Parlament Wenezueli nie uznaje prezydenta, a prezydent parlamentu.
Kontrolowane przez opozycję Zgromadzenie Narodowe ogłosiło w Wenezueli, że prezydent Nicolas Maduro „porzucił swój urząd”. Przewodniczący parlamentu argumentował, że dopuszczając do tego, iż kryzys ekonomiczny wymknął się spod kontroli, prezydent w istocie przestał wypełniać swoje obowiązki. Z kolei Trybunał Konstytucyjny, wspierający prezydenta, szybko uznał, że postanowienie parlamentu jest niekonstytucyjne. Maduro nie mógł jednak wygłosić (zapisanego w konstytucji) dorocznego orędzia o stanie państwa przed Zgromadzeniem, które przestało go uznawać za głowę państwa, więc uczynił to do kamer telewizyjnych w siedzibie Sądu Najwyższego. To akurat Trybunał uznał za zgodne z ustawą najwyższą. W swoim wystąpieniu prezydent po raz kolejny wytłumaczył, że winę za kryzys ponoszą topniejące ceny ropy naftowej oraz elity biznesu, które do spółki z imperialistami z USA sabotują antykryzysowe poczynania rządu. Była i wisienka. Prezydent Maduro wstrzymał decyzję o wycofaniu z obiegu najpopularniejszego banknotu o nominale stu boliwarów, już dwukrotnie przekładaną, co za każdym razem wywoływało panikę rynkową. Operacja wymiany waluty ma ostatecznie ruszyć 20 lutego.