Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Współtwórca Polskiej Partii Niemiec: Nie będziemy zajmować się mniejszością

Adam Gusowski, współzałożyciel Polskiej Partii Niemiec Adam Gusowski, współzałożyciel Polskiej Partii Niemiec PPD / materiały prasowe
W Berlinie powstała Polska Partia Niemiec. Jej twórcy na razie nie myślą o Bundestagu, ale chcą zaktywizować licznych w Niemczech imigrantów z Polski.

Agnieszka Hreczuk: – Będzie wkrótce nowa partia w Bundestagu, Polska Partia?
Adam Gusowski, współtwórca PPD: – Oczywiście! Każda poważna partia chciałaby być tam, gdzie zapadają decyzje. Ale to długa droga: trzeba wystawić listę w krajach związkowych, zebrać dużo podpisów. My na razie jesteśmy partią tylko z nazwy, w rzeczywistości stowarzyszeniem edukacyjnym.

Tylko tyle? W Polsce niektórzy potraktowali wasz pomysł całkiem poważnie. Widzą w was partię walczącą o prawa Polaków w Niemczech.
To na razie wstęp do partii. Naszym celem jest wyjaśnienie ludziom, jak funkcjonuje system demokratyczny w Niemczech, partie, jaką role możemy przejąć w tym systemie, jaki wpływ mamy na politykę.

„My”, czyli Polacy w Niemczech?
My, czyli społeczeństwo, wszyscy, którzy mieszkają w tym kraju. Oczywiście, z racji tego, że projekt powstaje przy Klubie Polskich Nieudaczników [klub satyryczny w Berlinie, powstały w 2001 roku – red.] i ma Polskę w nazwie, kierowany jest do Polaków. Zależałoby nam, żeby przynajmniej część z tych dwóch milionów ludzi pochodzenia polskiego w Niemczech poczuła się zaproszona do działania politycznego w kraju, w którym żyją. Mamy też sporo zgłoszeń od Niemców.

W Niemczech żyje wielu polskich imigrantów. Polski słychać na ulicach, widać polskie sklepy, restauracje, artystów. Ale w polityce jesteśmy prawie niewidoczni. W Bundestagu sporo jest posłów o korzeniach tureckich, polskie ma tylko dwóch.
W politycznym życiu Niemiec Polaków można policzyć na palcach jednej ręki i są to najczęściej ludzie, którzy i tak z polską perspektywą mają mało wspólnego. Chcielibyśmy, i mamy nadzieję, że ten projekt może do tego doprowadzić, by Polacy przejęli część odpowiedzialności za rozwój kraju, w którym teraz żyją.

To był główny powód założenia PPD?
Bezpośrednim była obecna sytuacja. Wielu Polaków zagłosowało na populistyczną AfD, jedyną partię, która jest niechętna imigrantom, również z Polski. To pokazało, że Polacy nie tylko nie angażują się politycznie, ale i są niedoinformowani. Głosują częściowo pod wpływem polskich mediów, które są od dwóch lat antyniemieckie. I taka osoba, która czerpie wiedzę nie bezpośrednio, z programu, stawia krzyżyk przy partii, która jest przeciw niemu, kopiąc pod sobą dołek.

W rozmowach z niemieckimi działaczami obywatelskimi można wyczuć obawy, że wśród Polaków nie powstało tzw. społeczeństwo równoległe – tak jak ma to miejsce w części społeczności tureckiej czy repatriantów niemieckich z Rosji. Mieszkają w Niemczech, korzystają z demokracji, ale popierają Erdoğana czy Putina, a w Niemczech często AfD.
Też słyszymy głosy obawy o radykalizację Polonii i można je brać na poważnie. Podział społeczeństwa w kraju rozciąga się i na zagranicę, również na Niemcy. Tak było zawsze tyle że teraz widać coraz większy radykalizm. Radykalne grupy Polaków są w Berlinie, Nadrenii, Kraju Saary. Spotykają się, mają swoje fora. Można je uznać za zalążek równoległego społeczeństwa. Każda osoba, która do nich dołączy, to dla nas stracony głos rozsądku.

Na pierwsze spotkanie PPD przyszło prawie 200 osób. Nie sądzi pan, że cześć z nich przyciągnęła Polska w nazwie? Że postrzegają ewentualną partię jako narodowe ugrupowanie Polaków?
W mediach podkreślamy, że to nie jest partia, która ma zajmować się mniejszością. Nie jest to i nie będzie punktem programu.

A co nim będzie? Program dopiero tworzycie – w ramach projektu.
Będziemy prodemokratyczni i proeuropejscy, otwarci na dialog. Już na spotkaniu padały pytania o mniejszości seksualne, również środowiska kobiece chcą się zaangażować. Chcielibyśmy, żeby to było miejsce dla wszystkich. Również dla Niemców.

Co zostanie z polskiego wątku?
Na pewno nasza otwartość na Polaków – ale i nasza polska perspektywa, taki szpagat między oboma społeczeństwami, w którym żyjemy od lat. To nam pozwala spojrzeć na Polskę z trochę innej perspektywy. Wiemy, co w Polsce się dzieje, i te doświadczenia chcielibyśmy przekazać – tu, w Niemczech, bo w politykę w Polsce angażować się nie będziemy.

Tyle że ta wasza perspektywa przez niektórych postrzegana jest już jako zdrada.
Na hejt jesteśmy przygotowani. Kilka nazwisk trolluje nasze pomysły od lat. Padają te same argumenty, że za niemieckie pieniądze [projekt został dofinansowany przez Bundeszentralle für politische Bildung, Centrum Kształcenia Politycznego – red.] mieszamy w polskiej polityce, że jesteśmy za mało patriotyczni, za bardzo proeuropejscy, że nie staramy się, jak mecenas Hambura, zdobyć statusu mniejszości.

Stefan Hambura starał się kilka lat temu założyć polską partię walczącą o status, ale pomysł nie wypalił.
Nie wiem, dlaczego. W Niemczech partię założyć łatwo: najpierw zakładamy stowarzyszenie, jak my teraz – a do tego potrzeba siedmiu osób, w tym czterech z niemieckim obywatelstwem, potem trzeba przemianować je w partię i ją zarejestrować. Nie wiem, dlaczego mu się nie udało. Temat mniejszości to sztuczny pomysł, który tu nie znajdzie poparcia, bo jest daleki od rzeczywistości Polaków w Niemczech. Może to właśnie odstrasza.

Klub Nieudaczników znany jest z satyry. Nie boicie się, że nie będziecie brani poważnie?
Satyra to tylko część naszej działalności – dobry środek wyjaśniający ważne rzeczy w krzywym zwierciadle. Przyciągamy ludzi, którzy interesują się mniej polityką i prędzej obejrzą nas niż ekspertów. Ale będziemy działać na poważnie. Będziemy mieć regularne spotkania partyjne, spotkania z ekspertami na poważne, polityczne tematy, ale i regularne, luźne spotkania z zainteresowanymi. Myślę, że nawet jeżeli część osób odstraszy, że to Nieudacznicy zakładają partię, to wielu przyciągnie ta forma.

Nie boicie się reakcji Niemców na Polskę w nazwie? Tego, że uznają PPD za zagrożenie, za lobby imigrantów podkreślających swoją odrębność?
Z polskiej perspektywy może to tak wyglądać. Gdyby w Polsce powstała Ukraińska Partia Polski, byłaby pewnie odebrana jako antypolska. Tutaj spojrzenie jest inne. Niemcy odbiorą to raczej tak, że jesteśmy częścią tego społeczeństwa i chcemy działać na jego rzecz. Nasze założenie jest takie, że my, Polacy, mamy swój głos, dotychczas niestety w polityce bardzo cichy, i mamy coś do powiedzenia. Gdyby Kurdowie założyli partię, to – wiedząc, jakie oni mają postulaty na całym świecie – można byłoby się spodziewać, że te postulaty będą chcieli przebijać i w Niemczech. Natomiast my jesteśmy niezapisaną kartą. Mam wrażenie, że Niemcy widzą PPD raczej jako naszą próbę otworzenia się na politykę, jako ludzi, którzy chcą się angażować.

Projekt ma trwać rok, potem oficjalnie się kończy. W jakim punkcie będzie wtedy?
Mam nadzieję, że będziemy mieć fajny program, z którym wiele osób będzie się identyfikować. Trzeba będzie napisać status, potem zarejestrować partię, zbudować bazę. I rozwijać się w kierunku Bundestagu.

Adam Gusowski jest satyrykiem, współzałożycielem Klubu Polskich Nieudaczników, pracuje też jako dziennikarz w polskojęzycznym programie w niemieckiej stacji publicznej rbb (Rundfunk Berlin und Brandenburg).

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama