Pod zarzutami szpiegostwa, kontrabandy, nielegalnego posiadania broni i nielegalnego przekroczenia granicy sąd w Pskowie skazał oficera estońskiej służby bezpieczeństwa Estona Kohvera na 15 lat więzienia oraz grzywnę w wysokości 100 tys. rubli (ok. 1400 euro).
Wszystkie zarzuty brzmią jednak absurdalnie, biorąc pod uwagę, że 5 września 2014 r. został on najprawdopodobniej porwany w pasie przygranicznym Estonii, gdzie brał udział w operacji zwalczania przemytu. Nie trzeba też dodawać, że akcja ta została przeprowadzona z naruszeniem wszelkich norm prawa międzynarodowego, a rosyjskie służby specjalne musiały być bardzo zdeterminowane, że posunęły się do takiej operacji.
Istnieje jednak szansa, że Eston Kohver zostanie wymieniony na jednego z rosyjskich szpiegów zatrzymanych w Estonii. Dla Tallinna jest to sprawa prestiżowa, zwłaszcza że estoński oficer został odznaczony Orderem Krzyża Orła za zasługi na rzecz obronności państwa. W trakcie procesu i po wyroku wsparcie dla Kohvera wyrazili nie tylko prezydent i premier Estonii, ale także szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini, która wezwała Rosję do natychmiastowego zwolnienia Estończyka.
Całą sprawę należy postrzegać jednak nie tylko w kontekście wojny służb specjalnych, ale również jako element złych relacji rosyjsko-estońskich. Od czasu odzyskania przez Estonię niepodległości nigdy nie były one dobre (Rosja niechętnym okiem patrzyła na wstąpienie państw bałtyckich do UE i NATO w 2004 r.), ale gwałtownemu pogorszeniu uległy one w 2007 r., kiedy władze stołecznego Tallinna zdecydowały o przeniesieniu symbolizującego żołnierzy sowieckich pomnika Brązowego Żołnierza ze skweru w centrum miasta na cmentarz wojenny.
Niedługo potem serwery estońskich instytucji państwowych zostały sparaliżowane przez ataki hakerskie, o które do tej pory podejrzewana jest Rosja.