Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Realna stawka szczytu Kima z Trumpem w Singapurze

Przed nami rozmowy Kim Dzong Una i Donalda Trumpa w Singapurze. Przed nami rozmowy Kim Dzong Una i Donalda Trumpa w Singapurze. Kim Kyung-Hoon/Reuters / Forum
W przypadku prezydenta USA zachodzi niebezpieczeństwo, że efekciarstwo przeważy nad realnymi efektami.

Jakoś łatwo uznano historyczność szczytu prezydenta USA i przywódcy Korei Północnej (w nocy z poniedziałku na wtorek w Singapurze). Owszem, to jasny punkt w statystykach dyplomacji, bo nie doszło jeszcze do spotkania w tej konfiguracji. Prawdą jest i to, że diametralnie zmieniła się atmosfera wokół Korei Północnej. W zeszłym roku mowa była głównie o wojnie, potencjalnie krwawej, z użyciem broni masowego wrażenia i w regionie kluczowym dla globalnej gospodarki.

Teraz jest znacznie lepiej, ale dla zachowania proporcji warto – przynajmniej na krótką metę – patos stosować w ograniczonych dawkach. Przecież rozmowy Kim Dzong Una i Donalda Trumpa w Singapurze są dopiero początkiem drogi.

Czytaj także: Kolejka do Kima. Kto i po co chce się z nim spotkać?

Na jednym szczycie się nie skończy?

W odniesieniu do północnokoreańskiego programu zbrojeń jądrowych i rakietowych (Ameryka chce, by Korea Północna arsenał oddała) często padają porównania do podobnej umowy z Iranem, niedawno wypowiedzianej przez Trumpa. Negocjowano ją przez dwa lata. W przypadku Kim Dzong Una trzeba wziąć jakąś poprawkę na asertywność jego reżimu, co prowadzi do wniosku, że na jednym szczycie się nie skończy, do kolejnego mogłoby dojść np. w posiadłości Trumpa na Florydzie.

Zbliżenie, które doprowadziło Kima i Trumpa do Singapuru, trwa od kilu miesięcy, wiec trudno się już spodziewać szczegółów o zasadach ewentualnego oddania broni, amerykańskich gwarancji dla Korei Północnej czy sposobów weryfikacji złożonych obietnic. Takie detale wytargują reprezentanci obu rządów, a to – jak widać po przypadku Iranu – będzie żmudne i potrwa. Na szczycie chodzi o kwestie techniczne i o to, by Trump i Kim zapalili negocjatorom zielone światło.

Czytaj także: Koree próbują się pojednać

Stawka spotkania Trumpa z Kimem

Inna rzecz to długa perspektywa. Tu łatwiej dostrzec, na czym polega ewentualny przełom. Eksperci zarysowali szereg możliwych scenariuszy, ot choćby taki, w którym Trump wyrywa Kima z chińskiej czy też chińsko-rosyjskiej strefy wpływów, czym powtarza numer Richarda Nixona z lat 70., gdy USA doprowadziły do nieoczekiwanego zbliżenia z komunistycznymi Chinami. Optymiści widzą w singapurskich rozmowach pierwszą tak poważną szansę na namówienie dynastii Kimów, by się ucywilizowali albo dążyli do zjednoczenia Półwyspu Koreańskiego.

Pesymiści kręcą głowami i studzą nastroje. Ich zdaniem, po pierwsze, to Kim nie porzuci totalitarnych porządków, m.in. nie zamknie swojego gułagu, jeszcze nie przy tej okazji. A po drugie, w przypadku prezydenta USA zachodzi niebezpieczeństwo, że efekciarstwo przeważy nad realnymi efektami. Trump – vide ostatnie spotkanie grupy G7 – śrubuje rekordy nieobliczalności i nie można wykluczyć, że sam uścisk dłoni z Kim Dzong Unem uzna za najlepszy dowód swojej sprawczości i na tym poprzestanie.

Czytaj także: Cztery ważne pytania w sprawie szczytu Trumpa z Kimem

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną