Fala aresztowań po ostatnich zamachach w Wielkiej Brytanii towarzyszy debacie o zaostrzeniu prawa antyterrorystycznego.
Trzeci atak terrorystyczny w ciągu trzech miesięcy dominuje ostatnie dni brytyjskiej kampanii wyborczej. Brexit schodzi na drugi plan, na czoło wysuwa się terroryzm islamistów. Po raz drugi jeden z głównych londyńskich mostów stał się sceną masakry. Trzej mieszkańcy Londynu taranowali przechodniów furgonetką i zabijali ciosami noży przypadkowych ludzi, którzy w ciepły wieczór wypełnili okoliczne lokale. W ciągu 8 minut pomiędzy pierwszym alarmem a kontruderzeniem policji zginęło siedem osób, a blisko 50 odniosło rany. Napastnicy zostali zastrzeleni, policja szybko ich zidentyfikowała. Nastąpiła fala aresztowań, co oznacza, że nie działali sami.
Liderzy partyjni zaczęli mówić ostrzej. Premier May chce zdecydowanie walczyć z dżihadyzmem, także w internecie, pod hasłem: dosyć tolerancji dla ekstremizmu! Lider opozycji Jeremy Corbyn oskarża ją i rządzących torysów, że doprowadzili swą polityką zaciskania pasa do osłabienia policji. Konserwatyści oskarżają Corbyna, że zawsze był przeciw zaostrzaniu prawa antyterrorystycznego. Wyborcy tracą pewność, komu powierzyć los kraju. Eksperci krytykują służby specjalne za brak reakcji na ostrzegawcze informacje od obywateli. Z kolei policja, powszechnie w tych dniach chwalona, podkreśla, że musi sama przedyskutować swoje bezpieczeństwo, bo jak długo ma się bronić pałką lub gołymi rękami. Jej zdaniem kluczowe w walce z terroryzmem jest rozbudowanie sieci kontaktów i informatorów w środowiskach zagrożonych radykalizacją. Gromkie hasła polityków to o wiele za mało.