Na poziomie taktycznym to ostatni argument, do którego mógł odwołać się grecki premier: warunki kolejnego bail-outu były tak wygórowane, że tylko naród może je przyjąć. Na poziomie strategicznym powstaje pytanie: to po co w zasadzie Grecy wybrali Tsiprasa?
Ogłoszenie referendum to był akt czystej desperacji. Grecji właśnie skończyły się pieniądze i potrzebuje trzeciego pakietu pomocowego. Bez niego przesądzone jest greckie bankructwo, zmiana waluty z euro na drachmę, a być może nawet wyjście z Unii Europejskiej. Tsipras przekonuje jednak, że warunki zaproponowane w ostatni weekend przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy były nie do zaakceptowania. Spór dotyczył przede wszystkim skali cięć w systemie emerytalnym oraz kolejnych podwyżek podatków dochodowych i VAT.
Problem w tym, że po zerwanych w weekend negocjacjach Grecy nie mają nad czym głosować. Trojka wycofała propozycję pakietu pomocowego i trzeba go będzie negocjować od nowa. Pytanie referendalne – bez względu na jego ostateczną treść – będzie więc w zasadzie brzmiało: czy jesteś za pozostaniem kraju w strefie euro? Tu każda odpowiedź jest zła. „Tak” będzie oznaczać przebudowę greckiego rządu, bo trudno sobie wyobrazić, że to on w obecnym kształcie, przy zerowym zaufaniu wierzycieli, podejmie się cięć, z którymi tak walczył. Odpowiedź na „nie” według Tsiprasa udowodni Brukseli, że jej warunki to zamach na grecką demokrację. Grecki premier jest przekonany, że w takim wypadku druga strona będzie musiała pójść na ustępstwa, ale to są marzenia ściętej głowy.
Europejski Bank Centralny już w niedzielę pokazał poziom swojej determinacji. Ograniczył bieżące wsparcie dla greckiego systemu finansowego, co zmusiło grecki rząd do zamknięcia banków na minimum tydzień.