Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Panamska ściema Davida Camerona. Czy to skończy się jego dymisją?

Suzanne Plunkett/Reuters / Forum
Brytyjski premier przez kilka dni zaprzeczał, a w końcu przyznał, że i on trzymał pieniądze na „wyspie skarbów”.

W Wielkiej Brytanii premier jak żona cezara – musi być poza wszelkim podejrzeniem. Początkowo wyglądało, że jest bezpieczny. W dokumentach panamskich nie padło ani nazwisko Camerona, ani żadnego z jego ministrów. Była to tylko cisza przed burzą. Okazuje się, że także szef konserwatystów połasił się na procenty i trzymał pieniądze na „wyspie skarbów”.

Zaczęło się od niegroźnych pomruków wrogów Camerona: pieniądze inwestował w zamorskich funduszach jego nieżyjący ojciec Ian, jeden z pięciu dyrektorów rady nadzorczej funduszu Blairmore Holdings. To jednak były ogrzewane kotlety – stara afera, o której brytyjskie media wiedziały już parę lat temu. Doradcy i rzecznicy premiera próbowali wyciszyć i tę sprawę. Ale brytyjscy dziennikarze – także wolnych mediów publicznych BBC – nie odpuszczali. W końcu na pytanie, czy Cameron korzystał z kont ojca, padła dość wymijająca odpowiedź: „To prywatna sprawa premiera”. To tylko rozjuszyło żurnalistów.

Nie ma „prywatnie”

W Wielkiej Brytanii taki argument to blotka – nie tak jak w Polsce, gdzie pani premier mówi o kluczowych projektach zmian ustawy aborcyjnej, a potem publicznie się wycofuje rakiem, mówiąc, że mówiła prywatnie. W Londynie premier ma dość minimalne prawo do tak pojętej prywatności i nielogiczności. Na pewno nie w sprawach społecznych czy politycznych pierwszej wagi. Ma za to obowiązek spójnego stanowiska i mówienia prawdy. Albo zalicza maksymalną wpadkę, bo w końcu szydło wyjdzie z worka. Taką wpadkę zaliczył właśnie Cameron.

We wtorek przyparte do muru biuro przy 10 Downing Street oznajmiło w imieniu premiera, że z zamorskich funduszy nie korzystał. Wkrótce potem przemówił sam Cameron. Stanowczo stwierdził, że nie trzyma papierów wartościowych w podatkowych rajach, i przypomniał, jak wielokrotnie piętnował omijanie podatków przez wielkie firmy i zwykłych Brytyjczyków.

Na razie wszystko szło ładnie. W środę pojawił się jednak nowy, bardzo niejednoznaczny komunikat rzecznika Camerona: „Premier nie ma akcji, które będą mu przynosić korzyści w przyszłości”. Od tego zdania już na trzy kilometry pachnie krętactwem. Media i opozycja nie kryły oburzenia. Brytyjczycy nauczyli się nie piętnować polityków przyłapanych na miłosnych aferach, ale po latach zwodzenia przez premiera Tony’ego Blaira – który wysłał ich żołnierzy na wojnę w Iraku na podstawie częściowo zmyślonych doniesień wywiadu – bardzo alergiczne reagują na kłamstwo. Tak było i tym razem.

W czwartek brytyjski premier zdecydował się przestać ściemniać. Udzielił wywiadu komercyjnej telewizji ITV. Przyznał, że także on – a nie tylko jego ojciec – był inwestorem w Blairmore Holdings Limited. Zachomikował tam – dbając o anonimowość i niejednoznaczność prawną – 30 tys. funtów (ponad 160 tys. złotych) i sprzedał w styczniu 2010 r. (tuż przed tym jak został premierem).

Mgła ściemy

Inwestycja była dostatecznie skromna, by on i żona mogli – całkiem legalnie – nie zapłacić w Wielkiej Brytanii podatku od zysków. Gdyby premier przyznał się, że złożył fałszywe zeznanie podatkowe, byłby skończony. Ale i bez tego wokół jego inwestycji wisi mgła krętactwa: Cameron zrobił wszystko, by utrzymać tę inwestycję w tajemnicy.

Sprytnie ulokował pieniądze na Bahamach w postaci „bear shares”, akcji przypominających banknoty, na których nie ma nazwiska inwestora (podobno Cameron senior lubił jeździć do swojego zamorskiego skarbu i liczyć akcje, by sprawdzić, czy ktoś mu ich nie podwędził).

Laburzyści już oskarżyli Camerona o hipokryzję: publicznie piętnował Brytyjczyków inwestujących na „wyspach skarbów”, a sam połasił się – nie tak dawno, już jako lider konserwatystów – na zyski z podatkowego raju.

W okresie, gdy większość Brytyjczyków zaciska pasa, takie działania premiera są dość kompromitujące. „Premier musi dawać przykład, a nie tylko udzielać innym wykładów. Przez sześć lat mówił o reformach systemu podatkowego, a sam ukrywał własny sekret. Przez trzy dni nie umiał powiedzieć prawdy. Do tego upierał się wbrew logice, że fundusz nie miał na celu unikania podatków” – mówił w rozmowie z BBC wiceprzewodniczący Partii Pracy Tom Watson.

Kilka fatalnych tygodni

Afera panamska nie skończy się jednak, tak jak w Islandii, dymisją szefa rządu. Przebąkuje o tym Partia Pracy, także jej wicelider Tom Watson, ale nie wydaje się to realistyczne, także ze względu na osobowość i lekko kosmiczno-lewicowe poglądy szefa laburzystów Jeremy’ego Corbyna. Uwielbiają go młodzi lewicowi londyńczycy, ale dużą niechęcią darzy większość klasy średniej.

Cameron mógłby się zachwiać, gdyby naprzeciw niego w Izbie Gmin stanął polityk centrum z siłą ciosu Tony’ego Blaira. Jednak retoryka Corbyna spłynie po nim jak woda po kaczce: Brytyjczycy – kraj starych arystokratycznych fortun – szczególnie nie lubią, jak z zazdrością zagląda im się do rodzinnych finansów.

Cameron ma w ręku mocne argumenty. Pozbył się akcji dość dawno, zanim stanął na czele rządu. Może się też bronić, że nie chciał grzebać w przeszłości ze względu na pamięć po swoim zmarłym ojcu, a to jest argument, który wielu Brytyjczyków kupi. Cameron nie złamał też prawa, choć odkładał ujawnienie całej prawdy. Przez to kolejny raz traci twarz.

Jego autorytet osłabił się już w lutym i marcu. Obiecywał wówczas partyjnej prawicy nowe układy z Brukselą, a przywiózł wątły kompromis w sprawie zasiłków. Premier ma za sobą kilka fatalnych tygodni. Jego gabinetem wstrząsnęła dymisja eurosceptyka, ministra do spraw polityki socjalnej, a potem groźba zamknięcia wielkich stalowni koncernu Tata. Cameron, który niedawno usiłował przekonać wyborców, że dba tak samo o wszystkich Brytyjczyków, także tych mniej zamożnych, wychodzi z afery panamskiej jako hipokryta.

Najważniejsze jest co innego. Coraz słabszy premier to fatalna wiadomość dla kampanii zwolenników pozostania w Unii. Cameron namawia wyborców do poparcia dalszego członkostwa w Unii, a sondaże pokazują, że przynajmniej na razie jego zwolennicy i przeciwnicy idą łeb w łeb. Jeśli wyborcy przestaną wierzyć w zapewnienia Camerona o pożytkach trwania w Unii, afera panamska może się przyczynić w czerwcu do Brexitu. A to byłoby trzęsienie ziemi dla Wysp i Europy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną