Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Szansa na przebudzenie

PiS i prawica górą? Pytamy, co o debacie sądzą eurodeputowani z różnych frakcji

Unia Europejska / Flickr, CC by 4.0
Europosłowie zwykle nie szczędzą złośliwości, ale podczas wtorkowej debaty w Parlamencie Europejskim zachowywali się dość powściągliwie. Wielu z nich krytycznie ocenia to, co mówiła Beata Szydło.

Debata w Parlamencie Europejskim na temat sytuacji w Polsce to bardzo smutne wydarzenie – powiedział we wtorek przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Fakt że przedstawiciele polskich władz muszą bronić swoich racji, które są kwestionowane w Europie, na świecie i w Polsce, to raczej nie jest powód do zadowolenia.

Opinie polityków PiS, także zasiadających w rządzie, również zdominowała narracja, że swoje brudy powinniśmy prać w domu, a do debaty w Parlamencie niepotrzebnie w ogóle dochodzi. Winą za to politycy PiS obarczali eurodeputowanych z PO. Ci jednak niezmiennie powtarzali, że to nie z ich inicjatywy Parlament Europejski chciał rozmawiać na temat sytuacji w Polsce.

Już po wtorkowej dyskusji w Strasburgu zebraliśmy opinie eurodeputowanych, którzy śledzili ją z ław poselskich w Strasburgu.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz z Europejskiej Partii Ludowej też uważa, że debata raczej nam szkodzi, niż wpływa dobrze na wizerunek Polski: – Już sam fakt, że do niej doszło, jest dowodem na słabnącą pozycję Polski w UE i powinno postawić na nogi nasze służby dyplomatyczne – uważa posłanka. Tym bardziej, że nie posunęliśmy się w debacie ani o krok do przodu i każdy pozostał przy swoim stanowisku.

Poza tym, jak zauważa Janusz Zemke z Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, dyskusja niebywale ożywiła wszystkich eurosceptyków, którzy w obecnym polskim rządzie dostrzegli kogoś, z kim trzeba się utożsamiać i kogo trzeba wspierać. – Skutki tego ożywienia – twierdzi Zemke – nie będą dla nas dobre, nie poprawią naszej pozycji, tylko zmarginalizują nasz kraj.

Jednak z drugiej strony, jak mówi Lidia Geringer de Oedenberg, też z grupy Socjalistów i Demokratów, debata daje szansę na przebudzenie. Może rząd w kraju wreszcie dostrzeże, że to, co się dzieje w Polsce, to nie jest tylko kwestia Polaków, bo przecież nasz kraj przyjął prawo unijne, są traktaty, które musimy respektować, a inni Europejczycy patrzą nam na ręce, tak jak my patrzymy na ręce im. – To nie jest tak, że każdy jest w swojej piaskownicy, i może sobie budować zamki, jakie tylko mu się podoba i burzyć je, kiedy mu się to podoba – przekonuje Geringer de Oedenberg.

Polska pod lupą

Również Róża Thun z Europejskiej Partii Ludowej podkreśla, że właśnie po to kraje wchodziły do Unii Europejskiej, żeby się wzajemnie pilnować i sprawdzać, czy wszyscy przestrzegają zasad praworządności. – To jest nasz obowiązek. I zawsze jak posłowie widzą, że w jakimś innym kraju łamie się prawo, chcą o tym rozmawiać – przekonuje Thun.

Potwierdza to też Rebecca Harms z frakcji Zielonych przypominając, że Parlament Europejski jako najważniejsza demokratyczna instytucja Unii Europejskiej jest głównym miejscem do dyskusji na temat rozwoju wydarzeń w jednym z państw członkowskich. –Szczególnie w sytuacji, gdy niektóre krajowe działania polityczne postrzega się jako odstępstwo od europejskich praktyk demokratycznych. Wówczas PE musi działać. Nie broniąc krajowych i europejskich zasad konstytucyjnych naraża spójność całej Unii.

Niemiecka eurodeputowana dostrzega też, że korzyści z debaty odniesie cała Europa, ponieważ wzrośnie świadomość elementarnych norm demokratycznych, na których opiera się Unia. A o tym nigdy za wiele przypominania. Jej węgierski kolega z grupy Socjalistów i Demokratów Peter Niedermuller uważa, że oceny debaty nie należy sprowadzać do tego, czy przyniosła ona jakieś korzyści czy nie:

Jeśli to, co dzieje się w Polsce, budzi nasz niepokój, to Parlament Europejski ma moralny obowiązek przeprowadzenia podobnej debaty i omówienia wątpliwości – tłumaczy Niedermuller. I dodaje, że gdyby podobne rzeczy działyby się np. w Holandii, Parlament powinien zareagować tak samo. Niedermuller przypomina też, że jeszcze niedawno z podobnych powodów eurodeputowani rozmawiali na temat sytuacji na Węgrzech.

Stonowana pani premier, stonowani posłowie

Premier Beata Szydło była dobrze przygotowana i miała najdłuższe wystąpienia. Niemiecki eurodeputowany z Grupy Socjalistów i Demokratów Knut Fleckenstein podkreśla, że nawet jeśli wielu członków Parlamentu Europejskiego nie zgadza się z polską premier w ocenie sytuacji, to dobrze, że posłowie mieli okazję poznać stanowisko rządu. – Pierwszy krok został zrobiony – twierdzi Fleckenstein.

A Lidia Geringer de Oedenberg podkreśla, że bez względu na to, jak można określić treść wystąpienia pani premier, to jednak w obecnej sytuacji ważne było również to, że szefowa polskiego rządu mówiła w stonowanym tonie, nie padły z jej ust zaczepne słowa, nie było niepotrzebnie jątrzących zwrotów albo wręcz ataków na poprzedników.

Premier Beata Szydło pomogła też atmosfera debaty. Posłowie potrafią być bardzo krytyczni i nie szczędzą złośliwości. Szczególnie szefowie grup lubią bon moty, które potem chętnie podchwytują media. Jednak we wtorek posłowie wypowiadali się znacznie spokojniej niż zwykle, nie było mocnych ataków.

Jan Olbrycht, który przemawiał w imieniu Europejskiej Partii Ludowej, mówił krótko i raczej ogólnie. Nie wyciągał niewygodnych szczegółów i unikał otwartej krytyki. Najostrzejszy zdawał się Guy Verhofstadt, ale i on przycisnął panią premier tylko raz w sprawie komisji weneckiej. Generalnie nie wiało chłodem.

Nawet przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz nikogo nie upomniał w kwestii przekroczonego czasu, a zazwyczaj bardzo tego pilnuje. Przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber, Niemiec z Bawarii, oddał nawet możliwość wystąpienia swojemu zastępcy, który jest Hiszpanem, żeby nie zaogniać sytuacji i nie sprawiać wrażenia, że on jako Niemiec będzie pouczał Polaków czy żądać wyjaśnień.

Czesław Siekierski z Europejskiej Partii Ludowej uważa nawet, że to pani premier zdominowała ton tego spotkania. A fakt, że mówiła o wartościach i cały czas podkreślała, że jest Europejką, wytrącał jej przeciwnikom argumenty z rąk. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz widzi to inaczej, uważa, że pani premier mówiła to, czego od niej w takim miejscu jak Parlament Europejski oczekiwano.

Wspominała więc zarówno o solidarności, jak i o godności, suwerenności czy patriotyzmie, czyli o sprawach, które są ważne dla każdego europosła. – Ważne jednak jest to, co się za tymi słowami kryje. Bo z dotychczasowych wypowiedzi rządu nie wynikało, że PiS jest taki euroentuzjastyczny. Raczej wiele wskazywało na to, że partia pani premier nie lubi za bardzo Europy i najchętniej chciałby, żeby Polska była osobnym bytem – tłumaczy Kozłowska-Rajewicz.

A Janusz Zemke z frakcji Socjalistów twierdzi wręcz, że pani premier mówiła głównie do wyborców w Polsce i kontynuowała swoją kampanię, opowiadając o dobrej zmianie. Natomiast główny problem debaty to raczej fakt, że szefowa polskiego rządu i przedstawiciele głównych frakcji Parlamentu Europejskiego, którzy we wtorek byli jej oponentami, zachowują się tak, jakby mówili w zupełnie innych językach.

No problem czy jest problem?

Skąd więc wrażenie, że większość eurodeputowanych nie widzi problemu w działaniach obecnego polskiego rządu, popiera panią premier i wręcz zachęca ją do działania? To wynika z tego, że była zła formuła tej debaty. Klub, który ma 30 eurodeputowanych, miał trzy wystąpienia, i klub, który ma ponad 200 posłów, też miał trzy wystąpienia. I wrażenie rzeczywiście mogło być takie, że głównie chwalą – tłumaczy Zemke.

Czesław Siekierski też uważa, że przyjęta w podziale głosów metoda D’Hondta tym razem się nie sprawdziła. Jan Olbrycht z Europejskiej Partii Ludowej, która jest najliczniejszym ugrupowaniem w PE, miał tylko dwie minuty na wypowiedź i wypowiadał się w imieniu całego ugrupowania.

Tak się umówiono, żeby nie przenosić do Parlamentu Europejskiego wojny polsko-polskiej – tłumaczy Siekierski. Jednak w rezultacie niewprawiony odbiorca mógł odnieść wrażenie, że Parlament Europejski w większości popiera poczynania rządu Beaty Szydło.

A posłowie prawicy wręcz uważają, że prawa strona wyszła z tej debaty z tarczą. Eurodeputowany Ryszard Czarnecki napisał nawet na Twitterze, że uśmiech pani premier mówi sam za siebie i ogłosił zwycięstwo PiS.

Jednak Agnieszka Kozłowska-Rajewicz przypomina, że audytorium, do którego mówiła polska premier, to nie są niewyrobieni słuchacze. – To są ludzie, którzy dobrze słyszą, co się do nich mówi, i zderzają słowa z faktami, np. z obraźliwymi mailami, którymi przez tygodnie byli zasypywani, albo z faktami opisanymi w artykułach rozpisującej się o Polsce światowej prasy.

Mailem w posła

Jak usłyszeliśmy od posłów, od kilku tygodniu wszyscy eurodeputowani byli zalewani napisanymi według jednego szablonu mailami. Podpisane polskimi nazwiskami listy były wysyłane z setek adresów mailowych do skrzynek biur europosłów. W liście w kilku językach opisywano, jak bardzo niedemokratyczna była Polska pod rządami PO-PSL i jak bardzo demokratyczna jest teraz, o czym świadczyć mają m.in. antyrządowe demonstracje.

Z kolei skrzynki niemieckich eurodeputowanych zalewają obraźliwe maile, w których są wyzywani od faszystów i pouczani, żeby raczej zajęli się bezpieczeństwem swoich kobiet niż sytuacją w Polsce. – Ostatnio też wszyscy eurodeputowani dostali do swoich skrzynek papierowe kolorowe broszury, wydane przez Kancelarię Premiera, pod tytułem „Dobre zmiany dla Polski”, po polsku i po angielsku, ze zdjęciem pani premier Beaty Szydło – mówi Róża Thun.

W Parlamencie Europejskim każde słowo jest ważne, ale jeszcze ważniejsza niż zgrabnie dobrane słowa jest wiarygodność. Straty są już bardzo duże, częściowo nie do odrobienia. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz uważa, że sytuacja jest jednak w części do uratowania. Musimy jednak zmienić swoją retorykę i przede wszystkim politykę w sprawie uchodźców, najważniejszego dzisiaj problemu Unii i włączyć naszą optykę do tego, co robi cała Europa. Nie możemy się odwracać, izolować, wyizolowani niewiele zdziałamy i niewiele będziemy znaczyć. Polska jest silna dzięki byciu w UE, wyrabianie sobie tutaj pozycji i wzmacnianie Unii, która słabnie pod naporem kryzysu migracyjnego i eurosceptycznych populistów, solidarność w najważniejszych europejskich problemach – to nasza droga rozwoju i źródło siły. My jako kraj od kilku miesięcy zachowujemy się dokładnie odwrotnie!

Na razie jednak wisi nad nami rozpoczęta procedura sprawdzania praworządności. Komisarz Timmermans powiedział podczas debaty, że otrzymał kolejny list od polskiego rządu i Komisja będzie go analizować. Trzeba też poczekać na decyzję komisji weneckiej. Natomiast w samym Parlamencie w ramach frakcji politycznych trzeba będzie podjąć decyzję, czy w ślad za debatą ma powstać rezolucja czy nie.

Premier Szydło bardzo zabiegała o to, żeby do rezolucji nie doszło. – Głównie dlatego, że byłaby ona dla nas bardzo niekorzystna – jak tłumaczy Czesław Siekierski. – Powstałby twardy dokument, który można byłoby rozpowszechniać, a bez rezolucji zostaje po prostu dyskusja, po której w dodatku powstało wrażenie, że wiele spraw we wtorek wyjaśniono i ten rząd nie jest taki antyeuropejski, jak się w PE prezentuje.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną