Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Brazylijskiego rządu nie uratuje nawet były prezydent tego kraju

. . Agência Brasil Fotografias / Flickr CC by 2.0
Nominacja Ignacio Lula da Silva może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego – zamiast podnieść popularność Dilmy, sam zburzy swoją legendę i pogrąży obecny rząd.
Da Silva ze swoją następczyniąMarcelo Sayao/EFE/Forum Da Silva ze swoją następczynią

Były prezydent Ignacio Lula da Silva przyjął propozycję Dilmy Rousseff i został ministrem rządu federalnego. Wielu ocenia ten ruch jako ucieczkę przed zarzutami o korupcję.

O wejściu Luli do rządu Dilmy mówiło się już od kilkunastu tygodni. Oficjalnie obejmie stanowisko ministra ds. prezydencji, czyli szefa gabinetu głowy państwa. W praktyce jednak będzie osobą numer dwa w rządzie, niektórzy komentatorzy mówią nawet, że to on przejmie stery i będzie podejmował najważniejsze decyzje, a Dilma usunie się w cień. Tylko czy powrót legendy rządzącej Brazylią od 2003 r. Partii Robotników (PT) wyprowadzi kraj z chaosu politycznego i recesji gospodarczej, a samą Dilmę uchroni od impeachmentu?

Wiele wskazuje na to, że tym razem magia Luli nie zadziała. Sytuacja w Brazylii, jeszcze kilka lat temu jednej z najszybciej rosnących gospodarek światowego Południa, jest bardzo niestabilna. Między innymi z powodu spadku cen ropy gospodarka kraju skurczyła się w 2015 r. o 3,8 proc. (najwięcej od 1981), a inflacja sięgnęła 10,7 proc. Rząd, pomimo zaangażowania regularnych oddziałów wojska, nie umie sobie też wciąż poradzić z epidemią wirusa Zika.

W dodatku od ponad roku społeczeństwo żyje skandalem korupcyjnym z udziałem ministrów rządu Dilmy i szefów państwowego koncernu naftowego Petrobras. Wszystkie te czynniki doprowadziły do rekordowych spadków poparcia obozu rządzącego – w lutowych sondażach dokonania Dilmy, przeciwko której przygotowywana jest procedura impeachmentu, pozytywnie oceniało jedynie 11 proc. ankietowanych.

Brazylijczycy mają dość swojej władzy i nie kryją frustracji – w poprzedni weekend na ulice największych miast kraju wyszło ponad 3 miliony demonstrantów, domagających się ustąpienia Dilmy ze stanowiska i skazania jej za korupcję.

Właśnie w tym celu ściąga na ratunek Lulę – były prezydent ma zaprowadzić porządek w opisywanym jako „chaotyczny” gabinecie, poprawić notowania rządu, utrzymać stabilność w koalicji z współrządzącym PMBD i uchronić Dilmę przed impeachmentem.

Najpierw musi jednak sam uporać się z zarzutami o korupcję – jest oskarżony m.in. o malwersacje przy handlu nieruchomościami oraz przyjmowanie łapówek na prowadzony przez siebie instytut. W zeszłym tygodniu policja podatkowa w Sao Paolo wystosowała nawet wniosek o areszt prewencyjny dla Luli.

W opinii wielu komentatorów były prezydent wszedł do rządu właśnie po to, żeby aresztu uniknąć – chroni go immunitet i mógłby być sądzony jedynie przez Sąd Najwyższy. Nawet jeśli jednak doszłoby do takiego procesu, Lula jest bezpieczny – większość członków Sądu została powołana za jego kadencji na wniosek Partii Robotników. W efekcie jego nominacja może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego – zamiast podnieść popularność Dilmy sam zburzy swoją legendę i pogrąży obecny rząd.

Na wejście Luli do rządu szybko zareagowały rynki – indeks giełdy w Sao Paolo spadł o 3,6 proc., a brazylijski real stracił 1,7 proc. wobec dolara. Inwestorzy otwarcie grają na dymisję Dilmy i są zgodni – tylko nowy rząd może poprawić sytuację brazylijskiej gospodarki. Minister Lula niemal na pewno jej do tego celu nie przybliży.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną