To gest symboliczny, ale dyplomatycznie znaczący. Unia Europejska odwołała na konsultacje swego przedstawiciela w Moskwie, a co więcej, poparła w oficjalnej rezolucji stanowisko Wielkiej Brytanii w sprawie Siergieja Skripala: „jest wysoce prawdopodobne”, że za próbą zabójstwa stoi Rosja.
Premier May apelowała w czwartek podczas posiedzenia Rady Europejskiej UE o taką reakcję. I Unia jej nie zawiodła. Część państw, w tym Polska, zgłosiła także gotowość do odwołania swych dyplomatów z Rosji. Kryzys brytyjsko-rosyjski przeradza się w kryzys UE – Rosja.
Rosja zapewne liczyła, że osłabiona brexitem Wielka Brytania nie zyska jednoznacznego wsparcia UE. Między państwami Unii istnieją znaczne różnice interesów i poglądów w sprawie polityki wschodniej. Te różnice występują też na samym szczycie unijnej administracji, na przykład między Donaldem Tuskiem a Jeanem-Claude′em Junckerem. Tusk uważany jest za „twardszego”, choć nieszukającego konfrontacji z Rosją.
Unia Europejska reaguje na sprawę Skripala
Kalkulacje rosyjskie obliczone na te różnice w Unii spaliły jednak na panewce. Arogancka postawa Kremla, który usiłuje wmówić opinii publicznej, że za atakiem w Salisbury stoją brytyjskie służby specjalne, odniosła w Unii skutek odwrotny od zamierzonego. Liderów UE arogancja Kremla zirytowała i zjednoczyła.
Pytanie, jakie działania pójdą za symbolicznym gestem. Sęk w tym, że Brytyjczycy nie dołożyli wcześniej starań, aby zatrzymać napływ brudnego rosyjskiego kapitału do światowego centrum finansowego, jakim jest Londyn. Korzyści, jakie z tego czerpie brytyjska ekonomia, osłabiały determinację kolejnych rządów, by wyjaśnić do końca kulisy wcześniejszych ingerencji rosyjskich służb na Wyspach. Teraz rząd May ma kolejną szansę i poparcie Unii. To może być punkt zwrotny.