Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Czas próby

Z jakimi kłopotami musi się teraz mierzyć UE

„Obywatele nie muszą rozumieć działań Unii, bo to mechanizm bardzo skomplikowany, ale oceniają ją po efektach”. „Obywatele nie muszą rozumieć działań Unii, bo to mechanizm bardzo skomplikowany, ale oceniają ją po efektach”. Getty Images
Rozmowa z Pawłem Świebodą, wicedyrektorem Centrum Europejskiej Strategii Politycznej, wewnętrznego think tanku Komisji Europejskiej, o problemach Unii po Brexicie i kłopocie, jaki ma z Polską.
Paweł ŚwiebodaJennifer Jacquemart/Shimera/EU Paweł Świeboda

Marek Ostrowski: – Komisja Europejska sama mówi, że Unia przeżywa poważny kryzys.
Paweł Świeboda: – Unia jest jak pasażerowie samochodu, który doznał awarii, jeden z pasażerów wysiada i wybiera podróż na własny rachunek, reszta próbuje coś zaradzić, jakoś się ogarnąć. Wielu dotąd uważało, że przystąpienie do Unii jest już na wieki wieków, tymczasem okazało się – co może być z korzyścią dla debaty o Europie – że Unia to dobrowolny związek państw i obywateli, i jeśli ktoś chce z niej wystąpić, to może szukać szczęścia indywidualnie, tylko lepiej, by sobie zdawał sprawę z konsekwencji.

Brytyjski pasażer jest już skreślony?
Odchodzi powoli. W istocie chodzi o lustrzane odbicie negocjacji akcesyjnych. My negocjowaliśmy, żeby wejść, Brytyjczycy będą negocjowali, żeby wyjść. Powstaną okresy przejściowe. Ponad 4,5 mln Brytyjczyków rezyduje w krajach unijnych. Choć bezpośrednie skutki Brexitu nie są może tak dramatyczne, jak oczekiwano, to długofalowo Wielka Brytania bardzo straci, bo nie jest najsilniejszą gospodarką na świecie. To przestroga dla innych.

Ale inni pasażerowie, w tym polski rząd, zaczynają wszystko kwestionować, stan samochodu, kierunek jazdy, uprawnienia kierowcy.
Nie, wszystkiego nie kwestionują. Podstawowe zasady pozostają dla Unii bezsporne: jednolity rynek, cztery swobody (przepływ osób, towarów, usług i kapitału). Ale niezadowolenie jest spore. Państwa nie robią tego, co zadeklarowały, a mechanizm egzekwowania solidarności unijnej opiera się przecież na dobrej woli. Zdecydowano na przykład, że Grecja – w kryzysie uchodźczym – dostanie wsparcie 500 urzędników azylowych, a wysłano do tej pory 61. Szczyty unijne przyjmują górnolotne deklaracje, potem realizowane tylko w części albo wcale. Jest nas dużo w klubie i jeśli próbujemy migać się od obowiązków, to osłabia Unię. Obywatele nie muszą rozumieć działań Unii, bo to mechanizm bardzo skomplikowany, ale oceniają ją po efektach. Musimy się na coś zdecydować. Czy chcemy mieć wspólną politykę handlową wobec USA i Kanady, czy nie? Chcemy wspólnej polityki konkurencji, żeby chroniła wszystkich? W Irlandii toczy się teraz żywiołowa dyskusja na temat orzeczenia w sprawie Apple.

Kiedyś mieliśmy nadzieję na wielkie projekty, coś, co Europejczyków porwie, coś w rodzaju hasła podboju Księżyca dla Amerykanów.
Dawniej przezwyciężano kryzysy podejmowaniem nowych inicjatyw. Dziś panuje inna logika: żeby być wobec siebie bardziej szczerym, zobowiązać się do rzeczy najważniejszych i lepiej je wykonywać.

Na ile w tej skromniejszej Unii ważne są demokratyczne wartości? Komisja i jej szef Jean-Claude Juncker mówią w orędziu o tym zdecydowanie i głośno, polski rząd jest krytykowany w rezolucji przez Parlament Europejski, a minister Waszczykowski odpowiada, że będziemy rezolucję ignorować. Co zatem Komisja może naprawdę zrobić?
Wartości są kluczem do wszystkiego. Bez wspólnego zestawu wartości i interesów, którym nasz projekt europejski ma służyć, nie byłoby sensu go kontynuować. Dopóki istnieje Komisja Europejska, dopóty będzie ich przestrzegać. Procedura w stosunku do Polski opiera się na dialogu, wspólnym szukaniu rozwiązań. Tak jak Stalin kpiąco pytał, ile papież ma dywizji, tak można powiedzieć, że i Komisja nie ma dywizji, by wkraczać i przymuszać do przestrzegania zasad. Ale postępowanie według reguł jest podstawą funkcjonowania europejskiej gospodarki, a procedury sądowe mają to wyegzekwować. To nas odróżnia w świecie od innych: mamy jednolity rynek, te same zasady gry. Nigdzie indziej – w Azji, w Ameryce Południowej, w Afryce – tego rodzaju podejścia nie ma. Bardzo łatwo podważyć skuteczność jednolitego rynku, ale i bardzo trudno go odbudować. Powinniśmy myśleć, co długofalowo wynika ze sprzeciwu wobec prawa europejskiego, i liczyć się z tym, że sami na tym najbardziej stracimy. Jeśli władza jakiegoś kraju nie przestrzega rządów prawa, to wtedy odwracają się od niego inwestorzy, politycznie ma mniejszą siłę. Są przykłady, że pewne państwa różnych reguł nie przestrzegają, zwykle są to krótkie okresy przesilenia, ale generalnie wszyscy potem wracają do wspólnego mianownika. Urok Unii polega też na tym, że pilnuje najwyższych na świecie standardów. Dziś powstało wiele rozbieżności. Ważne, by je przezwyciężyć w drodze dialogu, w walce na argumenty, a nie poprzez obrażanie się i odmowę stosowania reguł. To droga donikąd. Europa nie może być zżerana od środka przez brak poszanowania prawa.

Premier Beata Szydło postuluje ograniczenie inicjatyw Komisji. Pełnia władzy leżałaby w rękach rządów narodowych.
Komisja ma kompetencje zapisane w traktacie. Dotyczą inicjowania legislacji i przedstawiania propozycji. Później decyzje zapadają w Radzie i w Parlamencie Europejskim. To system, który w czasach kryzysów – i ekonomicznego, i emigracyjnego – na ogół się sprawdza. Decyzje, jak na zwyczaje Unii, i tak zapadały w rekordowym czasie, szybciej niż porównywalne rozstrzygnięcia w USA. Dziś nie ma potrzeby zmiany tego systemu. Komisja nie rości sobie żadnego monopolu na prawdę, przedstawia tylko propozycje. Zresztą w orędziu Junckera było wiele odniesień do Polski, więcej niż do jakiegokolwiek kraju. Zyskamy na podwojeniu programu inwestycyjnego, rozwoju rynku cyfrowego i polityce obronnej. Polska przecież zawsze chciała silnej europejskiej obrony.

Trudno utrzymać wspólną walutę bez jednej władzy politycznej, ale chyba w jeszcze większym stopniu odnosi się to do wspólnej armii. Czy nie ma sprzeczności w tym, że chce się wspólnej armii, i głośno mówi o tym, że ściślejsza integracja nie jest potrzebna, a to słychać choćby z Węgier i Polski?
Na początku nie ma tych sprzeczności, bo mówimy na razie o wspólnych projektach, które pozwolą na ogromne oszczędności w zakupach uzbrojenia, umożliwią powstanie wspólnego centrum dowodzenia, bo w 30 operacjach unijnych w ostatnich 10 latach za każdym razem tworzono takie centra od nowa. Nie zawsze jest na to czas, bo na ogół trzeba reagować szybko. To podstawowe projekty, które Unia powinna realizować. Rzeczywiście, pojawi się później pytanie, czemu wspólna obrona europejska ma służyć. Zachodowi Europy chodzi o wyzwania związane z terroryzmem i niestabilnością na Bliskim Wschodzie i w Afryce; w naszym regionie dominuje pogląd, że to obrona terytorium. W pierwszej fazie obronę można organizować dla obu tych potrzeb. Do wspólnej strategii – daleka droga. Trzeba zbudować wspólne zaufanie.

A w jakim gronie? Francja i Niemcy wypuściły nieoficjalny projekt zacieśnienia szóstki Małej Europy.
Dziś szukamy spójności, poczucia wspólnoty w gronie 27 krajów. Wola dalszej integracji jest niezwykle silna, bo nie ma lepszego rozwiązania. Żyjemy w czasach większej współzależności i czy to się będzie nazywało Unią Europejską czy inaczej, to integracja na kontynencie będzie trwała. A w jakim gronie – to zależy od poszczególnych krajów. To jest moment „sprawdzam”. Można powiedzieć odwrotnie, że Mała Europa wykazała wielką wstrzemięźliwość, bo przecież przed Bratysławą mogła zwołać swój szczyt i postawić warunki innym. Tak się nie stało, bo im zależy na jedności. Kanclerz Merkel objeżdżała stolice, tak samo przewodniczący Tusk i Juncker, sprawdzali solidarność w gronie 27 państw. Ale jeśli to się nie powiedzie w gronie 27, to trudno wykluczyć, że pojawią się projekty zacieśnienia integracji w mniejszej grupie.

Powstała mapa stanowisk poszczególnych krajów po Brexicie.
I wygląda jak układ planetarny. Mamy różne grupy państw popierających różne projekty. Nikt tego nie próbuje upiększać. Różnice dotyczą inicjatyw w dziedzinie obrony, kształtu polityki migracyjnej, azylowej, przyszłości strefy euro, dalej: czy ściskać gorset fiskalny czy wydawać więcej pieniędzy? Mamy podziały w sprawie unii bankowej i gwarancji depozytów, przepływu pracowników, w sprawach klimatycznych. Po raz pierwszy nie mówimy, że wszystko jest dobrze.

Co więc da mapa drogowa z Bratysławy?
Nie obyło się bez sporów i różnic opinii, ale na szczycie uzgodniono rodzaj nowego otwarcia dla Unii. Po pierwsze, dwudziestka siódemka podkreśliła, że chce iść dalej razem. Nie ma zatem dzisiaj wątpliwości co do intencji poszczególnych krajów. Po drugie, w trakcie następnych kilkunastu miesięcy ma być wypracowana inna oferta. Dawniej liderzy zakładali, że mają obywatelski mandat i mogą w miarę swobodnie robić to, co uznają za stosowne. Teraz wszystko ma być przepuszczane przez sito społecznego poparcia. Po trzecie, uzgodniono, że priorytetem będzie odpowiedź na poczucie braku bezpieczeństwa wśród obywateli, wywołanego zarówno presją migracyjną, jak i terroryzmem czy niskim wzrostem gospodarczym. Wiele ma się wydarzyć w najbliższych miesiącach: od pełnej operacyjnej sprawności nowej Europejskiej Straży Granicznej po przedłużenie programu inwestycyjnego. Jak wszystko dobrze pójdzie, na marcowym szczycie w Rzymie z okazji 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich Unia będzie mogła powiedzieć, że najgorsze ma za sobą.

Był pan szefem think tanku o wymownej nazwie Demos Europa. Budowanie europejskiego ludu się jednak nie udaje.
Bo bardzo się boimy debaty o europejskiej tożsamości. Ale to błąd, który się będzie mścił. Przecież można mieć podwójną tożsamość: być patriotą każdego z krajów, a jednocześnie być Europejczykiem. Powinniśmy wykorzystać energię milionów młodych Europejczyków. Juncker w orędziu zaproponował Europejski Korpus Solidarności dla młodych po to, by Unia była związkiem ludzi, nie tylko rządów. By nie było tak, że jesteśmy ze sobą na noże i negocjujemy tylko absolutne minimum współżycia. Taka Unia byłaby nietrwała. Musimy odbudować niezbędne poczucie wspólnoty. Nie ma też dawnej infrastruktury związków transatlantyckich. Europa jest ludnościowo coraz mniejszą częścią globu, teraz 8 proc. świata, niedługo będzie to tylko 5 proc. Mamy wielkie aspiracje, lecz trzeba je wspólnie realizować.

Suwereniści, nie tylko w Polsce, chcą odebrać Unii władzę, choć widać, że wielu poważnych problemów nie można rozwiązać inaczej niż wspólnie, a znów populiści obwiniają Unię za problemy, których rządy narodowe nie są w stanie rozwiązać. Trudno zrozumieć narzekanie na Unię i zarazem obrzydzanie jej.
Unia jest stosunkowo bezbronna. Stanowi wyraz wspólnej woli Europejczyków, lecz nie ma swoich mediów, swoich sił, które może uruchomić we własnej obronie. Nie ma kompetencji w obszarze edukacji i kultury. Dlatego w Unię najłatwiej uderzyć. Partie polityczne w poszczególnych krajach powinny myśleć nie o doraźnych słupkach poparcia, lecz o dłuższej perspektywie. Brexit może być momentem próby dla nas wszystkich, pokaże, co warte jest członkostwo w Unii w porównaniu z szukaniem w pojedynkę szczęścia w świecie.

***

Paweł Świeboda – absolwent London School of Economics, politolog i dyplomata, współzałożyciel i wieloletni prezes think tanku demosEuropa – Centrum Strategii Europejskiej w Warszawie. W latach 2001–06 jako dyrektor Departamentu Unii Europejskiej w MSZ odpowiadał za negocjacje akcesyjne Polski z Unią Europejską.

Polityka 39.2016 (3078) z dnia 20.09.2016; Temat tygodnia; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Czas próby"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną