Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Synowie terroru

Młody bin Laden i młody Kaddafi pragną zemsty

Państwo Islamskie słabnie i traci terytoria. To dobre okoliczności dla Hamzy bin Ladena. Na zdjęciu wyzwolona syryjska Palmira. Państwo Islamskie słabnie i traci terytoria. To dobre okoliczności dla Hamzy bin Ladena. Na zdjęciu wyzwolona syryjska Palmira. Jawad Shaar / Wikipedia
Po śmierci bin Ladena i Kaddafiego ich synowie usunęli się w cień. Teraz dla Hamzy nadszedł czas, by odbudować Al-Kaidę. A dla Saifa – by odzyskać Libię.
Hamza bin Laden, zwany „lwem z matecznika”Abaca/EAST NEWS Hamza bin Laden, zwany „lwem z matecznika”
Saif Al-Islam Kaddafi, czyli „miecz islamu”Rex Features/EAST NEWS Saif Al-Islam Kaddafi, czyli „miecz islamu”

Artykuł w wersji audio

Byli ukochanymi potomkami swych ojców, szykowanymi na następców. Hamza bin Laden, urodzony około 1990 r., od maleńkości znał tylko surowe życie „lwa dżihadu”, zamiast zabawek miał łuski i karabiny, mieszkał na prowincji, w odosobnieniu. Saif Al-Islam Kaddafi przeciwnie – brylował na wielkomiejskich salonach, miał przyjaciół na Wall Street, korzystał z fortuny ojca dyktatora.

Dziś niespełna 30-letni Hamza jest wysoko na liście najgroźniejszych terrorystów świata, a na 44-letnim Saifie ciąży wyrok śmierci sądu w Trypolisie, list gończy rozesłał za nim również Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, gdzie ma być sądzony za zbrodnie wojenne. Obaj przebywają w ukryciu, ale mają w swym otoczeniu ludzi, którzy wierzą w ich przywódczą rolę. Dla rozproszonej, osłabionej Al-Kaidy, tak samo jak dla pogrążonej w chaosie Libii, synowie dawnych liderów są poważną szansą na odbudowę struktur władzy. Przypominają asy, które tylko czekały, by wyciągnąć je z rękawa.

Uformowany ze stali

Hamza bin Laden nie mógłby sobie wymodlić lepszych okoliczności. Tzw. Państwo Islamskie (PI) słabnie i traci terytoria. Idea kalifatu, promowana przez przywódcę ruchu Abu Bakr Al-Bagdadiego, niegdyś sprzymierzonego z Al-Kaidą, wydaje się rozsypywać. Zniechęceni bojownicy są już w drodze do domów w Afryce i Europie, część próbuje tworzyć nowy front – na Filipinach, w Indonezji. Analitycy śmielej mówią o końcu PI i przewidują, że pustkę po nim wypełni Al-Kaida – wchłonie część walczących, odzyska znaczenie utracone po zabiciu Osamy bin Ladena przez Amerykanów w 2011 r.

Wtedy Waszyngton pochopnie informował, że wśród zastrzelonych podczas akcji był jego syn Hamza. Pomylono go jednak z bratem Khalidem. Wcześniej Hamza przez dekadę przebywał ze swą charyzmatyczną matką i krewnymi w Iranie, w surowym areszcie domowym. 10 lat nie widział ojca ani zewnętrznego świata. Matka i starzy bojownicy dbali jednak o jego edukację – Hamza zgłębiał Koran i ideologię dżihadu.

Ojca idealizował, tęsknił. W listach pisał mu, że „jest uformowany ze stali”, że „jest już mężczyzną”. Cenił każde wspomnienie o ojcu, najbardziej tamten dzień w listopadzie 2001 r., gdy pożegnali się w sadzie oliwnym w północnym Afganistanie. Każde z dzieci (Osama miał ich 20) otrzymało koraliki modlitewne. Z listów bin Ladena ojca wynika, że był rozczarowany innymi dziećmi – m.in. Omarem, który odciął się i zamieszkał na Wyspach z żoną Angielką. Dlatego to w Hamzie widział spadkobiercę.

Chłopiec dorastał jako bojownik na afgańskiej i sudańskiej prowincji. Jako kilkulatek występował w filmach propagandowych Al-Kaidy – na jednym prowadził szkolenie dla dzieci, na innym pojawiał się z karabinem, kawałkami zestrzelonego śmigłowca, pouczany przez dorosłych, że amerykańscy żołnierze są odważni tylko na filmach z Hollywood. O Ameryce Hamza nie wiedział nic – znał tylko i bardzo lubił coca-colę.

Dziś dorosły Hamza według FBI chce zemsty. Niewidziany przez dekadę, wraca jako gwiazda terrorystycznej propagandy. W ciągu ostatnich dwóch lat kilkakrotnie opublikował nagrania, w których nakłania do przeprowadzania ataków. Zwraca się do „samotnych wilków”, zachęca do stosowania każdej dostępnej broni. W apelu sprzed kilku tygodni nawołuje do wykolejania amerykańskich pociągów. Przypomina ojca – w wyglądzie, doborze słów, tonie głosu, charyzmie popartej ideologicznymi argumentacjami. Al-Kaida właśnie uznała go za swą nową twarz, a Amerykanie – za globalnego terrorystę.

Saif kontra McŚwiat

Saif Al-Islam Kaddafi poznał Amerykę i Europę od najlepszej, luksusowej strony. Niewiele wiadomo o jego dzieciństwie. Przyszedł na świat w 1972 r., trzy lata po tym, gdy jego ojciec w zamachu stanu przejął władzę w Libii. Wcześnie podróżował, Kaddafi zabierał go w delegacje. Uważał, że tylko ten syn naprawdę go rozumie, myśli tak jak on. Saif korzystał z przywilejów i finansów. Polował z sokołami, malował. Skończył studia architektoniczne i inżynierskie w Trypolisie. Później przeniósł się do stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie ukończył prestiżową London School of Economics. Po latach okazało się, że pracę dyplomową napisała za niego firma consultingowa.

W grudniu 2010 r., dwa miesiące przed wybuchem rewolucji przeciwko Muammarowi Kaddafiemu, Saif jadł w Londynie kolację – jedną z wielu – z Benjaminem Barberem, teoretykiem politycznym i autorem słynnej książki „Dżihad kontra McŚwiat”, który świadczył mu usługi doradcze, dobrze wynagradzane. Z relacji Barbera wynika, że Saif był przygnębiony, nie chciał wracać do Libii, bo szanse na przeprowadzenie w kraju reform i demokratyzacji drastycznie zmalały, a ojciec stał się nieprzejednany.

Do tej pory Saif był przez elity USA i Wielkiej Brytanii dopieszczany i traktowany jako przyszły władca Libii. Był tym cenniejszy, że wydawał się podzielać przekonania o potrzebie reform. Stanowił zaprzeczenie ojca i jego paranoi – był racjonalny, obyty, otwarty. A do tego potrafił na niego wpływać. Odegrał pozytywną rolę w negocjacjach o odszkodowania dla ofiar zamachu na samolot, który w 1988 r. spadł na Lockerbie po wybuchu bomby podłożonej przez libijskich agentów, pomógł zatrzymać program budowy broni atomowej w Libii.

Dyktator miał do syna stosunek szczególny. A przynajmniej w to wierzyli możni i wpływowi, z którymi Saif bawił się, jadł i dyskutował. Byli wśród nich: dziedzic fortuny Nat Rothschild, Tony Blair, nawet członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, szefowie amerykańskich koncernów paliwowych, akademicy, lobbyści. Po porady Saif telefonował także do byłego już wtedy prezydenta Billa Clintona. Za kilka milionów dolarów rocznie Kaddafi wynajął agencję Monitor Group do kształtowania jego publicznego wizerunku, opłacał konsultantów i lobbystów.

Zachód chciał zyskać dostęp do libijskich złóż ropy i tamtejszego rynku, tandem Kaddafich pragnął relacji ze światem i handlu. Po latach część analityków uznała, że dobrze odegrali duet „zły ojciec – dobry syn”, uwodząc zachodnich partnerów.

Dwa miesiące po ostatniej kolacji z Benjaminem Barberem Saif Al-Islam, którego imię znaczy „miecz islamu”, całkowicie zmienił front. Wezwany przez ojca do Libii, przez chwilę jeszcze jawił się jako potencjalny zbawca – ten, który doprowadzi do rozejmu między rebeliantami a tyranem. Ale jego wystąpienie telewizyjne w lutym 2011 r., w którym wygrażał narodowi palcem, nazywał bojowników szczurami, a bunt uznał za sponsorowany z zagranicy, rozwiało nadzieje.

Padające z ekranu słowa Saifa o tym, że Libia pogrąży się w wojnie domowej, z której nie wydobędzie się przez 40 lat, odebrano jako ślepy upór syna reżimu. Dziś trudno odmówić mu dozy słuszności, bo na horyzoncie nie majaczy żadne rozwiązanie, a popierany przez ONZ rząd sprawuje niepewną kontrolę nad ledwie cząstką kraju. Granic nie pilnuje nikt, Libia jest głównym centrum przerzutu zdesperowanych imigrantów do Europy.

W kolejnych wystąpieniach Saif był coraz bardziej uparty, rozkojarzony, odrealniony – jak ojciec. Jego zachodni przyjaciele zaczęli odżegnywać się od jakichkolwiek relacji. Barber przyznał, że dał się uwieść. Dyrektor London School of Economics podał się do dymisji, gdy na jaw wyszły powiązania finansowe uczelni z Kaddafim.

Trybunał w Hadze zebrał dowody na to, że Saif podżegał do przemocy, zabójstw i gwałtów, rekrutował najemników i decydował o zabijaniu cywilów. Nie zamierzał uciekać, wyśmiewał pogłoski o swym pojmaniu. Wreszcie, niespełna miesiąc po tym, gdy w październiku 2011 r. schwytany i brutalnie zabity został Muammar Kaddafi, Saif ruszył na południe, by przedostać się do Nigru. Zatrzymano jego samochód, natychmiast go rozpoznano i przewieziono do miasta Zintan. Byli wojskowi przetrzymywali go tam przez blisko sześć lat. Dwa miesiące temu został zwolniony na podstawie amnestii.

Marka bin Laden

W 2015 r. Al-Kaida oficjalnie ogłosiła, że Hamza bin Laden jest jej członkiem, i opublikowała jego pierwsze przemówienie. Od śmierci Osamy organizacją dowodzi jego najbliższy pomocnik Ajman Al-Zawahiri. To on przedstawił Hamzę jako „lwa z matecznika”. W pierwszym od 10 lat nagraniu syn Osamy wezwał do prowadzenia świętej wojny w Kabulu, Waszyngtonie, Londynie, Paryżu i Tel Awiwie. Do państw służalczych wobec USA zaliczył również Arabię Saudyjską, co sygnalizuje ważną zmianę. Al-Kaida ma atakować nie tylko dalekich wrogów, ale też walczyć lokalnie.

W maju tego roku ukazało się kolejne wezwanie Hamzy do atakowania „Żydów” i „krzyżowców”. Młody lider radził: „Bądźcie perfekcjonistami w doborze swych celów, abyście zadali wrogom jak największą krzywdę”. W 2016 r. w przemówieniu zatytułowanym „Wszyscy jesteśmy Osamą” nawoływał do zemsty za ojca. Bruce Riedel z think tanku Brookings Institution widzi w Hamzie „elokwentnego i niebezpiecznego wroga”, zdolnego rozpalić młodych bojowników tak, jak nie umieli tego zrobić liderzy starej daty. A tego potrzeba Al-Kaidzie, która od lat działa poprzez franczyzy, a nie w sposób scentralizowany, i z trudem rekrutuje nowych członków.

Status i przyszłość Hamzy nie są jednak przesądzone. Wielu ekspertów do spraw terroryzmu, jak Bruce Hoffman z Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie, uważa, że nadszedł krytyczny moment, w którym Al-Kaida potrzebuje nowej twarzy i wykorzysta bin Ladena, by wzmocnić swój comeback. Podobnego zdania jest Ali Soufan, były agent FBI, który prowadził poszukiwania Osamy bin Ladena. Według niego Hamza już w Iranie przygotowywany był do roli lidera, którego zadaniem jest zjednoczenie światowego ruchu dżihadystów.

Ale Adrain Levy, współautor opublikowanej w tym roku książki „The Exile” (Wygnanie) opowiadającej o rodzinie bin Ladenów, widzi w Hamzie raczej figuranta, za którym stoją bardziej doświadczeni działacze. Zdaniem Levy’ego Hamza przebywa w zachodnim Pakistanie. Jest żonaty, ma troje dzieci, w tym syna o imieniu Osama. Tymczasem władza w Al-Kaidzie koncentruje się w rękach podstarzałych już weteranów.

Analitycy są zgodni w jednym: Al-Kaida, choć po ataku na WTC osłabiona i rozproszona, okazała się organizacją trwałą i skuteczną – ma groźne komórki w Jemenie, państwach Afryki, a dekoncentracja utrudnia z nią walkę. Dają jej duże szanse odrodzenia, zaś marka bin Laden odegra w tej zmianie rolę decydującą.

Powrót marnotrawnych

O przyszłości Libii nikt nie odważy się dziś jednoznacznie wyrokować. Saif Al-Islam Kaddafi od kilkunastu tygodni jest na wolności. Ta jednak jest ograniczona do skrawka Libii, bo w innych częściach kraju i za granicą ryzykowałby ponowne schwytanie. Ale jednocześnie w Libii pilnie wyczekiwany jest przywódca zdolny zjednoczyć choć część tamtejszych sił i przywrócić państwowość. Saif mógłby liczyć na poparcie części dawnych elit, byłych wojskowych, a także ludności cywilnej, udręczonej walką o przetrwanie bez chleba, prądu, wody i lekarzy. Im stary diabeł wydaje się lepszy niż destabilizacja bez końca.

Największą zagadką w rozważaniach o przyszłości Saifa wydaje się on sam – jego intencje i poglądy. W przeciwieństwie do niezachwianego i trwającego w przekonaniach Hamzy Saif nosi w sobie gen nieobliczalności, z której słynął jego ojciec. W 2011 r., wkrótce po powrocie do Libii z Londynu, gdzie jako bon vivant mieszkał w wartej 16 mln dol. rezydencji w Hampstead, Saif zapuścił brodę, na zdjęciach pokazywał się w tradycyjnych strojach, w dłoni miał koraliki modlitewne, a „New York Timesowi” niespodziewanie oznajmił, że islamiści są jedyną szansą dla Libii. Ci sami islamiści, których kilka tygodni wcześniej nazywał szczurami.

Od czasu uwolnienia w czerwcu nie przygotował żadnego publicznego wystąpienia. Ale na początku sierpnia telewizja Libya 24TV opublikowała informację, powołując się na źródła „bliskie Saifowi”. Miał powiedzieć, że aktualna polityka Włoch wobec Libii jest oparta na „faszystowskiej strategii i praktykach kolonialnych” i że Włosi zrujnowali swe relacje z Libią, pozwalając NATO na wykorzystanie swej bazy do nalotów na jego ojczyznę po 2011 r. Nie wiadomo, dlaczego Saif zabrał głos właśnie teraz i akurat w tej sprawie. Takie doniesienia mogą być zapowiedzią jego powrotu do polityki, świadczą, że jego głos jest wyczekiwany.

Rozchwianie poglądów Saifa jest dosłowną ilustracją niestabilnej przyszłości Libii. On sam prorokował trzy sprzeczne scenariusze: kontrolowane wprowadzenie reform we współpracy z Zachodem, rządy islamistów, dziesięciolecia walk i zamętu. Każda z wersji wydaje się dziś możliwa, nie wiadomo tylko, z którą aktualnie Saif się utożsamia.

Jak dotąd w biografiach synów terroru decydujące były nie ich wola czy zdolności, ale okoliczności polityczne. Obaj spędzili lata w izolacji, a teraz mogą zostać wrzuceni w sam środek sceny. I zastąpić swych ojców.

Polityka 36.2017 (3126) z dnia 05.09.2017; Świat; s. 55
Oryginalny tytuł tekstu: "Synowie terroru"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną