Oczekując na igrzyska z perspektywy kibica kanapowego, można odnieść wrażenie, że ich przeprowadzenie jest poważnie zagrożone. Będący już na miejscu korespondenci alarmują o ataku niezidentyfikowanego bliżej wirusa, siejącego spustoszenie wśród olimpijskich porządkowych i dybiącego na niespodziewających się niczego sportowców. Odbiorca polski, kojarzący tamten rejon świata z wylęgarnią różnych odzwierzęcych gryp oraz wirusów zamkniętych w literowych kodach, mnoży zatem czarne scenariusze, w których nasze nieliczne medalowe nadzieje zamiast na podium lądują na wymuszonym L4.
Czytaj także: Igrzyska w Korei w cieniu polityki
Wirusy zaatakowały w Korei Południowej tuż przed igrzyskami
W tym miejscu spieszymy jednak ze słowami otuchy – otóż nasz redakcyjny znawca południowokoreańskich realiów, Jędrzej Winiecki, twierdzi, że na punkcie ochrony zdrowia wykazuje się tam rewolucyjną czujność, praktykowane środki zapobiegawcze są innowacyjne, a metody zwalczania – bezkompromisowe i skuteczne. Co więcej, powiada redaktor Winiecki, jest to jedyny znany mu kraj na świecie, w którym na lotniskach kontroluje się, metodą błyskawiczną i nieinwazyjną, temperaturę ciała przybyłych. A podejrzanych poddaje stosownej kwarantannie. W stosunku do wirusa już panoszącego się ów środek zaradczy okazuje się oczywiście bezskuteczny, ale niewątpliwie pomaga wzbudzić ufność w profesjonalizm tamtejszych służb medycznych.
Delegacja Korei Północnej na igrzyskach
W razie gdyby zawiodły środki konwencjonalne, zawsze można rozpocząć z wirusem rokowania na drodze dyplomatycznej, zwłaszcza mając za sobą skuteczne rozbrojenie wrogiego, emocjonalnie niestabilnego i kompletnie nieprzewidywalnego siostrzanego reżimu z północy. W związku z pojawieniem się w Pjongczangu północnokoreańskiej delegacji, na czele z siostrą Kim Dzong Una, należy się spodziewać, że przynajmniej na czas igrzysk owa opresyjna, acz groteskowa dyktatura powstrzyma się od epatowania atomowym straszakiem.
W związku z tą wizytą światowe media opanował inny wirus, sugerujący odprężenie w stosunkach Korei Północnej ze światem, jednak nie wypada robić sobie złudnych nadziei. Jak zawsze realistyczni i niebojący się nazywania rzeczy po imieniu przedstawiciele obecnej amerykańskiej administracji informują, że Korea Północna pod rządami Kim Dzong Una to sprawa przegrana, a czekające na wprowadzenie w życie sankcje będą dotkliwe jak nigdy.
Sportowcom pospieszą na pomoc Norwegowie
Jak słychać z nieprzerwanie płynących z Pjongczangu doniesień, mających zaspokoić wilczy apetyt na olimpijskie nagłówki, w razie gdyby atak wirusa wymagał szybkiej odpowiedzi, zamiast tracić cenne godziny w poczekalni tamtejszych gabinetów, należy zwrócić się do lekarzy reprezentacji Norwegii, wyposażonych w ponad 6 tys. dawek przeróżnych leków na astmę, gdyż, jak powszechnie wiadomo, wśród norweskich sportowców astma jest plagą. Jest to zapobiegliwość godna pochwały i prawdopodobnie w przepastnej norweskiej apteczce znajdą się również skuteczne środki na inne dolegliwości gnębiące sportowców.
Polacy wprowadzają na igrzyska element zaskoczenia
Należy ufać, że olimpijski duch fair play udzieli się norweskim lekarzom i w razie czego poratują potrzebujących. Z tym że sportowcy jawnie kpiący z zasobów norweskiej apteczki oraz faktycznych powodów astatycznej zarazy wśród tamtejszych sportowców, jak np. Justyna Kowalczyk, muszą raczej liczyć na siebie.
Justyna Kowalczyk startuje w sobotę w biegu łączonym na 15 km, tego samego dnia o medale powalczą skoczkowie, którzy w kwalifikacjach pokazali moc, a poza tym dysponują tajną nowinką sprzętową, która według naocznych świadków atmosfery na olimpijskiej skoczni budzi wśród konkurencji popłoch i wprowadza we wszystkich pozostałych ekipach trudną do ukrycia nerwowość.
Jedyne, co na razie rzuca się w oczy, to nowe buty skoczków w dystyngowanym zestawie bieli i czerni, przez swój wzór budzące skojarzenia z paskami zebry. Trzeba przyznać, że wprowadzenie przez polską ekipę elementu tropikalnego do zimowych igrzysk to rzeczywiście duże zaskoczenie.