Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Czy Katalonia odłączy się od Hiszpanii? Emocje sięgają zenitu

La Diada, narodowe święto La Diada, narodowe święto Assemblea.cat / Flickr CC by 2.0
Jedno jest pewne: Katalonia, w której 80 proc. mieszkańców domaga się referendum, potrzebuje rozwiązań politycznych i negocjacji.

11 września to w Katalonii dzień szczególny. La Diada – narodowe święto, upamiętniające rocznicę podboju Barcelony przez Burbonów w 1714 roku, moment utraty niezależności na rzecz scentralizowanej Kastylii. „Świętujemy porażkę” – lubią kpić z siebie samych Katalończycy.

A raczej lubili – bo z każdym rokiem La Diada staje się coraz poważniejszą sprawą. Kiedyś była świętem piknikowym i rodzinnym. Dla wielu mieszkańców Katalonii: nieoficjalnym końcem lata. Od sześciu lat coś się jednak zmieniło.

Diada stała się termometrem. Każdy kolejny 11 września jest pokazem siły i zdolności mobilizacyjnych katalońskiego ruchu niepodległościowego – a tych mógłby Katalończykom pozazdrościć niejeden ruch społeczny na świecie. W 2012 roku w manifestacji niepodległościowej wzięło udział półtora miliona ludzi. Rok później 1,6 miliona stworzyło liczący 400 kilometrów łańcuch ludzki. W 2014 roku taka sama grupa ułożyła na ulicach Barcelony gigantyczne żółto-czerwone „V”.

W tym roku temperatura na pewno będzie plusowa: na 17.14 zaplanowano stworzenie gigantycznego żółtego znaku „+” – zachęty do łączenia sił.

Katalonia głosuje w sprawie niepodległości

Od tego, ile osób pojawi się na manifestacji w Barcelonie, będzie zależeć samopoczucie i morale niepodległościowców przez najbliższe tygodnie. A jest to sprawa kluczowa, bo tegoroczna Diada rozgrywa się w momencie co najmniej niezwyczajnym.

W zeszłym tygodniu kataloński parlament uchwalił ustawę o referendum w sprawie niepodległości i przejściowym ustroju „Republiki Katalońskiej”, który ma wejść w życie, jeśli w głosowaniu 1 października padnie choć jeden więcej głos na „tak”. Jeśli w referendum wygra „tak”, ustawa zobowiązuje rząd do ogłoszenia niepodległości w ciągu 48 godzin.

Głosowanie nad ustawą o referendum odbyło się nocą, w podgrzanej do granic możliwości atmosferze. „Za” głosowało 72 ze 135 posłów i posłanek. Z sali wyszło 52 przedstawicieli opozycji. W proteście przeciwko łamaniu prawa przekonywali między innymi, że ustawa, która zawiesza de facto autonomiczny statut Katalonii, wymaga dwóch trzecich głosów, a nie zwykłej większości. Członkowie rządu odśpiewali kataloński hymn, „Els Segadors”, pochodzący skądinąd z czasów powstania przeciwko monarchii w XVII wieku.

Katalońską ustawę zawiesił następnego dnia Trybunał Konstytucyjny, a prokuratura generalna oskarżyła premiera Katalonii, Carlesa Puigdemonta i rząd o nadużycie władzy i malwersację pieniędzy publicznych. Nie jest to zresztą nowa sprawa, bo przed sądem stanął już były premier Katalonii, Artur Mas, skazany za „nieposłuszeństwo”, jakim była organizacja nieformalnego referendum w 2014 roku.

Demokratyczne tsunami w Hiszpanii

Emocje sięgają więc zenitu, a strony konfliktu łączy chyba tylko to, że z takim samym upodobaniem żonglują pojęciem demokracji. Wicepremierka Hiszpanii Soraya Sáenz de Santamaría orzekła, że katalońskie posunięcia to „śmierć demokracji”. Premier Katalonii zapowiada z kolei „demokratyczne tsunami”, którego nie powstrzymają żadne zakazy i groźby. Mariano Rajoy obiecuje, że zrobi to, czego się od niego oczekuje, i uniemożliwi referendum. Katalońska gazeta internetowa „El Crític”, skądinąd krytyczna wobec katalońskiego rządu, przypomina skromnie, że nie ma w Katalonii tylu policjantów, żeby zamknąć wszystkie lokale wyborcze, do których obsługi zgłosiło się jak dotąd 40 tysięcy wolontariuszy. Hiszpański rząd tropi nielegalnie fabrykowane urny i jest gotów je rekwirować. Kataloński rząd odpowiada, że już je ma, ale nie zdradzi, gdzie.

Co się wydarzy? „Szczera odpowiedź jest taka, że nie mam pojęcia” – mówił podczas debaty w Madrycie deputowany niepodległościowej partii ERC Joan Tardà. Całkiem możliwy jest scenariusz siłowy, a przynajmniej zawieszenie kompetencji autonomicznego rządu Katalonii. Mariano Rajoy zdaje sobie jednak sprawę, że stąpa po cienkim lodzie: przemoc może posłużyć niepodległościowej sprawie, nie od dziś mówi się w końcu, że „najlepszą fabryką independentystów jest Madryt”.

Jedno jest pewne: Katalonia, w której 80 proc. mieszkańców domaga się referendum, potrzebuje rozwiązań politycznych i negocjacji. Jeśli jest jakiś – bardzo wątły – cień nadziei, która płynie z obecnego chaosu, to właśnie taki, że negujący dotąd taką możliwość Mariano Rajoy może naprawdę wkrótce nie mieć innego wyjścia.

Pewne jest też jeszcze jedno. Jak podsumowywał na swoim wideoblogu nestor hiszpańskich dziennikarzy, Iñaki Gabilondo: „Cokolwiek wydarzy się 1 października, nie będzie to koniec”.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną