Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Dekalog nowego Rosjanina

10 przykazań, które powinien znać każdy mieszkaniec Rosji

Graffiti na moskiewskim budynku. Napis: „Jura, poprawiliśmy!” zwraca się do Jurija Gagarina, symbolu sukcesu rosyjskiej nauki. Jest tu też mapa Krymu, naddźwiękowy samolot Suchoj 100, medal z igrzysk w Soczi i żołnierz ratujący kotka. Graffiti na moskiewskim budynku. Napis: „Jura, poprawiliśmy!” zwraca się do Jurija Gagarina, symbolu sukcesu rosyjskiej nauki. Jest tu też mapa Krymu, naddźwiękowy samolot Suchoj 100, medal z igrzysk w Soczi i żołnierz ratujący kotka. Maxim Zmeyev/Reuters / Forum
Rosyjska propaganda to tezy skrojone na wymiar. Jest skuteczna, bo wyposaża zwykłego zjadacza chleba w zestaw argumentów, które usuwają wszelkie wątpliwości. Poniżej 10 najważniejszych kwestii.
Pierwsza wizyta prezydenta Putina na Krymie po aneksji półwyspu. 9 maja 2014 r.Służba Prasowa Prezydenta Rosji/Wikipedia Pierwsza wizyta prezydenta Putina na Krymie po aneksji półwyspu. 9 maja 2014 r.

Po pierwsze, Krym jest nasz (Krymnasz). To przykazanie absolutne, dziś najważniejsze. Z niego wypływają wszystkie inne, to ono nadaje im sens i legitymację. Aneksja, czyli według Rosjan „odzyskanie Krymu”, to „akt sprawiedliwości dziejowej”. Przecież półwysep to „rdzenne ziemie” rosyjskie, wzgórza świątynne prawosławia, które w 1954 r. Nikita Chruszczow nielegalnie oddał Ukrainie.

Rosjanin ma do wyboru różne uzasadnienia, wymyślane i rozwijane twórczo przez Kreml, jego usłużnych komentatorów i media. Ale „rosyjskość” Krymu to kwestia wiary, nie argumentów. Rosjanin wierzy głęboko, że Krym „jest rosyjski” i „jego miejsce jest w Rosji”, a po jakie uzasadnienie sięgnie, by to udowodnić, jest już kwestią wtórną. Można udowadniać, odwołując się do bogatej rosyjskiej historiografii, że książę Władimir, który ochrzcił Ruś, był czystej krwi Rosjaninem, czy sięgnąć po opinie prawników, że oddanie Krymu radzieckiej Ukrainie było nielegalne lub – jeśli ktoś woli – przypomnieć bohaterskie boje sił sowieckich o Sewastopol w czasie drugiej wojny światowej.

Po drugie, dlaczego Ameryce wolno, a Rosji nie? Od aneksji Krymu procent Rosjan, którzy uważają, że Rosja jest mocarstwem, utrzymuje się na rekordowym poziomie (68 proc. według ośrodka im. Jurija Lewady). Oficjalnie Rosja dąży tylko do statusu równoprawnego z innymi silnymi graczami na arenie międzynarodowej, do światowego koncertu mocarstw, który osłabiłby szkodliwą dla świata i niesprawiedliwą hegemonię USA.

Wielu Rosjan uważa, iż utrata mocarstwowej pozycji, piastowanej niegdyś przez ZSRR, również była efektem dziejowej niesprawiedliwości i knowań Ameryki. Zarówno politycy, jak i zwykli Rosjanie potrafią z pamięci recytować przewiny USA: od Kosowa, przez Irak, po rasizm i łamanie praw człowieka. Dlaczego, powiadają, obłudna Ameryka ma uczyć nas moralności i demokracji, skoro sama ich nie przestrzega?

To dążenie do sprawiedliwości jest wzruszające, ale w szczerej rozmowie dość szybko wychodzi na jaw, że Rosjanom bynajmniej nie chodzi tylko o to, by amerykańską „samowolę” ukrócić. Najbardziej drażni ich, że Ameryka – jak twierdzą – może broić bezkarnie, a Rosja nie. – Nie chodzi o to, że Krym i Kosowo to są identyczne przypadki, i że USA weszły do Iraku. Chodzi o to, że gdy Ameryka łamie reguły, to wszystko jest w porządku, a gdy robi to Rosja, to od razu wielki krzyk – tłumaczył mi z rozbrajającą szczerością pewien profesor z Petersburga. Wniosek jest prosty – Rosjanie rozumieją mocarstwowość jako możliwość bezkarnego łamania prawa.

Po trzecie, jak się nie boją, to nie szanują. Inna wersja tego przykazania brzmi: „jeśli nie my ich, to oni nas”. To przedłużenie geopolitycznego nauczania, że liczy się tylko argument siły. „W latach 90., po tym jak nasi politycy pozwolili na upadek ZSRR, byliśmy słabi i nikt nas nie szanował. Dzisiaj jest inaczej” – to argument dyżurny. Związek Sowiecki też wszyscy szanowali, bo miał broń atomową i stanowił przeciwwagę dla USA. Był groźny, więc cieszył się szacunkiem.

W ogóle najlepszym przykładem psychologii „jeśli się boją, to znaczy, że szanują”, jest Józef Stalin. Może i był tyranem, może i pomordował miliony, ale gdyby okazał słabość, to nie miałby posłuchu; wiadomo, jakie wtedy były czasy – taką opinię można, niestety, usłyszeć dość często. Nie szanowaliby go ani jego przyboczni, ani partia, ani społeczeństwo, nie mówiąc już o świecie zewnętrznym. I kto wtedy zbudowałby sowiecką potęgę przemysłową, kto wygrałby wojnę z faszystami? Jest oczywiste, że na szacunek można zasłużyć sobie wyłącznie poprzez strach, dlatego trzeba Zachodowi pokazać, że Rosji trzeba się bać.

Po czwarte, winna jest Ameryka. Zawsze. Właśnie dlatego, że nie może się pogodzić z odradzającą się rosyjską potęgą, Ameryka knuje przeciwko Rosji i buduje przeciwko niej sojusze. A raczej – zmusza państwa europejskie do wkroczenia na antyrosyjską ścieżkę. Rosjanie z łatwością przejęli głoszone przez propagandę tezy o ograniczonej suwerenności europejskich rządów. Takie państwa jak Polska czy kraje bałtyckie zawsze były postrzegane jako „klienci” USA, ale w ostatnim czasie do tego grona „zmuszonych” dołączyły nawet stare państwa UE, jak Niemcy czy Francja.

To właśnie z powodu nacisków Ameryki Europejczycy nie mogą realizować lukratywnych projektów biznesowych i zbrojeniowych (mistrale), muszą wprowadzać sankcje, a ich biedne, uciskane narody z tego powodu cierpią. To jednak nie wszystko. Gdy środki ekonomiczne i polityczne zawiodą, tłumaczą telewizyjni eksperci od propagandy, USA nie zawahają się pójść dalej, nawet włącznie z wywołaniem wojny.

Co ciekawe, przypisywanie Ameryce tych wszystkich nadprzyrodzonych mocy bynajmniej nie przeszkadza w nieustannych kpinach z amerykańskiego prezydenta. Obama według wielu Rosjan jest słabeuszem, nie czuje polityki, nie wie, jak rozmawiać z Rosją. Kolor jego skóry jest przedmiotem niewybrednych żartów i licznych memów internetowych.

Po piąte, Rosja „walczy o pokój”. „Ja buduję pokój, ja kocham pokój, ale walczyć potrafię najlepiej ze wszystkich” – to cytat z filmu propagandowego „Ja russkij okkupant”, którego celem jest przekonanie widza (głównie rosyjskiego), że „okupantem” jest się wyłącznie po to, by nieść innym dobrobyt i oświaty kaganek. Tak przynajmniej było w przypadku carskiej Rosji i ZSRR. Poproszony o wycofanie się z krajów bałtyckich czy Azji Centralnej, „russkij okkupant” grzecznie to zrobił, choć do dzisiaj nie rozumie czarnej niewdzięczności niewolonych niegdyś narodów.

Dzisiejsza Rosja, podobnie jak niegdyś Związek Sowiecki, jest państwem „miłującym pokój”. Problem w tym, że coraz częściej „musi” o ten pokój walczyć. Tak było w Gruzji w 2008 r., tak jest od ponad roku na Ukrainie. Oficjalnie rosyjskich wojsk tam nie ma, ale Rosjanie w szczerych rozmowach już nawet nie zaprzeczają. Uważają, że udawanie, iż „rosyjskich wojsk tam nie ma”, to był sprytny manewr, którym Władimir Putin utarł nosa Zachodowi.

Wszystkie działania Rosji, włącznie z agresją zbrojną i retoryczną, mają wyłącznie charakter „obronny”. Defensywnym celom służy regularny wzrost budżetu na zbrojenia, przy cięciu wydatków na edukację i ochronę zdrowia. Rosjanie przyznają, że wojna jest dzisiaj bardziej możliwa niż kiedykolwiek wcześniej w ciągu ostatnich dekad, ale nigdy nie przyznają, że Rosja miała jakikolwiek wpływ na zwiększenie tego ryzyka. Bo, w ich przekonaniu, „kocha pokój”.

Po szóste, Rosja ma swoje interesy w innych państwach i musi ich bronić.My z Zachodem dzielimy Ukrainę. Jeśli odpuścimy, to dostaną ją nasi przeciwnicy. Rosja ma swoje interesy na Ukrainie i musi ich bronić – powiedziała mi niedawno studentka prestiżowej moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki, uchodzącej za jedną z bardziej postępowych w Rosji. W czym przejawia się zachodnia „ingerencja w rosyjskie interesy” i „walka o wpływy” na Ukrainie? – Unia zaproponowała Kijowowi umowę stowarzyszeniową, która szkodzi rosyjskiej gospodarce – tłumaczyło mi dziewczę, coraz bardziej oburzone, że odmawiam Rosji prawa do obrony jej elementarnych interesów. A Ukraina? Czy ma prawo podejmować samodzielne decyzje co do swojej polityki zagranicznej i gospodarczej?

Okazuje się, że Ukraińcy nie są obecnie w stanie ocenić, co jest dla nich korzystne, bo ich politycy są zakładnikami Waszyngtonu i, wykonując ich instrukcje, okłamują swoje społeczeństwo, działając na jego szkodę. Gdyby nie Zachód, Rosjanie i Ukraińcy żyliby nadal w szczęściu, „tak jak było kiedyś”. Jeśli zaś interesy Ukrainy lub dowolnego innego państwa tzw. bliskiej zagranicy są sprzeczne z interesami, które ma tam Rosja, to… cóż, tym gorzej dla tego państwa.

Po siódme, sankcje wzmocnią Rosję (i Rosjan). Większość Rosjan twierdzi, że sankcje wprowadzone przeciwko Rosji to próba jej upokorzenia i powstrzymania procesu odradzania się jej potęgi. Chociaż, jak głosi Kreml, sankcje mają zostać wykorzystane dla dobra Rosji i pomóc w odrodzeniu jej gospodarki (dzięki ograniczeniu konkurencji), to na razie tego nie widać, zaś jedyne pole skutecznej walki z restrykcjami to pole propagandowe.

W internecie roi się od buńczucznych komentarzy i filmików, które mają pokazać tępemu Zachodowi, że właśnie nadepnął na grabie. Argumenty od „przeżyjemy dzięki słoikom w piwnicy i ziemniakom na daczy” po „nawet krowy nie chcą jeść polskich jabłek” umacniają rosyjskie przekonanie o wyjątkowej wytrzymałości i odporności. Co ciekawe, Rosjanie konstatują w sondażach pogarszanie się ich indywidualnej sytuacji gospodarczej, ale jednocześnie nie zmniejszają swojego poparcia dla rosyjskiej polityki sankcyjnej (to rosyjskie embargo jest w większym stopniu przyczyną niedoborów i wzrostu cen niż sankcje Zachodu).

Rosyjska rzeczywistość podzieliła się na dwa światy: „świat lodówki”, w której robi się coraz przestronniej, i „świat telewizora”, który przekonuje, że ważniejsza niż jedzenie jest geopolityka. Na razie ten drugi świat wygrywa. Rosja, jak zapewnia od wielu miesięcy telewizor, „jest otoczona przez wrogów”, dlatego Rosjanin czuje się zobowiązany do stanięcia w jej obronie. Nie wypada w takiej sytuacji skarżyć się na rosnące ceny.

Po ósme, demokracja to kłamstwo. Demokracja jest przereklamowana, to opium dla ludu, metoda zniewalania ludzi i narodów. Nie istnieje coś takiego jak wolność wyboru. Wybory wygrywa ten, kto ma więcej pieniędzy, a wszystkim rządzi korupcja. „W diengach wsia siła, brat” – cała siła w pieniądzach, bracie. Pieniądze rządzą światem – to cytat z legendarnego filmu „Brat 2” z lat 90. Rosyjskie argumenty? Nawet w Ameryce, kolebce demokracji, w 2000 r. Al Gore przegrał wybory z George’em W. Bushem, chociaż w rzeczywistości zagłosowało na niego o wiele więcej Amerykanów. Zachód chce narzucić Rosji system demokratyczny, żeby łatwiej nią kierować. A Rosja powinna iść własną drogą. W sondażach większość Rosjan nie odrzuca demokracji, ale koniecznie obdarza ją jakimiś przymiotnikami. Jesienią ubiegłego roku 13 proc. Rosjan uznało, że w Rosji powinna być demokracja w zachodnim stylu, 16 proc. – taka jak w ZSRR, a aż 55 proc., że potrzebna jest demokracja odpowiadająca rosyjskiej „specyfice” (sondaż ośrodka im. Jurija Lewady).

Podobnie jak demokracja, ułudą są także „tzw. prawa człowieka”. To nowa zachodnia religia, która również służy do manipulowania ludźmi. Jak również do wzmacniania „gejowskiego lobby”, a przede wszystkim do niszczenia „tradycyjnych wartości”, które wyznają np. Rosjanie.

Po dziewiąte, nie będzie obcy pluł nam w twarz. Ludzie „z zewnątrz” nie mają prawa do krytykowania Rosji. Kropka. Rosjanie nie są ślepi i widzą, co się dzieje dookoła – rosnące ceny, niesprawiedliwość, chamstwo urzędników, problemy z edukacją, służbą zdrowia. Ale po pierwsze, wierzą, że gdzie indziej jest równie źle albo niewiele lepiej, a po drugie, nigdy, przenigdy nie pozwolą, by wytykali im to ludzie niebędący Rosjanami. Podobnie na największe potępienie zasługują ci, którzy kalają własne gniazdo, a więc wszelacy „liberałowie” w rodzaju Aleksieja Nawalnego, którzy wywlekają i publicznie piorą „nasze” brudy, podsuwają informacje prasie i ludziom z Zachodu, by wyśmiewali się z Rosji.

Dlatego też, gdy okazuje się, że rzecznik rosyjskiego prezydenta korzysta z dóbr, na które nigdy by uczciwie nie zarobił, jak zegarek wart 54 jego miesięcznych i 6831 minimalnych rosyjskich pensji, to stanąć należy po stronie biednego (choć nie w sensie finansowym) szkalowanego urzędnika. Przekonani przez propagandę Rosjanie wiedzą, że zachodnia troska o ich dobro nie może być szczera, a w krytyce rosyjskich władz i wytykaniu ich nadużyć chodzi tylko o upokorzenie Rosji. I Rosjan.

Po dziesiąte, Putin to Rosja. „Bez Putina nie ma Rosji” – powiedział rok temu jeden z bliskich współpracowników prezydenta Wiaczesław Wołodin. Ta wypowiedź, mająca być kolejną demonstracją lojalności, stała się też, niestety, niezwykle trafną diagnozą sytuacji politycznej w Rosji. Ewentualne zniknięcie Putina z rosyjskiej sceny politycznej rodzi ryzyko turbulencji dla systemu, ale bynajmniej nie ze względu na niezwykłość czy niepowtarzalność tego polityka, ale dlatego, że przez 15 lat rządów zdekonstruował on większość instytucji państwa, zastępując je nieformalnymi powiązaniami, w których centrum postawił siebie samego.

W efekcie z punktu widzenia zwykłego Rosjanina Putin jest symbolem i gwarantem stabilności, a niesterowana zmiana władzy (takiej nie było w Rosji poza pierwszymi wyborami w 1991 r., w których zwyciężył Borys Jelcyn) jest postrzegana jako najczarniejszy koszmar. „Może nie jest idealnie, ale bez Putina może być tylko gorzej” – powtarzają Rosjanie w ślad za propagandystami, a im bardziej powtarzają, tym bardziej staje się to prawdą.

***

W nowym pokrymskim dekalogu nieprzypadkowo pierwsze miejsca zajmują Krym, Ukraina, geopolityka. Bez aneksji Krymu, wojny na Ukrainie i rozpętanej wraz z nią konfrontacji z Zachodem nie byłoby euforii, mobilizacji i 86 proc. poparcia dla rosyjskiego prezydenta. Nie byłoby skutecznego odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych, przede wszystkim gospodarczych, których nadejście było dla kremlowskich urzędników oczywiste na długo przed 2014 r.

***

Autorka jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Polityka 39.2015 (3028) z dnia 22.09.2015; Świat; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Dekalog nowego Rosjanina"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną