił to mechanizm ISDS zawarty w umowie handlowej między Australią i Hongkongiem w 1993 r. Niedługo przed złożeniem pozwu regionalny oddział PMI przeniósł siedzibę do Hongkongu i dzięki temu zmieścił się w jurysdykcji tej umowy.

4.

Dla zagranicznych inwestorów ISDS jest jak program ubezpieczeniowy od ryzyka związanego z demokracją – tak malowniczo opisuje mechanizm prof. Gus Van Harten, ekspert od arbitrażu z Kanady. Pierwszy raz zastosowany w umowie o ochronie inwestycji między Niemcami i Pakistanem z 1959 r., pierwotnie pełnił zupełnie inną funkcję. To były czasy dekolonizacji, zachodni inwestorzy bali się, że rządy świeżo niepodległych państw targną się na ich własność, albo po prostu nie ufali miejscowemu wymiarowi sprawiedliwości. Gwarancja zewnętrznego arbitrażu miała ich uspokoić.

Dziś jednak korporacje korzystają z ISDS nawet wobec państw o najwyższych standardach sądownictwa. Przy australijskich sądach trybunały arbitrażowe żywo przypominają polskie sądy kapturowe, przy czym te ostatnie miały przynajmniej instancję odwoławczą. Wyroki trybunałów są ostateczne, a nie wydają ich nawet sędziowie. Składy są płynne, ale najczęściej wchodzą do nich czynni prawnicy, którzy w innych sprawach przed tym samym trybunałem reprezentują interesy korporacji. Sam proces jest niejawny, a trybunał działa na zasadach komercyjnych, więc za wyrok trzeba zapłacić.

Arbitraż działa wyłącznie w jedną stronę – tylko korporacje mogą skarżyć państwa, nie odwrotnie. Firma może wybrać dowolny kraj, z którym państwo pozywane ma umowę zawierającą ISDS, kierując się najbardziej sprzyjającymi przepisami. Wówczas musi tylko tymczasowo przenieść tam swoją formalną siedzibę lub oddział. Skorzystał z tego amerykański w końcu koncern PMI, skarżąc Urugwaj (ze Szwajcarii) i Australię (z Hongkongu). Obrońcy praw człowieka wskazują tu na rażący brak równowagi: jeśli amerykański koncern dopuścił się przestępstwa poza granicami kraju, nie można go pozwać przed amerykańskim sądem.

5.

Statystycznie w prawie 60 proc. przypadków państwa wygrywają z korporacjami w arbitrażu. Liczy się jednak ciężar spraw. Jak pisze Peter Taylor, do wielu procesów w ogóle nie dochodzi, bo słabsze państwa wcześniej ustępują korporacjom. Zresztą nie tylko słabsze. W 2010 r., po tym jak szwedzki koncern Vattenfall postraszył ISDS, Niemcy wycofały się z zaostrzenia norm dla budowanej nad Łabą elektrowni węglowej. Dziś Szwedzi procesują się w arbitrażu z Berlinem o 6 mld euro, ponieważ Niemcy po katastrofie w Fukuszimie zrezygnowali z energii jądrowej, w którą Vattenfall już sporo zainwestował.

Lista ofiar ISDS jest długa i wielobranżowa. Zastraszona trybunałem Kanada wycofała swoje zastrzeżenia jednego z koncernów naftowych co do toksycznych dodatków w paliwie. Czesi mieli proces za nieuratowanie banku, który częściowo był w zagranicznych rękach. Salwador sądzi się o 300 mln dol. z kanadyjskim koncernem wydobywczym, któremu zakazał kopać w miejscu, gdzie groziło to trwałym zanieczyszczeniem największego zbiornika wody w kraju. Koncerny tytoniowe od lat brylują za to w Afryce. ISDS zadziałał m.in. w Namibii, Togo, Gabonie i Ugandzie. Wszystkie te kraje na różnych etapach wycofały się z kampanii antytytoniowych. ISDS stał się po prostu modny: do 2002 r. skorzystano z niego mniej niż sto razy. Do 2013 r. już ponad 600 razy.

Według części branżowych obserwatorów skala tego zjawiska – liczbowa i jakościowa – zaczyna być niepokojąca. Opierając się na logice ISDS – że korporacje mogą pozwać państwa za praktycznie każde uszczuplenie swoich dochodów – łatwo postawić kolejne pytania. Czy podwyżka podatków też może być zaskarżona przez korporacje? A likwidacja Otwartych Funduszy Emerytalnych? Podwyższenie płacy minimalnej? W tym ostatnim przypadku już wiadomo, że tak, bo francuski koncern Veolia właśnie o płacę minimalną pozwał rząd Egiptu, a jeden z trybunałów przyjął sprawę. Za to mu płacą.

6.

Wielka Brytania na rozpoczynającym się właśnie procesie o opakowania może stracić nawet 11 mld funtów, jeśli w sprawie dojdzie do arbitrażu. To będzie test, bo nigdy wcześniej korporacje tytoniowe nie wykorzystały ISDS wobec kraju Unii Europejskiej. Następne w kolejce są Irlandia i Francja, które pracują nad podobnym ustawodawstwem. Ubiegłoroczna unijna dyrektywa w zasadzie zobowiązuje wszystkie kraje członkowskie do ostrzeżeń na przynajmniej 50 proc. powierzchni paczek.

Jeśli jednak Londyn przegra, to wiele mniejszych państw może się zawahać. Szczególnie że rola ISDS może wkrótce gwałtownie wzrosnąć. Unia Europejska finalizuje właśnie ostatnie zapisy Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), umowy między UE i USA, której głównym celem jest zniesienie barier handlowych. W ubiegłym tygodniu Parlament Europejski dwukrotnie przekładał jednak głosowanie w tej sprawie, bo europosłowie wnieśli 200 poprawek, a euroobywatele zebrali ponad 2 mln podpisów pod protestem przeciwko niepozornemu zapisowi, który pozwala na... wykorzystanie ISDS przez korporacje w ewentualnych sporach ze stronami TTIP.

7.

Spodziewając się społecznych protestów, jeszcze na początku maja Bruksela proponowała Amerykanom gruntowną reformę ISDS, aby bardziej przypominał on cywilizowane sądownictwo. Waszyngton nie chciał o tym rozmawiać. Unijni negocjatorzy z byłym komisarzem ds. handlu Karelem De Guchtem na czele otwarcie przyznają, że Amerykanie postawili tę sprawę bardzo jasno – albo Europa zgodzi się na ISDS obejmujący całą umowę, albo żadnej umowy nie będzie.

Klimat w Ameryce zawsze sprzyjał tamtejszym koncernom tytoniowym. Gdy amerykański Departament Żywności i Leków próbował wprowadzić ostrzeżenia na opakowania papierosów, korporacje poszły do sądu. Ostatecznie Sąd Najwyższy przyznał im rację, powołując się na pierwszą poprawkę do konstytucji: ostrzeżenia ograniczałyby należącą do tych firm przestrzeń wolnego słowa na paczkach papierosów. Z kolei w latach 90. amerykańska polityka zagraniczna była tak blisko powiązana z interesami Big Tobacco, że w krajach azjatyckich, z którymi Ameryka negocjowała wówczas umowy handlowe, miejscowa prasa nazywała sekretarza USA „sekretarzem tytoniowym”.

Jeśli ISDS przetrwa w wielkiej umowie transatlantyckiej, a na dodatek Amerykanie umieszczą go również w negocjowanej równolegle podobnej umowie z państwami regionu Pacyfiku, udział obrotów handlowych objętych przez trybunały arbitrażowe w skali świata podskoczy z 15 do 90 proc. A arbitraż może stać się domyślnym globalnym systemem sprawiedliwości, w którym opłacani głównie przez korporacje prawnicy będą decydować, które decyzje demokratycznie wybranych rządów są legalne.

A jeśli to wciąż brzmi niewiarygodnie, to wystarczy przypomnieć, że ci genialni adwokaci papierosów nawet Mahometa zdołali przekonać do palenia.

Polityka 25.2015 (3014) z dnia 16.06.2015; Świat; s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Dym w sądzie"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną