W sprawie imigrantów kraje Unii Europejskiej przestają działać razem, dziś powstają raczej mniejsze koalicje krajów, które są najbardziej dotknięte problemem i które na własną rękę i we własnym towarzystwie wprowadzają rozwiązania zmniejszające napływ imigrantów.
Z jednej strony organizowane są wielkie szczyty na poziomie Unii Europejskiej, ale z drugiej w zaciszu gabinetów poszczególnych krajów, które są bezpośrednio dotknięte problemem imigracyjnym, podejmowane są działania, które mają sprawić, że problem z imigrantami będzie od tych krajów odsunięty.
I jak ostatnio powiedział Filippo Grandi, wysoki komisarz ONZ ds. uchodźców, z tygodnia na tydzień widać coraz wyraźniej, że część krajów unijnych bardziej skupia się na tym, żeby trzymać imigrantów poza granicami, niż na tym, żeby odpowiedzialnie zarządzać ich napływem i pracować nad wspólnymi rozwiązaniami.
Dania właśnie ogłosiła, że przedłuża o kolejne dwa tygodnie kontrole na granicy z Niemcami. Słowacja chce budować płot na granicy z Węgrami i Austrią. Rząd Holandii już pod koniec roku proponował wprowadzenie małej strefy Schengen, złożonej z mniejszej liczby krajów gotowych na współpracę w kwestiach związanych z imigrantami. Premier Węgier zdecydował się nawet ogłosić referendum w sprawie liczby przyjmowanych imigrantów (terminu jeszcze nie podano), twierdząc, że narzucone przez Brukselę kwoty „doprowadzą do przekształcenia etnicznej, kulturowej i religijnej mapy kraju”.
Jednocześnie koalicja, do której należą m.in. Austria, kraje Beneluksu, Finlandia, Niemcy i Szwecja, zaczęła odbywać regularne spotkania. Osobno organizuje się też spotkania z Turcją.
Wspólnie zaczęły też działać kraje, które są na tzw. szlaku bałkańskim: Macedonia, Serbia, Chorwacja, Słowenia i Austria. Organizują się pod przewodnictwem Wiednia, z którego w ostatni piątek wypłynęło zarządzenie o tym, że dziennie na jej terytorium może wjechać tylko 80 osób ubiegających się o azyl i do 3200 udających się dalej tranzytem. Co w praktyce oznacza, że kraje poprzedzające Austrię też więcej imigrantów nie będą przepuszczać.
Kraje szlaku bałkańskiego już od jesieni zeszłego roku wspólnie działają, żeby zmniejszyć przepływ imigrantów. Kontrolują, selekcjonują i wzmacniają poszczególne granice. Większość tych państw wykorzystuje wojsko. W tym tygodniu słoweński parlament zgodził się, żeby wojsko chroniło ich granic. Podobną decyzję wcześniej podjęli już Austriacy i Macedończycy. Na części granic pojawiły się bariery z drutu kolczastego. Imigrantów cofa się do kraju poprzedzającego.
Jak tylko Austria podejmuje jakąś decyzje, to jest ona wprowadzona również na granicy macedońskiej. Czyli gdy w Wiedniu postanowią, żeby nie wpuszczać Afgańczyków, to kilka dni później na granicy macedońskiej szlaban przed Afgańczykami się zamyka. Niedawno Serbia nie wpuściła z Macedonii blisko 600 Afgańczyków, bo jak tłumaczyli, decyzję wcześniej podjęły Austria i Słowenia, więc Serbowie muszą się dostosować. Zarówno Serbowie, jak i Macedończycy w kwestii imigrantów wolą współpracować z Wiedniem, niż zostać z setkami czy nawet tysiącami imigrantów, którym nie są w stanie zapewnić u siebie godnego życia.
W ramach tej współpracy państw korytarza bałkańskiego spotykają się dyrektorzy straży granicznej i ministrowie spraw wewnętrznych, którzy opracowują wspólne strategie. Dlatego imigranci, których nie chce Austria, są automatycznie cofani do Chorwacji, a później w ramach efektu domina do Serbii i Macedonii. Nikt nie wysyła ich bezpośrednio do Grecji, bo Grecja nie podpisała protokołu implementacyjnego do umowy o readmisji z Macedonią, więc nielegalnych imigrantów nie można odesłać z powrotem. Można tylko do Macedonii i Serbii, bo oba kraje w ramach procesów regulacji wizowych podpisały porozumienia z wszystkimi państwami unijnymi oprócz Grecji.
Pewnie dlatego środowy szczyt ministrów spraw wewnętrznych Albanii, Bośni i Hercegowiny, Kosowa, Chorwacji, Macedonii, Czarnogóry, Serbii i Słowenii organizowany jest bez udziału Grecji. Grecy się oburzają i przywołują na dywanik austriackiego ambasadora w Atenach, ale to wykluczenie to tylko kolejny dowód na to, że dzisiaj kraje unijne nie widzą możliwości wspólnego wypracowania strategii, działają więc w mniejszych sojuszach i tylko z tymi, w których dostrzegają chęć współpracy.
Unia nie zdała testu, jaki postawili przed nią imigranci. Bo nawet jeśli mniejsze sojusze na krótką metę zapewniają rozwiązanie, to w dłuższej perspektywie trudno sobie wyobrazić, że nieskoordynowane działania poszczególnych krajów czy poszczególnych koalicji w cudowny sposób zapewnią nam wspólny wynik i przyniosą rozwiązanie korzystne dla całej Wspólnoty.