Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Oj, lepiej trzymać z innymi

Cameron szukał w Warszawie wsparcia dla renegocjacji traktatów UE. Ale go nie dostał

P. Tracz / Kancelaria Prezesa RM
Na luźniejszą Unię, coś w rodzaju strefy wolnego handlu, może sobie pozwolić, i to z trudem, Wielka Brytania. Ale nie Polska. Tu interesy są całkowicie rozbieżne.

Wizytę w Warszawie złożył premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który – jak wiadomo – stara się o renegocjację warunków brytyjskiego członkostwa w Unii i szuka wśród partnerów największego możliwego poparcia.

W niedawnym wywiadzie dla tygodnika „Spectator” Cameron ostrzegł, że obecny kryzys migracyjny i kryzys eurozony skłania doraźnie jego rodaków do westchnienia: „zabierzcie ode mnie tę Europę, bo tylko mam z nią same problemy” (w oryginale, dla ludzi szlifujących angielski: „oh Christ, push Europe away from me, it's bringing me problems”).

Prasa brytyjska od razu skupiła się na tym, że Cameron w Warszawie nie uzyskał zgody na posunięcie, które najbardziej interesuje Brytyjczyków – tj. likwidację świadczeń socjalnych dla nowo przybyłych na wyspy emigrantów. Ogólny jednak wydźwięk rozmów jest przyjazny, gdyż Londyn zdaje się rozumieć naszą sytuację bezpieczeństwa i deklaruje wzmocnienie wschodniej flanki NATO, a także głos za przedłużeniem sankcji UE wobec Rosji jako reakcję na jej postępowanie w stosunku do Ukrainy. Choć z drugiej strony na pewno nie oznacza to brytyjskiej niechęci do gazociągu Nord Stream 2, który niepokoi Polskę i wiele krajów naszego regionu.

Co do innych brytyjskich postulatów – trudno coś konkretnego powiedzieć. Dla przykładu: wzmocnienie konkurencyjności, rynku wewnętrznego i ograniczenia ciężarów regulacyjnych w Unii – to ogólnie pobożne życzenie, każdy się z tym zgadza, istnieje i działa w Unii komisja pod nazwą „Better Regulation Board”. Rzecz w tym, że nie każdy widzi postulaty i metody podobnie.

Dobrze, że rozmawiamy z Londynem i deklarujemy otwartość negocjacji. Rozmawiać i szukać sojuszników wszędzie w Unii – to elementarz polityczny. Źle natomiast, że nowy polski rząd przyznaje się do powinowactwa ideologicznego z eurosceptycznymi konserwatystami brytyjskimi, którzy raz na zawsze chcieliby skończyć z pogłębianiem unijnej integracji i akcentują brytyjską suwerenność.

Na luźniejszą Unię, coś w rodzaju strefy wolnego handlu, może sobie pozwolić, i to z trudem, Wielka Brytania. Ale nie Polska. Tu interesy są całkowicie rozbieżne. Warszawa może się zachowywać jak Londyn dopiero wtedy, kiedy gdzieś na Pradze – może wokół portu nad Wisłą – usadowi się City jako największy europejski ośrodek finansowo-giełdowy i wzrosty na giełdzie będą dorównywały indeksowi FTSE. I także wtedy, kiedy to Polska da pracę na zmywaku przynajmniej milionowi brytyjskich emigrantów. Wtedy powiem: rzeczywiście, mamy podobne interesy.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną