Jako „niepatriotyczne” i „zdradzieckie” określił były główny strateg Donalda Trumpa, Steve Bannon, zeszłoroczne spotkanie syna przyszłego prezydenta, Donalda juniora, jego zięcia Jareda Kushnera i innych bliskich doradców z powiązaną z Kremlem rosyjską adwokatką Natalią Wiesielnicką, w czasie którego rozmawiano o sankcjach na Rosję.
Jego wypowiedź o spotkaniu to najbardziej sensacyjna rewelacja z książki brytyjskiego dziennikarza Michaela Wolffa o obecnym lokatorze Białego Domu. Bannon nie pracuje już tam od sierpnia, zwolniony pod naciskiem Kushnera i szefa kancelarii Johna Kelly′ego, ale od tego czasu pozostawał z prezydentem w ciepłych stosunkach i Trump podkreślał, że Bannon – który był także szefem jego kampanii wyborczej i głównym architektem jego sukcesu – jest jego „przyjacielem”.
Biały Dom odcina się od Bannona
Obecnie Biały Dom wylewa na niego kubeł pomyj, a Trump oświadczył, że były strateg „nie ma nic wspólnego ze mną ani z moją prezydenturą” – chociaż wiadomo, że od sierpnia obaj panowie kilkakrotnie rozmawiali przez telefon, a Trump wiernie realizuje zalecenia Bannona w takich sprawach jak uszczelnienie granic, wycofanie się z układu TPP i schlebianie skrajnej prawicy, jak po burdach w Charlottesville.
Potępienie przez Bannona spotkania Donalda juniora z Wiesielnicką to prezent dla specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który bada, czy pretorianie Trumpa działali w zmowie z agentami rosyjskimi, gdy w czasie kampanii prezydenckiej podsuwali oni mediom materiały szkodzące Hillary Clinton. Od początku śledztwa Muellera Biały Dom utrzymuje, że kontakty z Rosjanami były bez znaczenia, żadnej zmowy nie było i dochodzenie należy jak najprędzej zakończyć. Trudno to nadal wmawiać opinii, skoro sam Bannon – w czasie gdy doradzał Trumpowi nazywany „współprezydentem” – porównuje teraz śledztwo do huraganu kategorii 5 i ostrzega, że specjalny prokurator jest na tropie finansowych powiązań korporacji prezydenta i jego zięcia z Rosją. Chmury nad głową Trumpa gęstnieją.
Bannon został consigliere Trumpa jako redaktor „Breitbart News”, trybuny nowo-starej prawicy, i przywódca populistycznego buntu przeciw elitom w Partii Republikańskiej w imię ekonomicznego nacjonalizmu i natywizmu. Od inauguracji prezydenta w Białym Domu toczyła się walka między „bannonistami” a republikańskim establishmentem, hamującym radykalne posunięcia prawicowych populistów. Rozstanie Bannona z Trumpem – bo trudno sobie wyobrazić, by ten wybaczył mu brutalny atak na jego rodzinę (według książki Wolffa Bannon nazwał Ivankę „głupią jak cegła”) – nasuwa pytanie, czy konflikt z liderem „pożałowania godnych” (deplorables), jak złośliwie określano sfrustrowanych białych Amerykanów podatnych na hasła wykluczania obcych, nie sprawi, że prezydent utraci ich poparcie. Wydaje się to wątpliwe.
Trump ma władzę i spełnia, jak na razie, oczekiwania tego trzonu swego elektoratu. Ale prezydent staje się teraz w jeszcze większym stopniu zakładnikiem republikańskiej prawicy, której program – jak pokazała niedawno uchwalona ustawa podatkowa – niewiele ma wspólnego z interesami tych, których Trump mieni się reprezentować.