Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Jednak nie muzułmanka

Sorin Grindeanu Sorin Grindeanu Octav Ganea/Inquam Photos/Reuters / Forum

Premierem Rumunii miała być po raz pierwszy kobieta, w dodatku muzułmanka. Kandydatury Sevil Shhaideh nie poparł jednak prezydent. Nieoficjalnie twierdząc, że powodem jest sympatia dla rządów Baszara Asada, którą mąż pani Shhaideh, syryjski biznesmen, chwalił się w mediach społecznościowych. Kandydatura Shhaideh od początku wzbudzała spore kontrowersje. Ekonomistka, związana z Konstancą nad Morzem Czarnym, jest mało znana w stolicy, pozbawiona zaplecza politycznego i postrzegana raczej jako technokratka, nawet nie z drugiego, lecz z trzeciego szeregu. W dodatku blisko związana i ślepo lojalna wobec zwycięskiego lidera PSD Liviu Dragnei. No i wyznająca islam w kraju, w którym większość prawosławna stanowi ponad 80 proc., a muzułmanie – zaledwie ok. 1 proc. Choć z kolei prezydent Klaus Iohannis, z niemieckimi korzeniami, też nie wyznaje prawosławia, tylko protestantyzm.

Socjaldemokraci (PSD), którzy wygrali grudniowe wybory, co w skręcającej na prawo Europie było sporym zaskoczeniem, wysunęli więc na stanowisko premiera Sorina Grindeanu, 43-letniego byłego ministra ds. łączności i społeczeństwa informacyjnego i byłego wiceburmistrza Timisoary. Zaakceptowany przez prezydenta Grindeanu, podobnie jak Shhaideh, też jest wiernym współpracownikiem lidera PSD. W koalicyjnym z liberałami i demokratami rządzie znalazło się w sumie siedem kobiet, w tym pierwsza minister spraw wewnętrznych. A szefem dyplomacji został doświadczony i chwalony Teodor Meleşcanu, co przy obchodach dziesięciolecia w Unii i przygotowaniach do prezydencji, którą Rumunia ma objąć we Wspólnocie za dwa lata, też ma niemałe znaczenie.

Polityka 2.2017 (3093) z dnia 10.01.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 12
Reklama