Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Mao na każdym banknocie

Czy chiński juan zostanie nową globalną walutą?

Majstrowanie przy juanie przyszło w trudnym momencie dla gospodarki kontynentu. Majstrowanie przy juanie przyszło w trudnym momencie dla gospodarki kontynentu. Tyrone Siu/Reuters / Forum
Gospodarka ma się kręcić, a juan ma być walutą globalną, przeskoczyć dolara. Wezwanie chińskich przywódców jest krótkie, ale coraz trudniejsze do realizacji.
Pierwsze banknoty papierowe zaczęto stosować w Chinach w XIII w.materiały prasowe Pierwsze banknoty papierowe zaczęto stosować w Chinach w XIII w.
Juan, w myśl zamierzeń chińskich władz, ma być walutą globalną, ale nie będzie łatwo tego dokonać.materiały prasowe Juan, w myśl zamierzeń chińskich władz, ma być walutą globalną, ale nie będzie łatwo tego dokonać.
Miedziaki z dziurką, stosowane od III w. p.n.e., były w Chinach w użyciu jeszcze do początku XX w.materiały prasowe Miedziaki z dziurką, stosowane od III w. p.n.e., były w Chinach w użyciu jeszcze do początku XX w.

Lepiej już było. W porównaniu z minionymi latami przedsiębiorstwa w Chinach kupują i sprzedają na zwolnionych obrotach, na dodatek produkują drożej. Niektóre branże, np. hutnictwo stali, zostały wybite z rytmu, przeszły z galopu w kłus, a nawet do stępa: mają ogromne moce wytwórcze i mniej zamówień, będą więc zwalniać pracowników. A bezrobotne albo bezczynne załogi mogą dojść do wniosku, że partia komunistyczna zaczyna nawalać i zgubiła leninowsko-wolnorynkowy przepis na bogacenie mas. Brak pracy zablokuje drogi do awansu, utrudni przeprowadzkę do miasta, kupno wymarzonego mieszkania, odłożenie na starość. Dlatego sternicy polityki gospodarczej dali rynkowi ostrogę. Doprowadzili do obniżki wartość juana, aby zbić ceny produktów wysyłanych za granicę i znów ściągnąć klientów do chińskich fabryk.

Zazwyczaj zmiana kursu o 2–3 proc. w ciągu kilku dni nie jest żadnym poważnym dramatem, np. kurs dolara do złotego zmienił się w ciągu ostatniego roku w sumie o 18 proc. Jednak juan jest o tyle inny od amerykańskiego dolara czy euro, że to rząd kontroluje jego wymienialność i to on dość precyzyjnie decyduje, ile juan będzie kosztował. Sęk w tym, że przez ostatnie dwie dekady komuniści nie skorzystali z możliwości aż tak głębokiej dewaluacji. Gdy w połowie sierpnia kurs juana delikatnie tąpnął, szereg giełd od Azji po Amerykę zareagowało paniką, zwłaszcza w krajach, które dużo sprzedają do Chin. Eksperci w pierwszych reakcjach nie wykluczali, że rozpęta się wojna walutowa – w ślad za Chinami swojemu dongowi pozwolił osłabić się Wietnam, by też zdopingować własny eksport.

Chiny w Afryce

Dewaluacja duże wrażenie zrobiła w Afryce, będącej poligonem testującym globalną pozycję juana. Chińskie wpływy rosną tam wraz z inwestycjami i co najmniej kilkoma milionami chińskich imigrantów, którzy sprowadzili się w XXI w. Wytyczają drogi i koleje, kopią surowce naturalne, sprzedają, co tylko mogą, od piłek dmuchanych po sprzęt wojskowy, czym sprawili, że Chiny są pierwszym partnerem handlowym i politycznym Afryki, coraz bardziej uzależnionej od pomysłów pekińskich sekretarzy i ich bankowców. Także dlatego, że przybywa państw afrykańskich, które wymieniły część swoich rezerw walutowych trzymanych w dolarach na juany, co zrobiła m.in. Nigeria, gospodarczy lider Afryki, i proamerykańska Ghana.

Majstrowanie przy juanie przyszło w trudnym momencie dla gospodarki kontynentu, stwierdza szef afrykańskiego oddziału londyńskiego banku Standard Chartered. Dla państw wydobywających surowce spławiane Oceanem Indyjskim do chińskich portów nadchodzą słabsze lata. Tym chudsze, że nie ma pewności, czy chińskie przepowiednie o 7-proc. wzroście gospodarczym w 2015 r. są rzetelne, czy też może wyssane z palca i ogłoszone na polityczne zamówienie, a rzeczywisty wzrost – i proporcjonalnie zakupy surowców oraz dalsze inwestycje w Afryce – będą jednak mniejsze.

Afrykańskie perspektywy związane z chińskim spowolnieniem nie są najlepsze. Niskie ceny ropy zdemolowały budżet Angoli. W sąsiedniej Zambii i nieodległej RPA w trudności wpadły kopalnie. Choć południowoafrykańskiego randa można obecnie kupić najtaniej w tym tysiącleciu, to na dłuższą metę Chińczycy będą musieli płacić nieco więcej za zagraniczne zakupy, co w połączeniu z wahnięciem np. chińskiego apetytu na cudzoziemskie trunki poważnie odczują winnice RPA, które poślą do Państwa Środka miliony butelek mniej niż w poprzednich latach.

Dla równowagi, jak to w gospodarce, ktoś zyskuje, ktoś traci, i na tanim juanie skorzystają kupujący od Chińczyków, w tym Kenia, Etiopia i Mozambik, gdzie dużo się buduje przy użyciu chińskich maszyn.

Juan w Korei

Chińczycy podbijają Afrykę swoją tolerancją dla stylu rządzenia i gospodarowania tamtejszych przywódców. W przeciwieństwie do Amerykanów i Europejczyków rozumieją lokalną specyfikę, choćby potrzebę uwłaszczenia siebie i krewnych na majątku państwowym, dlatego nie marudzą o demokracji, prawach człowieka i konieczności walki z korupcją. Stąd nie przez przypadek pierwszym państwem, które po Chinach Ludowych przyjęło juana jako oficjalny środek płatniczy, jest Zimbabwe prezydenta Roberta Mugabego. Dokonania gospodarcze tego 91-latka, rządzącego od 35 lat, doprowadziły kilka lat temu do kosmicznie wysokiej inflacji i zupełnej degrengolady lokalnego dolara, który w szczycie inflacyjnym w 2009 r. można było wymienić w stosunku 1 juan do 40 mld dol. zimbabweńskich. Skompromitowany pieniądz zastąpiono ośmioma walutami, w tym euro, jenem, dolarami amerykańskimi i australijskimi oraz juanem.

W Afryce juan zyskuje popularność przede wszystkim za sprawą sporych transakcji przeprowadzanych za pośrednictwem banków. Jednak w sklepach, na targowiskach i w portfelach Afrykanów Mao (a Wielki Sternik, urzędowo poważny, pucułowaty i z niewyretuszowaną brodawką na brodzie, figuruje na każdym banknocie wszystkich juanowych nominałów) nadal przegrywa z amerykańskimi prezydentami (i jednym sekretarzem skarbu). W starciu z nimi Mao lepiej wypada za to w Korei Płn., gdzie juan z Mao jest fundamentem gospodarki.

Powody jego zawrotnej kariery w najbardziej zamkniętym państwie świata są co najmniej dwa. Nieliczni cudzoziemcy nie mogą płacić w tamtejszych wonach, więc najwygodniej i ideologicznie słusznie jest opłacać rachunki w chińskim juanie. Natomiast poddani dynastii Kimów mogą się posługiwać wonem, ale nie bardzo chcą, nauczeni rabunkową denominacją z 2009 r., że próba oszczędzania w kolorowych papierkach m.in. z obrazkiem Kim Ir Sena to pewna strata. Kraj przy gospodarczym życiu utrzymują twarde waluty, w tym uchodzący za taką juan. Napływają jako zapomogi od krewnych za granicą. Z reguły wypłaca się też w nich premie dodawane do pensji. Przywozi się je z zagranicznych kontraktów, uważanych za ogromny przywilej dla najbardziej zaufanych. M.in. w Chinach, w niewolniczych warunkach, tyrają po kilkanaście godzin dziennie i po roku zatrudnienia na budowie są w stanie przywieźć w juanach równowartość kilku tysięcy złotych.

Oficjalny kurs wona nie skłania do myślenia o legalnej wymianie (według niego niezła miesięczna pensja nie sięga jednego dolara), więc juany krążą po czarnym rynku. Razem z dolarem są w tak powszechnym użyciu, że Koreańczycy mogliby w dowolnym momencie pozbyć się wona, z kolei zabieg odwrotny, czyli zarekwirowanie zagranicznych pieniędzy, doprowadziłby do całkowitego paraliżu państwa i niechybnego głodu. Władze jakoś próbują zasysać waluty, otwierając sklepy będące odpowiednikami naszych peweksów. W regionach leżących wzdłuż liczącej 1,4 tys. km granicy z Chinami są jednym wielkim chińskim Peweksem, w juanach płaci się tam w zasadzie za wszystko i wszędzie, w tym łapówki pogranicznikom, przymykającym oko na płynący wartkim strumieniem szmugiel. Ekonomiści zauważyli, na podstawie relacji uciekinierów z komunistycznego raju, że swoje zaskórniaki wolą trzymać w juanach przedstawiciele najwyższych kast. Lud, na przekór sześćdziesięciu latom propagandy, wiąże swoją finansową przyszłość z dolarami oficjalnie znienawidzonej Ameryki.

Chińczyk musi oszczędzać

Sami mieszkańcy ChRL nie uciekają od juana, lecz nie do końca ufają polityce finansowej swojej ludowej ojczyzny. Owszem, bogacą się setkami milionów w tempie błyskawicznym, ale społeczeństwo ma w kościach gwałtowne przejście od ery ścisłych planów gospodarczych do wolnego rynku. Na emeryturę, tak jak na opiekę nad starzejącymi się rodzicami, czesne dla dzieci w szkołach, lekarzy itd. trzeba odłożyć, stąd statystyczny zarabiający Chińczyk nie wydaje co najmniej połowy swoich dochodów. Ekonomiści zwracają uwagę, że wzrost gospodarczy mogłaby jeszcze nakręcić konsumpcja wewnętrzna. Jednak trudno, by Chińczycy masowo porzucili nawyk odkładania w banku i w bieliźniarce. Niepewność pogłębiły ostatnie zawirowania na giełdach, gdzie miliony chętnych spróbowały bezowocnie pomnożyć oszczędności, często całego życia.

Xi Jinping, obecny przywódca, skupiający w swoich rękach więcej władzy niż wszyscy jego poprzednicy od czasów Mao, jasno wskazuje, że Chiny mają ważyć w świecie tyle, co ich gospodarka. Mierząc według parytetu siły nabywczej, pod względem PKB przegoniły już Amerykę i pora na kolejne kroki – wojsko, flotę, dyplomację, wpływy ekonomiczne, zarówno realne, jak i symboliczne.

Jednym z zamierzeń ekipy Xi, którym gorąco sekunduje Rosja Władimira Putina, jest podgryzienie dolara jako globalnej waluty rezerwowej. Oprócz ewidentnej premii wizerunkowej status dolara pozwala Ameryce zadłużać się ponad miarę; niemal każdy z nas ma zachomikowane ileś dolarów, tak samo firmy i państwa (Chiny najwięcej), więc nie jest w niczyim interesie, by zielone znacznie straciły na wartości.

Obniżenie rangi dolara, po niemal wieku jego dominacji, ma się udać, bo schyłek wszystkich dotychczasowych walut światowych, w tym brytyjskiego funta, francuskiego franka czy holenderskiego guldena, kiedyś nadchodził. Chiński rząd konsekwentnie zdobywa dla juana kolejne punkty walutowego prestiżu. Teraz, podejmując ofensywę dyplomatyczną, stara się dołączyć swój pieniądz do tzw. specjalnych praw ciągnienia, sztucznej waluty Międzynarodowego Funduszu Walutowego, na którą składają się dolar, funt, euro i jen. MFW podejmie decyzję w listopadzie, ale sam publikuje raporty, w których zwraca uwagę, by nie spieszyć się z dołączaniem juana do swojego instrumentu, bo chiński pieniądz nie spełnia warunku swobodnej wymienialności.

Chiny dopiero co utworzyły Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, mający być przeciwwagą dla zdominowanego przez USA Banku Światowego, a jesienią uruchamiają własny system płatności międzynarodowych. Ich CIPS zastąpi najpowszechniej używany SWIFT (wykluczeniem z niego straszono Rosję w ramach sankcji za zajęcie Krymu). W systemie CIPS rozliczenia będą prowadzone w juanach, przez 23 godziny na dobę, bez pośredników i automatycznie, bo dotychczasowe rozwiązania wymagały zaangażowania kilku instytucji, a ręczne, ślamazarne przelewy były często źródłem błędów, chociażby przy transliteracji alfabetu chińskiego np. na łaciński.

Mimo tych prób juan nie podbił jeszcze globalnej wyobraźni, w Europie zdaje się być tak samo egzotyczną walutą jak np. rupia indonezyjska albo pula botswańska. Raczej pamiątką z wakacji niż sposobem na oszczędzanie. Tak samo filmowi gangsterzy nie domagają się walizek pełnych towarzysza Mao i nawet w azjatyckich podrzędnych produkcjach żądają prędzej jenów, z uwiecznionymi na nich przedstawicielami japońskiej nauki i literatury.

***

Muszlą, miedzią, papierem

Juan to potoczna nazwa renminbi, waluty Chińskiej Republiki Ludowej. Pierwsza oznacza po prostu pieniądz, druga pieniądz ludowy i obie nazwy można stosować wymiennie, tak jak w przypadku funta i funta szterlinga.

Chiny mają długą tradycję unifikacji monetarnej. Cesarz Qin Shi Huang, założyciel zjednoczonego cesarstwa, już w III w. p.n.e. wprowadził okrągłe monety z kwadratową dziurką, które w całym państwie zastąpiły lokalne pieniądze wcześniejszych królestw. Dziurka miała znaczenie praktyczne, przewlekano przez nią nić lub sznur, dzięki czemu gotówkę przechowywano i transportowano w wiązkach różnej wartości. Gdy w XI w. cesarstwo weszło w fazę ożywienia gospodarczego, monety stały się jednym z chińskich hitów eksportowych i jak w średniowiecznej Europie płacono arabskimi dirhemami, tak w Azji Wschodniej, Południowej i Środkowej handlowano i oszczędzano w pieniądzu chińskim.

To w Chinach zaczęto produkować pierwsze banknoty papierowe, początek przypadł na epokę podróży Marco Polo. Panująca wtedy mongolska dynastia Yuan jako pierwsza na świecie zdecydowała, że jej pieniądz nie będzie wymienialny na żaden szlachetny kruszec. Jej cesarze byli też prekursorami polityki zrealizowanej w Polsce 600 lat później, przy okazji denominacji w 1950 r. – siłą konfiskowali złoto, aby utrzymać monopol na środki płatnicze. Nie uniknęli też stałego grzechu taniej produkcji pieniądza – wydrukowali zbyt dużo banknotów, doprowadzili do gwałtownej inflacji, kryzysu ekonomicznego, fali powstań i w 1368 r. stracili tron na rzecz dynastii Ming.

W Chinach różnych epok płacono również muszelkami ślimaków i glinianymi ozdobami w kształcie muszelek, złotem i srebrem, przy czym miedziaków z dziurką z powodzeniem używano aż do początku XX w., do upadku cesarstwa. Później wyparły je rozmaite waluty wojenne i rewolucyjne, m.in. chiński dolar. Pieniądze przejściowe krążyły do 1949 r., kiedy komuniści ustanowili współczesnego juana.

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Świat; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Mao na każdym banknocie"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną