Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Idzie głód

Czy dojdzie do największej klęski głodu w Afryce?

W ciągu 72 godzin PAH jest w stanie wybudować tymczasową instalację dostarczającą wodę. Woda to podstawa: bez niej nie można np. ugotować ryżu, który dostarcza Światowy Program Żywnościowy. W ciągu 72 godzin PAH jest w stanie wybudować tymczasową instalację dostarczającą wodę. Woda to podstawa: bez niej nie można np. ugotować ryżu, który dostarcza Światowy Program Żywnościowy. Ewa Ratynska PAH / Wikipedia
Jedzenia na świecie nie brakuje. Dlaczego więc tego lata dojdzie do największej klęski głodu w historii? W Nigerii, Sudanie Południowym, Somalii i Jemenie może zagrozić życiu 20 mln ludzi.
Kiedy jest susza, uruchamia się hierarchia w dostępie do żywności. Jedzą najpierw dojrzali mężczyźni i dzieci. To, co zostaje, jedzą kobiety, a dopiero na końcu starcy.David Turnley/VCG/Corbis Kiedy jest susza, uruchamia się hierarchia w dostępie do żywności. Jedzą najpierw dojrzali mężczyźni i dzieci. To, co zostaje, jedzą kobiety, a dopiero na końcu starcy.

Artykuł w wersji audio

Klęska głodu nie spada na ludzi nagle: poprzedza ją susza, złe zbiory, pomór bydła, wojna. Można się przygotować. Także tym razem eksperci wiedzieli przynajmniej od początku roku, że głód nadejdzie. I chociaż w czasie poprzedniej klęski w 2011 r. głód w Somalii zabił 260 tys. osób, a politycy i działacze organizacji pomocowych obiecywali, że „nigdy więcej”, dziś wszystko wskazuje, że katastrofa się powtórzy, tylko na większą skalę. Jaką? Nie wiadomo; eksperci szacują, że zagrożonych jest nawet 20 mln ludzi. Naturalnie tylko niektórzy z nich umrą, ale i tak straszny rekord sprzed sześciu lat niemal na pewno zostanie pobity.

W Somalii głód przyniósł już pierwsze ofiary śmiertelne. Apogeum katastrofy jeszcze przed nami: najgorsze nadejdzie na początku czerwca, o ile deszcze nie przyjdą wcześniej i nie będą obfite. Na razie jednak nic tego nie zapowiada.

1.

Głód grozi czterem krajom: Jemenowi, Somalii, Sudanowi Południowemu i Nigerii. Wszystkie cztery mają podobne problemy. Wszystkie są pustynne albo leżą na granicy pustyni. Brak jedzenia dotyka najczęściej miejsc, w których ludzie (ale też ich zwierzęta i uprawy) są szczególnie wrażliwi nawet na drobne zawirowania klimatu. Wystarczą spóźnione deszcze, susza. Tak było tam zawsze, ale tym razem sytuację pogarszają globalne zmiany klimatu, które pogodę czynią nieprzewidywalną. Według brytyjskiego National Centre for Atmospheric Science ilość opadów w regionie odrobinę wzrosła (o 0,3 mm rocznie) w latach 1996–2011 z powodu globalnego ocieplenia. Zmieniły się jednak miejsca, w których pada: w dużej części regionu pustynia przesuwa się na południe, odbierając ludziom uprawy, a ich zwierzętom pastwiska.

We wszystkich czterech krajach dotkniętych suszą nie działa administracja. Władze w Nigerii należą do najbardziej skorumpowanych na świecie – w rankingu Transparency International w 2016 r. zajęły 136. miejsce na 176 badanych. Niesprawność administracji w tym kraju jest legendarna. Co więcej, głód nęka przede wszystkim regiony, w których działa islamistyczna partyzantka Boko Haram, a więc tereny, na których w praktyce toczy się wojna domowa, a cywile uciekają przed przemocą islamistów oraz armii rządowej.

Wojny domowe na dużą skalę toczą się w Jemenie, Somalii i Sudanie Południowym. W Somalii rząd zwalcza islamistów z Al-Szabab. W Jemenie skomplikowana wielostronna wojna domowa toczy się pomiędzy szyickimi powstańcami z ruchu Huti, ich przeciwnikami wspieranymi przez Arabię Saudyjską (uważającymi się za legalny rząd) oraz terrorystami z tzw. Państwa Islamskiego, którzy walczą ze wszystkimi. W Sudanie Południowym trwa kolejna odsłona ciągnącej się od stuleci wojny pomiędzy dwoma głównymi grupami etnicznymi, ludami Dinka i Nuer. Obie strony traktują głód jako broń.

Wszystkie cztery kraje dotknięte głodem mają fatalną infrastrukturę. Nie ma dróg, mostów, w wielu miejscach telefony działają tylko przez satelitę. W Somalii jest jedna asfaltowa droga prowadząca z północy na południe kraju. W Sudanie Południowym drogi są rozjechanymi przez ciężarówki błotnymi traktami, często nieprzejezdnymi. W marcu 2017 r. Światowy Program Żywnościowy, agenda ONZ udzielająca tam pomocy, w niektórych regionach kraju musiała zrzucać paczki z jedzeniem z samolotów, ponieważ w żaden inny sposób nie udało się tam dotrzeć.

Pomoc najbardziej utrudnia wojna. Nie ma co liczyć na współdziałanie rządu i jego przeciwników – jest dobrze, jeśli nie chcą się przy okazji obłowić. Koszty niesienia pomocy w czasie konfliktu dramatycznie rosną. Pracownikom organizacji niosących pomoc trzeba zapewnić bezpieczeństwo, czyli wydać pieniądze na drogą ochronę, oraz zapłacić im ekstra za pracę w niebezpiecznych warunkach (nawet idealiści, a tylko tacy są skłonni pracować w tak niebezpiecznych miejscach, nie chcą tego robić za darmo). Podobnie z transportem: w tych krajach zawsze jest drogi, a podczas wojny ceny stają się absurdalne. Najdroższe są zrzuty lotnicze. Koszt dostarczenia worka ryżu tą drogą może przekraczać jego cenę nawet kilkanaście razy.

2.

Justyna Stępień z Polskiej Akcji Humanitarnej wróciła z Mogadiszu, gdzie PAH prowadzi pomoc dla głodujących (ale nie tylko tam, działa bowiem w kilku miejscach w Somalii). – Ludzie tracą zwierzęta. Bydło albo pada, albo jest sprzedawane, ale za bardzo niską cenę. Handlarze wykorzystują to, że ludzie próbują wyprzedać majątek, by mieć pieniądze na jedzenie. Dlatego nawet po sprzedaży i tak nie starcza im pieniędzy na długo. Ich pola uprawne wyschły z braku wody.

Europejczycy często wyobrażają sobie głód jako sytuację, w której nikt nie ma co jeść. Tymczasem wobec klęski zawsze są równi i równiejsi. Żywność zwykle można kupić, ale jej cena jest tak wysoka, że biednych na nią nie stać. Dlatego umierają z głodu.

Stępień: – Somalijczycy idą do obozów w miastach w poszukiwaniu pomocy. Wiedzą, że tam mają większe szanse niż na wsi. Chociaż najtrudniejszy moment nadejdzie w czerwcu i lipcu, już dziś obozy pęcznieją. Codziennie w obozach natykałam się na nowych przybyszy. Przychodziło kilkadziesiąt, czasem kilkaset osób dziennie.

W ciągu 72 godzin PAH jest w stanie wybudować tymczasową instalację dostarczającą wodę, w ciągu dwóch tygodni – lepszą, stałą. Woda to podstawa: bez niej nie można np. ugotować ryżu, który dostarcza Światowy Program Żywnościowy.

Polacy robią także transfery gotówkowe (za pieniądze z grantu Unii Europejskiej). To coraz bardziej popularny sposób. W Somalii wszyscy płacą telefonami komórkowymi. Działa tam bardzo pomysłowy system, który zastępuje brak rodzimej waluty (wszyscy używają amerykańskich dolarów, ale w gotówce w obiegu są tylko wysokie nominały; drobniejsze sumy przesyła się przez telefon). Rodzina dostaje więc gotówkę „do ręki” i decyduje, na co ją wyda. Kupuje to, co jest jej najbardziej potrzebne. Czasem jedzenie, czasem materiały do budowy domu.

3.

Pieniędzy jest oczywiście stale za mało. Nie zasoby są jednak podstawowym problemem, tylko moment, w którym się pojawiają: zawsze za późno. Rządy sięgają do swoich skarbców dopiero wówczas, kiedy politycy (i ich wyborcy) zobaczą w gazetach i na ekranach telewizorów umierające z głodu dzieci. Cierpienie musi być widoczne, żeby ruszył „przemysł pomocy”.

Debbie Hillier, analityczka wielkiej brytyjskiej organizacji Oxfam, opisała ten mechanizm na przykładzie klęski głodu z 2011 r. Złe zbiory z powodu suszy notowano już w grudniu 2010 r. Na początku lutego organizacje pozarządowe ostrzegały, że głód nadejdzie, a jeśli nie nadejdą deszcze, które padają zwykle od kwietnia do czerwca, katastrofa osiągnie nienotowaną od lat skalę. W połowie maja było już jasne, że sprawdza się najgorszy wariant. W lipcu ONZ ogłosił, że Somalię dotknął największy głód w historii – i poprzedzało go 12 miesięcy suszy (równie drastycznej suszy nie notowano od 60 lat).

Przez dziewięć miesięcy – od grudnia 2010 do sierpnia 2011 r. – pomoc żywnościową otrzymywało tylko 700 tys. Somalijczyków, chociaż potrzeby były znacznie większe. Na pomoc dla pozostałych nie było pieniędzy. Dopiero w sierpniu, po oficjalnym ogłoszeniu klęski głodu, zachodnie rządy i ONZ uruchomiły fundusze. Przez dziewięć pierwszych miesięcy wydano na pomoc głodującym 400 mln dol. W ciągu dwóch kolejnych – 800 mln. W październiku 2011 r. z pomocy żywnościowej korzystało już 2,5 mln Somalijczyków. Dla 260 tys. nadeszła ona za późno. Na jesieni zresztą spadły deszcze i sytuacja zaczęła się poprawiać.

Pomoc, która przychodzi za późno, jest w dodatku bardziej kosztowna. M.in. dlatego, że organizacje humanitarne muszą kupować żywność po wyższych cenach. Ekonomistka Courtenay Cabot Venton oszacowała, że w 2015 r. spóźniona pomoc dla ludzi dotkniętych suszą w Etiopii kosztowała 1,7 mld dol.; gdyby udzielić jej odpowiednio wcześnie, można byłoby zaoszczędzić miliard dolarów. Najważniejsze jednak nie są tu oszczędności: dziesiątki tysięcy ludzi nie cierpiałyby wówczas głodu.

System finansowania pomocy humanitarnej nie jest w ogóle przygotowany do reagowania, zanim kryzys nadejdzie – twierdzi Hillier.

4.

W 2011 r. pojechałem na pustynię w północnej Kenii, żeby napisać tam dla „Gazety Wyborczej” reportaż o głodzie. Plemiona pustyni żyją zawsze na granicy biologicznego przetrwania. Każdy problem w ekosystemie – nagły wzrost cen ryżu, spóźnione deszcze – powoduje, że jedzenia nie starcza dla wszystkich. W wielu wspólnotach niedożywienie jest stanem permanentnym i zwyczajnym. Ludzie radzą sobie z nim tak, jak radzili od stuleci. Kiedy jest susza, uruchamia się hierarchia w dostępie do żywności. Jedzą najpierw dojrzali mężczyźni (bo bez nich rodzina nie istnieje) i dzieci (bo do nich należy przyszłość). To, co zostaje, jedzą kobiety, a dopiero na końcu starcy. Przy każdej klęsce głodu – a głód powraca tam regularnie co kilka lat – umierają najsłabsi.

Takich ofiar nikt nawet nie liczy. To codzienność. Wielka klęska głodu wygląda inaczej: susza zabija całe stada i niszczy całe wspólnoty. Koczownicy migrują do miast i roztapiają się w morzu mieszkańców slumsów.

Kenijczycy uczą się jednak radzić sobie z tym problemem. Po głodzie w 2011 r. rząd kenijski złożył publiczne zobowiązanie, że do 2022 r. wyeliminuje klęski głodu wywołane suszą. Rządowy program zabezpieczenia przed głodem wykorzystuje obiektywne, naukowe kryteria zagrożenia suszą, takie jak poziom opadów. I kiedy sytuacja odbiega od normy, natychmiast uruchamia pomoc finansową. 100 tys. najbiedniejszych rodzin dostaje wówczas bezwarunkową pomoc od państwa: niecałe 30 dol. miesięcznie. To wystarcza.

Ale Kenia ma rząd. Jest oskarżany o korupcję i nigdy nie był uznawany za wzorzec sprawnego działania, ale działa. Pierwszym krokiem do rozwiązania problemu głodu jest więc polityka.

Polityka 22.2017 (3112) z dnia 30.05.2017; Świat; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Idzie głód"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną