Zdemontowanie – a mówiąc bez eufemizmów: zburzenie pomnika ku czci Ukraińskiej Powstańczej Armii w Hruszowicach zakrawa na jawną prowokację. To prawda, pomnik wybudowano bez zezwolenia w 1994 r. i zgodnie z obowiązującym prawem powinien zostać rozebrany. To był pierwszy tak okazały pomnik sławiący UPA z napisami „Bohaterom UPA. Chwała bojownikom za wolną Ukrainę”. Stanął na cmentarzu komunalnym w Hruszowicach w gminie Stubno. Nie był to nagrobek, upamiętnienie wybudowano w miejscu, gdzie nie było żadnego pochówku.
Brak porozumienia, pomnik stał
Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jej sekretarz Andrzej Przewoźnik wielokrotnie w sprawie uregulowania statusu pomnika interweniowała w Gabinecie Ministrów Ukrainy, gdzie funkcjonowała bliźniacza Międzyresortowa Komisja ds. Upamiętnienia Ofiar Wojny i Represji Politycznych. Do porozumienia nie dochodziło, strona ukraińska nie reagowała na monity. I pomnik stał.
To prawda, drażnił wiele osób, zwłaszcza jego wystrój i to, że górował nad wiejskim cmentarzem. Hruszowice leżą blisko Przemyśla, blisko granicy z Ukrainą, na terenach, gdzie dochodziło do krwawych konfliktów polsko-ukraińskich w latach II wojny światowej i po niej, a następnie objętych Akcją „Wisła”, gdy z terenu pogranicza i Bieszczad ówczesne polskie władze wysiedliły blisko 140 tys. Ukraińców, Łemków i Bojków, stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej za działania UPA.
Właśnie w tych dniach przypada okrągła 70. rocznica tego wydarzenia, potępionego zresztą przez Senat RP. Dziesięć lat temu, w 60. rocznicę rozpoczęcia Akcji „Wisła”, prezydent Lech Kaczyński krytycznie odniósł się do decyzji władz komunistycznych z 1947 r.
Właśnie teraz w Przemyślu trwają obchody rocznicowe (polski rząd odmówił Związkowi Ukraińców w Polsce dotacji na ten cel), przyjechali Ukraińcy z całego świata, ci, którzy przeżyli Akcję „Wisła” lub ich potomkowie, ci, którzy wówczas stracili swe miejsce na tej ziemi. Zamieszkiwanej zresztą od wieków. Stracili domy i świątynie, krajobraz, jaki uważali za rodzinny. Wyburzenie pomnika teraz właśnie jest wysoce niestosowne i obraźliwe. Wygląda, jakby wójt gminy chciał zakłócić i popsuć rocznicowe uroczystości, organizowane zresztą wspólnie przez Ukraińców i Polaków.
Czy naprawdę było to Polakom potrzebne?
W dodatku do wykonania rozbiórki nie zaangażowano profesjonalnej ekipy budowlanej, dokonali tego „dzieła” członkowie prawicowych organizacji, m.in. działacze Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej, ci sami zresztą, którzy chwalą się swym udziałem w niszczeniu ukraińskich upamiętnień. Poinformował o tym zdarzeniu na Twitterze poseł Robert Winnicki. Za zgodą wójta, a nawet ku jego wyraźnej satysfakcji. Wszystkie te okoliczności sprawiają, że demonstracja w Hruszowicach jest niestosowna i prowokacyjna.
Czy naprawdę było to Polakom potrzebne, czy polsko-ukraińskie relacje muszą wytyczać takie właśnie wydarzenia? Czy tego potrzebuje polska racja stanu? Trudno się dziwić, że wywołało ono gwałtowną reakcję MSZ Ukrainy.