Łatwiej umrzeć, niż żyć, mówi Liu Xia, 57-letnia malarka i poetka, najbardziej znana z chińskich więźniów sumienia. Od ośmiu lat przebywa w areszcie domowym. Jest skrzętnie pilnowana, nie wolno jej ruszyć się z pekińskiego mieszkania. Władze utrzymują, że nikt jej nie więzi i może robić, co chce, jednocześnie cyklicznie wzywały do cierpliwości i mamiły odzyskaniem wolności, by nie spełniać tych obietnic. To dodatkowo pogorszyło stan Liu, która ma kłopoty z sercem i cierpi na silną depresję. Jej przyjaciel, mieszkający w Niemczech chiński pisarz Liao Yiwu, opublikował właśnie nagranie ich rozmowy telefonicznej, jeszcze z kwietnia. Liu niewiele mówi, rozmowa to wielominutowy szloch. W wydostanie Liu z Chin zaangażowana jest niemiecka ambasada w Pekinie i pisarze z Niemiec, w tym noblistka Herta Müller. Wątłe nadzieje wiązane są jeszcze z kanclerz Angelą Merkel, odwiedzającą w tym miesiącu Pekin, ale trudno się spodziewać, że los poetów jest na tyle istotny, aby zaważył np. na stosunkach handlowych.
Liu Xia nie postawiono żadnych zarzutów. Wystarczy, że uwiera reżim jako wdowa po Liu Xiaobo, pisarzu i literaturoznawcy, laureacie Pokojowej Nagrody Nobla. Przyznano mu ją w 2010 r., gdy odsiadywał kilkunastoletni wyrok za próbę obalenia reżimu, podstawą do skazania był udział w przygotowaniu manifestu wzywającego do demokratyzacji Chin. Pisarz zmarł w więzieniu w zeszłym roku i wygląda na to, że wdowa kontynuuję karę pozbawienia wolności po zmarłym mężu.