W ubiegłym roku były „Panama Papers”, a teraz mamy „Paradise Papers”. Znowu ujawniona została gigantyczna liczba dokumentów, pokazująca, jak skomplikowany jest system firm, fundacji i organizacji ukrytych w różnych rajach podatkowych. Tym razem pojawiły się nazwiska bliskiego współpracownika Donalda Trumpa, sponsora partii premiera Kanady, a nawet królowej Elżbiety II, bo zarządzający jej gigantycznym majątkiem również wykorzystali zalety rajów.
Dwie najważniejsze z nich to tajność i bardzo korzystne systemy podatkowe. O ile te drugie są wciąż gwarantowane, o tyle już z poufnością ostatnio gorzej za sprawą właśnie takich rewelacji jak „Paradise Papers”. Czas zatem na falę oburzenia. Jak to możliwe, że mimo publikacji „Panama Papers” nic się nie zmieniło? Dlaczego rządy nie potrafią ze sobą współpracować, żeby ukrócić podobne praktyki? Ile można by zbudować szkół, szpitali i dróg, gdyby najbogatsi płacili uczciwie podatki?
Raje podatkowe – na ich działanie pozwolili politycy
Cały biznes rajów podatkowych jest stworzony nie dla klasy średniej, nawet nie dla milionerów, tylko dla miliarderów i ich koncernów. To oni tworzą skomplikowane konstrukcje, korzystają z anonimowości i oszczędzają mnóstwo pieniędzy. A do tego mogą robić interesy z tymi, z którymi nie wypada publicznie się pokazywać. Przy okazji omijane są zatem też międzynarodowe sankcje. A największy paradoks tego całego wielomiliardowego biznesu to fakt, że jest on w zasadzie legalny.