Jeszcze nie dokonał się brytyjski rozwód z Unią, i może nieprędko nastąpi, ale wyścig, kto zastąpi Londyn i jego City jako europejską stolicę finansów, trwa w najlepsze. Na czoło stawki, przed faworyzowany Paryż, wysuwa się Frankfurt. Morgan Stanley, Citigroup i Standard Chartered już ogłosiły przeprowadzkę znad Tamizy nad Men, a Goldman Sachs i UBS – znaczną rozbudowę swoich frankfurckich biur.
Inne znaczące decyzje mają zapaść wkrótce. Miasto szykuje 250 tys. m kw. nowych biur i stawia w centrum 10 imponujących wysokościowców, a kolejne są w planach. Powstaje Mainhattan, jak mówią miejscowi. A ceny najmu są tu jeszcze dwukrotnie mniejsze niż w Londynie. Miasto spodziewa się na początek przeprowadzki 10 tys. wysoko kwalifikowanych i jeszcze wyżej opłacanych fachowców z sektora finansów i 90 tys. nowych miejsc pracy przy obsłudze wyżej wymienionych.
Frankfurt jest niemieckim centrum bankowym, ma już u siebie Europejski Bank Centralny oraz posiada liczne zalety. Jest nie za duży (2,5 mln mieszkańców), ma świetne lotnisko i połączenia kolejowe, szybki internet, dużo zieleni, jest przyjazny, ludzie tu mówią po angielsku, ma też świetne weekendowe zaplecze turystyczne.
Sceptycy komentują: wolnego!; we Frankfurcie w sektorze finansowo-bankowym pracuje dziś góra 75 tys. osób, w Londynie może nawet 700 tys. Wszystkich się nie przeniesie, zresztą nie byłoby powodu. Ale jedno jest pewne: Frankfurt do tej pory przepraszał, że nie jest Nowym Jorkiem, Londynem czy Paryżem, teraz szybko pozbędzie się kompleksów.