Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Putin i Matylda

Kreml w ogniu krytyki z powodu filmowej premiery

„Stop Matylda” – nikt już chyba nie broni tego filmu. „Stop Matylda” – nikt już chyba nie broni tego filmu. Nikolay Vinokurov/Alamy Stock Photo / BEW
Głośny jeszcze przed premierą film „Matylda” miał pięknie chwalić starą dobrą Rosję. Nieoczekiwanie obudził demony.
Mikołaj II Romanow i Matylda KrzesińskaPaul Fearn/Alamy Mikołaj II Romanow i Matylda Krzesińska

Artykuł w wersji audio

Matylda Krzesińska, tytułowa bohaterka filmu, ma swoje skromne miejsce w historii Rosji. Była kochanką przyszłego cara Mikołaja II, ich romans wspierali nawet jego rodzice. Matylda, tu historycy też są zgodni, pomogła Mikołajowi śmiało wejść w wiek męski. Mówiono nawet, że ta wyjątkowej urody i inteligencji kobieta uczłowieczyła przyszłego cara. Matylda miała też polskie korzenie, o czym lubią przypominać w Petersburgu polskim turystom. Polka kochanką cara – to zawsze brzmi intrygująco.

Po ponad stu latach Matylda Krzesińska niespodziewanie wraca właśnie do głównego nurtu rosyjskiej polityki. Już nie przez alkowę, ale przez ekrany kinowe. Film oparty na jej historii i zatytułowany jej imieniem, zanim ktokolwiek zdołał go obejrzeć wywołał gigantyczny skandal – o trudnych do przewidzenia skutkach.

Dzieło to powstało na zamówienie Kremla. Prezydent Władimir Putin wsparł produkcję filmu, jest poniekąd jego ojcem chrzestnym. „Matylda” co prawda zrodziła się w głowie reżysera Aleksieja Uczitiela, jak on sam mówi, gdzieś około 2010 r., ale to dzięki Kremlowi mógł swoje reżyserskie marzenie zrealizować.

Walizka z dolarami

Romans Mikołaja i Matyldy na tle Petersburga końca XIX w., wielkie uczucie, wybór racji stanu kosztem życia osobistego (ślub z Matyldą, baleriną, był przecież wykluczony, sprzeczny z wartościami prawosławnego konserwatyzmu, którego car był strażnikiem) – to dramaturgiczna oś scenariusza filmu. Osobisty dramat, urokliwe plenery, kostiumy, piękne kobiety i prawdziwi mężczyźni, słowem: esencja Hollywood, i oczywiście międzynarodowa obsada (Polka Michalina Olszańska w roli głównej), co miało ułatwić filmowi drogę w świat.

Na Kremlu marzenie reżysera Uczitiela umieszczono w nieco innym kontekście. Romans cara z piękną Matyldą zszedł zdecydowanie na drugi plan. Pierwszy zajęła dawna Rosja, ściślej, jej mit. Rosja to przecież był normalny europejski kraj, światowe imperium, niczym szczególnym nieodróżniające się od Niemiec, Anglii, Austro-Węgier; rodzina królewska rozpoczynała dzień od porannej kawy i chrupiących bagietek, jak w Paryżu, wieczory zaś w teatrze i na dyskusjach o szczęściu, miłości i państwie, jak w Wiedniu czy Londynie. Nikt na świecie tak dawnej Rosji nie pokazuje. Takiej czy przynajmniej podobnej narracji nie ma też w Rosji współczesnej, gdzie polityka historyczna zdominowana jest przez konflikt i podporządkowana postsowieckim mitom.

„Matyldę”, współkreującą mit starej dobrej Rosji, potraktowano też jako rozwojowy projekt rozpoczynającej się kolejnej kampanii prezydenckiej Władimira Putina (wybory w marcu 2018 r.). Nie bez znaczenia, jak wieść niesie, były pieniądze – bez nich nie byłoby hollywoodzkiego opakowania. Przeciwnicy filmu twierdzą, że produkcję w znacznej części sfinansowali współpracownicy prezydenta, pod stołem przekazując reżyserowi Uczitielowi walizki z dolarami, a tylko w jednej trzeciej film dotowało ministerstwo kultury.

Autorzy i realizatorzy filmu to w większości sygnatariusze listu popierającego politykę Putina na Krymie, wschodzie Ukrainy i w Syrii. Dyrektor muzyczny filmu Walerij Giergijew jest twórcą utworów z okazji aneksji Krymu i zdobycia Aleppo. To więc patriotyczne towarzystwo postanowiło – zgodnie z hollywoodzkimi zwyczajami – zawczasu poinformować opinię publiczną o zbliżającym się sukcesie. Jednak zwiastuny „Matyldy”, emitowane w telewizji i w kinach, zapowiadające odkrycie tajemnicy dworu Romanowych, miast aplauzu spotkały się z ostrą krytyką.

Na fali tej krytyki stała się rzecz – nawet jak na warunki rosyjskie – bez precedensu. Politycy, urzędnicy, dziennikarze, hierarchowie Cerkwi otrzymali od reżysera do wglądu scenariusz powstającego filmu. To jednak, zamiast uspokoić sytuację, dostarczyło przeciwnikom filmu dodatkowej amunicji. Najdalej zawędrowała deputowana do Dumy Państwowej Natalia Pokłońska, przed aneksją Krymu ukraińska prokurator w Sewastopolu, która przeszła na stronę Rosji i w nowej roli stara się być bardziej papieska od samego papieża. Pod jej egidą powstała komisja do oceny scenariusza i zwiastunów filmu – to też światowy ewenement – złożona z naukowców z Rosyjskiej Akademii Nauk.

Naukowcy swoim autorytetem zaświadczyli, że film jest wybitnie antyrosyjski, antyprawosławny i obraża godność Rosjan, szczególnie prawosławnych Rosjan. Ich recenzja, która powstała przy dość skromnej bazie dowodowej (scenariusz i trzy zwiastuny), okazała się zbieżna z wypowiedziami prawosławnych hierarchów, kwalifikujących dzieło reżysera Uczitiela jako bezbożne, szargające pamięć świętego Mikołaja II i jego rodziny, którzy swoją męczeńską śmiercią z rąk komunistów mieli odkupić winy swoje i Rosji.

Rosyjska Cerkiew prawosławna jest organizacją demokratyczną, jak często podkreślają jej duchowni. Dlatego też wierni mają prawo do swobodnego wyrażania i manifestowania politycznych i społecznych poglądów, szczególnie gdy są one zgodne ze stanowiskiem hierarchów. W sprawie „Matyldy” Cerkiew i wierni są zgodni: film jest zły i właściwie powinien być w Rosji zakazany. Odrębne zdanie ma tylko kilku prawosławnych biskupów – ci odszczepieńcy twierdzą, iż Cerkiew z zasady nie powinna występować w roli cenzora i ciągle żądać zdejmowania spektakli i filmów, co zaczyna być w Rosji coraz powszechniejszą praktyką.

Niejasne finansowanie produkcji

Wspólnoty religijne i organizacje z nimi związane protestują przeciwko „Matyldzie” na różne sposoby, od wrzucania koktajli Mołotowa do sal kinowych podczas pokazów przedpremierowych, poprzez palenie samochodów współpracowników reżysera Uczitiela, akcje ulotkowe i internetowe zapowiadające pożar w każdym kinie już oficjalnie wyświetlającym „Matyldę”, marsze modlitewne, teksty i wypowiedzi prawosławnych intelektualistów wskazujące na kłamstwa reżysera. Twierdzą oni m.in., że car nie miał kochanki, był wiernym mężem, caryca nie rzucała się na Matyldę z nożem, ojciec cara nigdy w życiu nie powiedziałby, że wszyscy carowie sypiali z balerinami. Sceny erotyczne są do tego wyjątkowo wyuzdane, cara gra niemiecki aktor znany z występów w filmach porno. Lista grzechów Uczitiela jest więc coraz dłuższa.

