Unia znowu ma swój silnik, może więc jechać dalej. Ten silnik nie jest jednak nowy, tylko naprawiony, posklejany i połatany, zapewne idealnie działać nie będzie. Będzie się zacinał i krztusił, a przy większym mrozie może nawet nie odpalić. Jednak na razie ruszył i toczy się. Ale jedna rzecz to silnik, a inna to liczba kierowców, którzy chcą narzucać trasę. Tu też mogą pojawić się kłopoty.
Macron był jedynym kandydatem we francuskich wyborach, który zamiast stawiać Unii żądania i ją krytykować, zaryzykował i stanął za nią murem. Wygrał. Zaufało mu blisko 65 proc. głosujących. A wielu innych Europejczyków pokłada w nim olbrzymią nadzieję. Wierzą, że tchnie we Wspólnotę nowego ducha i razem z kanclerz Angelą Merkel znowu postawią Unię na nogi.
Merkel może mieć swoje obawy, ale z drugiej strony cieszy się, że francuskich wyborów nie wygrała pani Le Pen, wielka przeciwniczka Unii. Wie, że Macron, jakkolwiek radykalny w swojej wierze w Unię by nie był, to świetnie, że w ogóle o Wspólnocie myśli i że w nią wierzy.
Pani kanclerz w swoich ruchach jest znacznie bardziej ostrożna, dłużej analizuje każdy krok, bo wyobraźnia i doświadczenie podpowiadają jej, jakie mogą być konsekwencje. Ta ostrożność i kalkulacja nie zawsze sprzyjają rozwojowi. A Macron to nowa energia. Zapał i entuzjazm, któremu łatwo się poddać.
Mapa drogowa dla UE
Na miejscu kanclerz Merkel zaniechaniem wobec Unii byłoby z tej energii nie skorzystać. Na wczorajszym spotkaniu w Berlinie powstał pomysł mapy drogowej, która miałaby zbierać wszystkie wspólne projekty w Unii Europejskiej i w strefie euro. O szczegółach Merkel i Macron mają rozmawiać po czerwcowych wyborach parlamentarnych we Francji, wtedy będzie wiadomo, czy entuzjazm Macrona będzie mógł przełożyć się na realne działanie.
Unia, o której rozmawiano wczoraj w Berlinie, to Unia kilku prędkości, której podstawą będzie strefa euro. Macron przekonuje m.in. do wprowadzenia osobnego budżetu i ministra finansów w strefie euro, co nawet Niemcom nie do końca się podoba. Łatwiej pewnie będzie przełknąć wspólną politykę zagraniczną, bezpieczeństwa i rozwojową. Ale na pierwsze uszczegóławianie mapy drogowej przyjdzie czas pewnie w czerwcu, a na kolejne po wrześniowych wyborach w Niemczech.
Chemia pomiędzy panią M. a panem M. to prezent dla Unii Europejskiej. Nawet jeśli ich wizja Europy nie do końca pokrywa się z tym, co chciałaby widzieć Warszawa. Niestety może się okazać, że dla uratowania Wspólnoty te kroki trzeba będzie podjąć. I teraz nad Wisłą warto się zastanowić, co zrobić, żeby Polska, nawet jeśli nie będzie w tym głównym europejskim nurcie, to żeby miała wpływ na kierunek zachodzących w Unii zmian.