Czarna wizja dla Europy 2020 r. – w Rosji Putin, w Ameryce Trump, pomiędzy nimi Orbán, Kaczyński, Marine Le Pen, Wilders, Strache. Grecja wypchnięta ze strefy euro i Schengen, jeśli przetrwają. Wielkiej Brytanii nie ma, bo po jej wyjściu z UE, Szkocja i Walia przykleiły się do Europy, pozostawiając Anglików sam na sam z imperialnym bólem fantomowym. A w Niemczech wciąż Angela Merkel – zmęczona i zrezygnowana, pod naporem własnych narodowców i sterowanej demokracji w krajach ościennych. To już nie tylko byłoby potwierdzenie prognozy Ralfa Dahrendorfa z 1997 r., że po erze socjaldemokracji nastąpi stulecie autorytaryzmu, lecz zapowiedź mętu i zamętu w tej Europie, do której doprowadziła nas rewolucja 1989 r.
Pięć kryzysów
Unią Europejską wstrząsają naraz cztery wielkie kryzysy: finansowy grexit, brytyjskie votum separatum, rosyjska agresja na Ukrainę oraz napór uchodźców z krajów muzułmańskich. Ale europejskie debaty 2016 r. ujawniają jeszcze piąty kryzys – samej idei europejskiej jedności.
Zrodziła się z alianckiego zwycięstwa nad III Rzeszą w 1945 r. i zimnej wojny między liberalno-demokratycznym Zachodem i stalinowską dyktaturą na Wschodzie. Jej fundamentem było wcale nie takie oczywiste pojednanie niemiecko-francuskie i – mimo żelaznej kurtyny – polsko-niemieckie, które po 1989 r. umożliwiło „polsko-niemiecką wspólnotę interesów”. Polacy wsparli zjednoczenie Niemiec, a Niemcy wejście Polski do NATO i UE. Nieprzypadkowo wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel swój esej o przyszłości Unii, opublikowany we „Frankfurter Allgemeine”, zaczyna od ukłonu pod adresem kardynała Kominka jako jednego z ojców założycieli Unii.