W kręgach prawosławnych pojawiają się też próby analiz społecznych skutków „Matyldy”. Film ma być więc nawiązaniem do ateistycznej polityki bolszewików burzących cerkwie i zabijających księży. Dzisiaj zabija wiarę w Ojczyznę, łamie kręgosłup rodziny, jest elementem antyrosyjskiego, antychrześcijańskiego, globalnego spisku, kolejnym znakiem upadku zachodniej cywilizacji, która znów chce zapanować nad Rosją. „Matylda” ma być również efektem spisku liberałów w najbliższym otoczeniu Władimira Putina, którego celem jest złamanie „konsensu krymskiego”, jedności moralno-politycznej narodu zrodzonej po przyłączeniu Krymu i powtórne uzależnienie się od Waszyngtonu, jak przy Jelcynie.

Nie tylko zresztą w prawosławnym środowisku wyraźne są głosy krytykujące Kreml i Putina za sprzyjanie produkcji tego „paszkwilu”. Ich autorami są również weterani walk na Krymie i w Donbasie, niezadowoleni z dotychczasowych rezultatów operacji „Noworosja”, dostrzegający w Putinie i jego otoczeniu coraz więcej słabości, szczególnie brak woli walki o silną, wielką Rosję.

W pierwszym odruchu rosyjscy liberałowie bronili filmu, a ściślej wolności słowa i społeczeństwa przed „prawosławnym talibanem” – to pojęcie kluczowe w liberalnej narracji. Rosyjscy liberałowie też kochają „Krym Nasz”, ale zarzucają Putinowi uległość wobec Cerkwi, zwłaszcza przed związanymi z nią radykalnymi organizacjami.

Liberałowie w sporze o „Matyldę” przede wszystkim zwracają jednak uwagę na działania władz państwowych, na niejasne finansowanie produkcji filmu, na owe walizki dolarów z Kremla i preferencje dla projektu ze strony ministerstwa kultury, na polityczną rolę filmu w zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Sam film oceniają bardzo krytycznie, jako nieprawdziwy, wręcz banalny obraz Romanowych i Rosji.

Z powodu „Matyldy” Putin i Kreml znaleźli się więc w ogniu krytyki. Głos w sporze ostatecznie zabrał nawet zwierzchnik Cerkwi prawosławnej patriarcha Cyryl, zarzucając filmowi szerzenie kłamstw godzących w religijne uczucia wiernych. To jednak stosunkowo delikatne stanowisko, biorąc pod uwagę dotychczasowe argumenty Cerkwi. Wskazujące jednak na narastające napięcie między Cerkwią i Kremlem. To o tyle istotne, że pęknięcie między liberałami a Putinem jest oczywiste, „Matylda” tylko o nim przypomniała, natomiast przy okazji filmu coraz bardziej wyraźna staje się niechęć do Putina ze strony bojowników o Noworosję.

Co zrobią potencjalni widzowie? Czy pod wpływem Cerkwi zbojkotują film? Czy też ulegną naciskom administracyjnym, szkoły, zakładów pracy, dowódców w wojsku i kupią bilety? Pójście na „Matyldę” nabrało już więc w Rosji charakteru aktu politycznego. Kreml stara się panować nad kryzysem. Służby specjalne spacyfikowały najradykalniejsze organizacje biorące udział w wojnie o „Matyldę”, nie obyło się bez aresztowań co bardziej krewkich działaczy. Kina objęto dodatkową ochroną. Premiera „Matyldy” w jej rodzinnym, petersburskim teatrze zapowiadana jest pod specjalnym nadzorem sił specjalnych.

Przy tym całym zgiełku warto jednak pamiętać, że ten film w sumie nie jest tylko dla Rosjan. Nie przypadkiem rosyjskie ministerstwo kultury przeznaczyło ogromne pieniądze na promocję „Matyldy” za granicą. Bo to film o tym, że przecież Rosja to był kiedyś normalny kraj, gdzie na śniadanie jadło się bagietki i popijało kawą. Że dzisiejsze sankcje i międzynarodowa izolacja to tylko tymczasowa anomalia.

Polityka 43.2017 (3133) z dnia 24.10.2017; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Putin i Matylda"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną