Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Iskandery w Kaliningradzie. Rosjanie wiedzą, co znaczy modernizacja

W zasięgu pocisków systemu Iskander znajduje się znaczna część naszego – i Bałtów – terytorium. W zasięgu pocisków systemu Iskander znajduje się znaczna część naszego – i Bałtów – terytorium. ALAMY LIMITED / BEW
Panika nic nie da. Trzeba skupić się na konsekwentnych zakupach sprzętu, który zrównoważy rosyjskie zagrożenie.

A więc to już oficjalne: do 152. Gwardyjskiej Brygady Rakietowej w Czerniachowsku przekazane zostały nowoczesne systemy uderzeniowe 9K720 Iskander-M. I jest to 11. brygada rakietowa wojsk lądowych Rosji, która dostała te wyrzutnie, zastępujące systematycznie używane dotychczas Toczki-U. Przezbrojenie w Iskandery to skok jakościowy. Nowe rakiety mają większy zasięg, są precyzyjniejsze i trudniej je zestrzelić.

Rosja dzięki Iskanderom ma nas w szachu?

Rakietowcy z Czerniachowska czekali na nową broń długo, ale wreszcie ją mają. Realna modernizacja wojsk rakietowych Rosji przez 10 lat omijała Obwód Kaliningradzki, w przeciwieństwie do modernizacji werbalnej używanej przez polityków jako straszak i tej na pokaz, w ramach ćwiczeń.

Okręgi wykreślające zasięg rosyjskich pocisków zapadły najbardziej w świadomość naszą i państw nadbałtyckich – a co za tym idzie, całego NATO. Słusznie, bo w zasięgu pocisków systemu Iskander znajduje się znaczna część naszego – i Bałtów – terytorium, wraz z natowską bazą antyrakietową w Redzikowie pod Słupskiem, kwaterą główną wielonarodowej dywizji północ-wschód w Elblągu, bazami jednostek naszej 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, bazą Marynarki Wojennej na Oksywiu i wieloma innymi strategicznymi obiektami i instalacjami. Ktoś może stwierdzić, że Rosjanie mają nas w szachu.

Co więcej, powyższe zasięgi dotyczą tylko pocisków balistycznych. Groźniejszą bronią systemu Iskander jest odpalany z tej samej wyrzutni pocisk manewrujący o zasięgu wielokrotnie większym. To ten sam skrzydlaty zabójca, jaki z rosyjskich okrętów na Morzach Kaspijskim i Śródziemnym bez problemu trafia cele w Syrii. Z Kaliningradu mógłby więc równie dobrze dolecieć do amerykańskich baz w Niemczech, portów nad Morzem Północnym czy do Sztokholmu. Salwa takich pocisków mogłaby jednocześnie obezwładnić punkty dowodzenia w Polsce, na Litwie, Łotwie, w Estonii – gdyby Rosjanie w ten sposób chcieli wywołać odwet NATO.

Czy Polska ma czym odpowiedzieć na rosyjskie Iskandery?

Przeciw temu teoretycznie wycelowanemu w nas mieczowi nie jesteśmy w stanie wystawić silnej tarczy. Zdolności zwalczania pocisków balistycznych własnymi rakietami praktycznie nie mamy, nasze systemy obrony powietrznej nie dadzą im rady. Pociski manewrujące możemy niszczyć jedynie na bardzo bliskich dystansach, artylerią przeciwlotniczą i rakietami bliskiego zasięgu Grom, jeśli będziemy mieć tyle szczęścia, że nadlatujące obiekty wykryjemy. A one są trudno wykrywalne przez profil lotu – blisko ziemi, z wykorzystaniem rzeźby terenu. Trzeba mieć gęsto rozmieszczoną sieć radarów aktywnych i pasywnych, żeby takie paskudztwo zobaczyć odpowiednio wcześnie.

Świadoma tego zagrożenia Polska podjęła spory czas temu wysiłek opracowania wymagań dla dwóch zaawansowanych systemów obrony powietrznej i antyrakietowej. Wisła miała wykrywać i niszczyć pociski balistyczne, Narew te nisko i wolniej lecące. Oba projekty były filarami planu modernizacji technicznej wojska. Niestety, żadnego z tych systemów nie ma do tej pory w służbie. Ambitna, antybalistyczna i nafaszerowana nowoczesną technologią Wisła zmierza do finalizacji pierwszej fazy zamówienia, choć do dostawy jeszcze bardzo daleko. O Narwi wiadomo, że ma być budowana przez polski przemysł – na bazie technologii przekazanych w offsecie za Wisłę i zagranicznej rakiety. Kiedy ruszy – nikt teraz nie wie.

Bałtowie kupują sprzęt i liczą na sojuszników

Znajdujący się po drugiej stronie Obwodu Kaliningradzkiego Bałtowie poszli inną drogą i znacznie szybciej. Litwa, Łotwa i Estonia pracują nad porozumieniem w sprawie wspólnej budowy systemu obrony powietrznej. W październiku Litwa podpisała zakup norwesko-amerykańskiego systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu NASAMS, jednego z tych, które mogłyby stanowić technologiczną podstawę naszej Narwi. Dostawy zaczną się wkrótce. Na forum NATO kraje bałtyckie zgłosiły potrzebę sojuszniczej misji obrony antyrakietowej Baltic Shield.

To jeszcze nie jest postanowione, ale dyplomatyczne wysiłki mogą doprowadzić do rotacyjnego rozmieszczenia baterii Patriot z pięciu posiadających je krajów Sojuszu na północ od Obwodu Kaliningradzkiego. Podobną misję NATO prowadziło do niedawna w Turcji. Bałtowie pokazują więc z jednej strony determinację w zakupach własnego sprzętu – ale tak naprawdę liczą na sojuszników. Kiedyś to Polska miała ambicję być centrum sieci obrony powietrznej i antyrakietowej w regionie. Jak widać, innym nie chce się czekać.

Ruch Putina a system antyrakietowy Wisła

W naszej obecnej sytuacji potwierdzenie rozmieszczenia Iskanderów tuż przy granicy Polski poza wywołaniem krótkotrwałego alarmu w mediach może mieć i dalej idące konsekwencje – być przydatnym pretekstem w lobbingowej grze o system antyrakietowy Wisła. Ruch Putina następuje bowiem w chwili, gdy – ponownie – negocjacje w sprawie zakupu skomplikowanej broni opartej o sprawdzone Patrioty wchodzą w kluczową fazę. Po szoku cenowym, kiedy usłyszeliśmy, że pierwsza faza kontraktu kosztować może więcej, niż mamy na jego całość, MON ma się zastanawiać, które technologie z wycenionego na 10,5 mld dolarów pakietu wybrać, a które zostawić na później.

Zagrożenie, które właśnie przybliżyło się do polskich granic, może posłużyć jako argument na rzecz poniechania najnowocześniejszych, najdroższych rozwiązań, które w dodatku nie przyjdą do nas szybko – na rzecz dostarczenia wojsku zdolności antyrakietowych jak najszybciej. Z punktu widzenia zdolności obronnych na teraz – jak najbardziej sensowna argumentacja. Z punktu widzenia przyszłych zagrożeń i budowy zdolności przemysłowych – ślepa uliczka i niemal zmarnowane pieniądze. Tak oto przekonujemy się boleśnie – na razie w ramach ćwiczenia myślowego – że modernizacja nie zawsze sprzyja gotowości...

Iskandery impulsem do zakupu systemu antyrakietowego?

Przekonujemy się też o czymś więcej. Mianowicie, że lata zaniedbań i odkładania modernizacji na później mszczą się, kiedy potencjalny przeciwnik mówi „sprawdzam”. I wcale nie musi tego robić uderzeniem rakietowym. Wystarczy samo rozmieszczenie broni, na którą strona przeciwna nie ma wiarygodnej odpowiedzi. Właśnie to wydarzyło się u naszych granic i właśnie dzięki temu, nie odpalając przeciw nam żadnego pocisku, Rosja uzyskała regionalną przewagę nad NATO, przynajmniej w zasięgu rakiet mogących wystartować z wyrzutni w rejonie Kaliningradu. A przecież program modernizacji rosyjskich brygad rakietowych trwa już około dekady, wiele razy widać było jego postępy – choć też naturalne opóźnienia.

Wcześniej czy później było oczywiste, że Iskandery do Kaliningradu trafią nie tylko na okazjonalne ćwiczenia, ale na stałe. Przez ten czas my skupialiśmy się na wymyślaniu naszego supersystemu przyszłości i wykonywaliśmy kroki w przód i w tył oraz czasami w bok. Rosjanie natomiast byli konsekwentni i realizowali program. W efekcie oni mają system rozmieszczony w jednostce, my nasz superantysystem mamy mieć za 8 lat – choć żadnej umowy jeszcze nie podpisaliśmy.

Iskandery mogą więc dać impuls zakupowi systemu antyrakietowego, ale także broni ofensywnej. W pojedynku tarczy z mieczem rośnie u nas świadomość, że koszt systemów antyrakietowych jest nieproporcjonalnie wysoki. Właśnie na dowód tego mamy wycenę przyszłościowego Patriota, przekraczającą oczekiwania MON. Tacy Saudowie, narażeni na ataki balistyczne wspieranych przez Iran bojowników z Jemenu, wystrzeliwują po cztery pociski systemu Patriot do jednej nadlatującej rakiety.

Koszt antybalistycznego pocisku przechwytującego PAC-3 MSE dla Polski wyniesie najprawdopodobniej od 7 do 10 mln dolarów, licząc razem z offsetem. Dlatego w ramach rywalizacji koncepcji obronnych stawiane są argumenty, że zamiast w potwornie drogie systemy antyrakietowe, warto zainwestować we własne rakiety i zasypać wroga salwą odwetową. Stąd w Polsce tak dużo mówi się teraz o artylerii rakietowej dalekiego zasięgu Homar, okrętach podwodnych z pociskami manewrującymi, a wcześniej o pociskach skrzydlatych JASSM dla naszych F-16. Prawda jest jednak taka, że rozsądnie budowane zdolności bojowe muszą uwzględniać oba te komponenty: defensywny i ofensywny. Przeciwnikowi trzeba pokazać tarczę – zdolność zatrzymania lub zmniejszenia skali jego uderzenia oraz miecz, groźbę kosztownego i bolesnego rewanżu.

Panika w związku z Iskanderami nic nie da, gdyby odpalono je dzisiaj, i tak się nie obronimy. Trzeba skupić się na konsekwentnym, mozolnym, planowym i należycie egzekwowanym budowaniu własnych zdolności bojowych – tak jak robi to Rosja. Należy budować sojusze tak, by być pewnym wsparcia NATO w tych dziedzinach, w których własnych zdolności jeszcze nie mamy. Warto myśleć o systemach przyszłości, które przełamią beznadziejny dla obrońców rachunek kosztów broni antyrakietowej w starciu ze względnie tanimi pociskami ofensywnymi. Do tego żadne rozmieszczane u granic wyrzutnie nie są jednak potrzebne – to powinniśmy wiedzieć i robić sami.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama