Tym razem sondaże nie kłamały. Do drugiej tury wyborów prezydenckich przechodzą Marine Le Pen i Emmanuel Macron.
Mamy różne projekcje wyniku, ale zwycięska dwójka pierwszej rundy już się najprawdopodobniej nie zmieni. A kto wygra w drugiej? Czy sondaże przewidujące miażdżącą porażkę frontu narodowego Le Pen w konfrontacji z frontem republikańskim wokół Macrona znów okażą się prawdziwe?
Marine Le Pen liczyła na więcej
Zapewne tak. Le Pen liczyła na więcej w pierwszej turze. Jej wynik w tym sensie musiał ją rozczarować. I ucieszyć jej rywala, a wraz z nim wszystkich, którzy nie chcą Francji nacjonalistycznej, izolującej się od Europy, zamykającej granice nie tylko przed imigrantami, ale też przed wspólnym rynkiem i szykującej się do wyjścia z Unii Europejskiej.
Jeśli do 7 maja nie zdarzy się coś, co wstrząśnie Francją, prezydentem zostanie więc lider ruchu En Marche! (Naprzód!), a ustanowiona przez generała de Gaulle’a ponad pół wieku temu V Republika nie wyląduje na śmietniku historii. To dobra wiadomość dla Unii, dla Europy borykającej się z nacjonalistycznymi populizmami, a zatem i dla Polski. Dobra nawet dla Brytanii, bo zwiększa się szansa na cywilizowany rozwód z UE. Zła dla Putina i europejskiej skrajnej prawicy, która życzyła wraz z Kremlem zwycięstwa Le Pen.
Oczywiście, na pierwszej rundzie walka się nie kończy. Nie skończy się ona nawet po ostatecznym zwycięstwie Macrona. Wyborcy Le Pen nie emigrują z Francji. Front Narodowy będzie liczył na dogrywkę w nadchodzących wyborach parlamentarnych i może zrobić dobry wynik. Na razie jednak jest w defensywie. Atak został odparty.