Rafał Woś: – Jak nie krach finansowy, to kryzys wspólnej waluty euro. Trump, Brexit i skrajna prawica, mocna już w każdym niemal europejskim parlamencie. Co się dzieje? Zamykacie kramik ze starą dobrą zachodnią demokracją?
Herbert Kitschelt: – Nie. Dochodzi do zmiany układu sił pomiędzy wielkimi politycznymi obozami. Bez paniki. Takie rzeczy się już zdarzały.
Czyli na przykład Trumpa się pan spodziewał?
Ależ oczywiście, że tak.
Poczytałem trochę pańskich wcześniejszych tekstów i niczego o bezczelnym milionerze, który chce pozamykać granice USA na cztery spusty, nie znalazłem.
Oczywiście nie wiedziałem, że twarzą przemian okaże się akurat on. Podobnie jak nikt nie mógł przewidzieć, że właśnie Marine Le Pen wyprowadzi francuską skrajną prawicę z gabinetu politycznych osobliwości, w którym zamknięty był jej ojciec. A niezbyt poważnie traktowany w swojej partii Jeremy Corbyn będzie dla brytyjskich laburzystów ostatnią deską ratunku na wyjście z pułapki tzw. trzeciej drogi, która okazała się ślepą uliczką. Mnie raczej chodzi o zjawiska, które się za tym kryją.
To proszę bardzo, zajrzyjmy za kulisy tego teatru marionetek. Co pan widzi?
Na początek proszę sobie wyobrazić dzisiejsze zachodnie społeczeństwa jako zbiór trzech typów wyborców. To nie są podziały czysto klasowe, jak chciał Marks, patrząc na XIX-wieczne realia rewolucji przemysłowej. Ale nie jest również tak, jak się niektórym wydawało, że żyjemy w spełnionej utopii. A wszelkie egzystencjalne problemy zachodniego świata zostały już pomyślnie rozwiązane, dlatego znudzonemu, opływającemu w dostatki wyborcy pozostaje tylko wciskanie na przemian dwóch guzików z napisem „partia A” i „partia B”.