Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

G7 w najgłębszym kryzysie od 40 lat

Angela Merkel mówi do Donalda Trumpa na spotkaniu w ramach szczytu G7. Angela Merkel mówi do Donalda Trumpa na spotkaniu w ramach szczytu G7. Jesco Denzel / Forum
Liderzy siedmiu zachodnich potęg rozjechali się po szczycie w Kanadzie podzieleni jak nigdy dotąd. A Donald Trump dolał oliwy do ognia, zgłaszając pomysł zaproszenia do stołu rozmów Rosji.

Na 44. szczycie G7 w kanadyjskim kurorcie La Malbaie, niedaleko Quebecu, przywódcy zrobili sobie tradycyjne rodzinne zdjęcie, ale za uśmiechami skrywały się głębokie różnice. Atmosferę spotkania dużo lepiej oddaje fotografia opublikowana później przez Johna Boltona, doradcę Donalda Trumpa, które pokazuje wianuszek prezydentów i premierów otaczających prezydenta USA siedzącego w pozie, która miała chyba oznaczać „i tak wam nie wierzę”.

Niedługo po tym, jak premier Kanady Justin Trudeau ogłosił, że przywódcy przyjęli wspólny komunikat po inspirujących i ciekawych dyskusjach, Trump odezwał się na Twitterze z samolotu Air Force One, którym leci na spotkanie z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem w Singapurze. Oskarżył Kanadyjczyka o mówienie nieprawdy, stosowanie wysokich ceł na amerykańskie produkty i ogłosił, że nie podpisuje się pod żadnym komunikatem.

Liderzy zachodnich potęg są podzieleni jak nigdy dotąd. A historia ich konsultacji w ramach G7 (USA, Kanada, Japonia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Włochy) sięga lat 70., kiedy liderzy największych wówczas gospodarek świata zaczęli się spotykać po załamaniu ówczesnego systemu walutowego i kryzysie naftowym.

Seria jednostronnych decyzji Trumpa

Po drodze było wiele kryzysów, w latach 80. dotyczyły one np. rozmieszczenia przez USA w Europie rakiet średniego zasięgu, przed ponad dekadą Francja i Niemcy sprzeciwiły się z kolei prowadzonej przez USA z sojusznikami (w tym Polską) operacji w Iraku. Tym razem problem jest jednak głębszy. „Oparty na zasadach światowy porządek jest podważany i to niespodziewanie nie przez zwyczajowych podejrzanych, ale przez jego głównego architekta i gwaranta, czyli USA” – mówił podczas kanadyjskiego szczytu szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Podważanie przez prezydenta USA Donalda Trumpa zasad opartych na porozumieniach handlowych, liberalizacji handlu i ograniczaniu protekcjonizmu rozpoczęło się na już początku jego kadencji, gdy zrezygnował z porozumienia TPP z partnerami znad Pacyfiku, które miało zrównoważyć wpływy Chin. Ale do serii jednostronnych decyzji Waszyngtonu, uderzających w światowy – nie tylko gospodarczy – porządek, doszło dopiero w ostatnich miesiącach.

Wbrew europejskim sojusznikom Trump wypowiedział paryskie porozumienie klimatyczne, które ma doprowadzić do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Zerwał też porozumienie z Iranem, które miało powstrzymać program nuklearny w tym kraju. Do wzrostu napięcia na Bliskim Wschodzie doprowadziła inna jednostronna decyzja: przeniesienia ambasady USA w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy. Oliwy do ognia dolały decyzje handlowe: Waszyngton rozszerzył na kraje europejskie i Kanadę wprowadzone niedawno dodatkowe cła na stal i aluminium, które mają chronić rodzimy przemysł.

Czytaj także: Trump kontra świat

Trump chce zaprosić Putina

Tuż przed szczytem Trump zasugerował ponadto ponowne zaproszenie do G7 Rosji. Przedstawiciele Moskwy byli regularnie zapraszani na szczyty grupy od lat 90. Zostali z niej jednak wykluczeni w 2014 r. po aneksji Krymu i od tego czasu nie dali żadnych powodów do rezygnacji z tej decyzji. Mimo to Trump zadeklarował, że chce ich zaprosić. Poparł go tylko szef nowego prorosyjskiego i populistycznego rządu Włoch Giuseppe Conte.

Pomysł przywrócenia Rosji do G7 wzbudził protesty w samej Ameryce, nie tylko wśród opozycyjnych demokratów, ale też w Partii Republikańskiej. – Prezydent Trump umieścił się po złej stronie, z autokratami, skorumpowanymi i przeciwnikami Ameryki, którzy uważają Władimira Putina za naturalnego sprzymierzeńca – mówił wieloletni dyplomata, m.in. były ambasador w Polsce, Dan Fried. – Taki język odstrasza naszych sojuszników i wzmacnia przeciwników – ostrzegał.

Pomysł jest ryzykowny także z powodów wewnętrznych w USA trwa śledztwo w sprawie prób wpływania przez Moskwę na wyniki wyborów prezydenckich w USA. Obejmuje ono spotkania członków ekipy Trumpa (w tym jego syna, zięcia i szefa kampanii) z Rosjanami. Decyzje prezydenta w sprawie Rosji są chwiejne: z jednej strony utrzymuje sankcje gospodarcze za agresję na Ukrainę. Ameryka wydaliła 60 rosyjskich dyplomatów w ramach solidarności z Londynem w reakcji na otrucie rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala w Salisbury. Z drugiej strony Trump zablokował wprowadzenie sankcji na Moskwę za współpracę z syryjskim reżimem, a po niedawnej reelekcji Putina zadzwonił do niego z gratulacjami.

Czytaj także: Putin odpowiadał na pytania Rosjan

Szykujmy się na turbulencje

Pozostali przywódcy G7 stosowali do tej pory różne sposoby radzenia sobie z nieprzewidywalną polityką prezydenta USA. O tym, że sojusz transatlantycki w obecnej postaci jest zagrożony i Europa w wielu dziedzinach będzie musiała sobie radzić sama, najgłośniej mówiła kanclerz Niemiec Angela Merkel. Zwolennikiem ugłaskiwania Trumpa był prezydent Francji Emmanuel Macron, ale i on przed szczytem w Kanadzie skrytykował decyzje handlowe prezydenta miliardera (a ten ostro mu odpowiedział, tradycyjnie na Twitterze). Na koniec szczytu Trump odgrażał się, że USA w relacjach handlowych przestaną być „świnką skarbonką, którą wszyscy rabują”.

Fiaskiem zakończył się już zeszłoroczny szczyt G7 we włoskiej Taorminie. W tym roku spory jeszcze wyraźniej wyszły na jaw i próby dalszego ich bagatelizowania są już niemożliwe. Partnerzy USA do tej pory starali się raczej stosować strategię przeczekiwania kadencji Trumpa w nadziei na to, że nieobliczalny prezydent nie zdoła w cztery lata wszystkiego zepsuć. Nadzieje okazały się płonne (a może zawsze były), tym bardziej że Trump może przecież pozostać prezydentem kolejne cztery lata, a nawet jeśli odejdzie, to jego następca wcale nie musi być lepszy.

Kryzys w relacjach doprowadził do tego, że o G7 mówi się już G6+1. W skrajnym scenariuszu może to doprowadzić do upadku dotychczasowego porządku świata, w którym istotną rolę odegrał sojusz transatlantycki, oparty nie tylko na wspólnocie interesów, ale też w dużym stopniu wartości. Możliwe też, że sojusz ten zostanie odbudowany, ale jeśli stanie się to pod dyktando Trumpa i jemu podobnych liderów, będzie to wspólnota chwiejna, dużo mniej trwała i oparta wyłącznie na interesach. W obu tych wypadkach zapnijmy pasy i przygotujmy się na poważne turbulencje.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama