Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Cień dyktatury wciąż wisi nad Chile

Mieszkańcy Chile oddali hołd prezydentowi Allende. Mieszkańcy Chile oddali hołd prezydentowi Allende. Alberto Valdes/EFE / Forum
45 lat po zamachu stanu dokonanym przez gen. Augusto Pinocheta stosunek do wojskowego reżimu nadal dzieli Chilijczyków.

11 września 1973 r. o godz. 11:52 dwa myśliwce Hawker Hunter, kilka tygodni wcześniej potajemnie przeniesione do bazy w nadmorskim mieście Concepción, rozpoczęły blisko 15-minutowe bombardowanie pałacu prezydenckiego La Moneda, znajdującego się w ścisłym centrum Santiago de Chile. Rozkaz spuszczenia bomb pochodził od generała Augusto Pinocheta, ambitnego, choć niespecjalnie słynącego z osiągnięć naukowych i intelektualnych wojskowego o konserwatywnych poglądach.

Śmierć prezydenta Allende

Zamach stanu, do którego późniejszy dyktator dołączył w ostatniej chwili, był już wówczas przygotowywany od co najmniej trzech lat, przy wydatnym wsparciu finansowym i logistycznym Stanów Zjednoczonych. Generałowie chcieli za wszelką cenę obalić lewicowy rząd prezydenta Salvadora Allende, wybrany w 1970 r. z zaledwie 36 proc. poparciem, ale dzięki sojuszowi z chadekami wprowadzający szereg kontrowersyjnych reform, od nacjonalizacji ziemi kontrolowanej przez największe gospodarstwa rolne, po graniczące z bezrefleksyjnym rozdawnictwem programy wsparcia społecznego. 11 września uznali, że dłużej czekać nie mogą.

Pinochet od 7:30 rano kilkakrotnie oferował Allende możliwość eskorty i bezpiecznego opuszczenia kraju w zamian za bezwarunkowe poddanie się. Lewicowy polityk, prywatnie bliski przyjaciel Fidela Castro, mocno inspirujący się pryncypiami i osiągnięciami kubańskiej rewolucji, odmówił ugody. Według narracji lewicy – zginął śmiercią bohaterską, strzelając sobie w głowę, nomen omen z broni podarowanej mu właśnie przez Fidela. Dla prawicowców pozostaje tchórzem, który bał się otwartej konfrontacji z wojskiem. Przede wszystkim jednak jest dla nich symbolem nieodpowiedzialnej polityki ekonomicznej i katastrofy gospodarczej, którą zażegnał dopiero neoliberalizm Pinocheta.

45. rocznica zamachu w Chile

Dziś, 45 lat po tragicznych wydarzeniach z pałacu La Moneda, Chilijczycy wciąż nie wypracowali między sobą konsensusu odnośnie oceny dyktatury. Prawicowy reżim, jeden z najkrwawszych z czasów zimnej wojny, posługiwał się wprawdzie torturami i prześladowaniami politycznymi w sposób systemowy, jednak w kwestii polityki gospodarczej rzeczywiście wyprowadził kraj na prostą. Ale nie wszyscy jego funkcjonariusze zostali rozliczeni za zbrodnie przeciwko lewicowej opozycji. Choć proces rozliczania się z przeszłością rozpoczęto niemal natychmiast po transformacji demokratycznej końca lat 80., do dziś skala działań kolejnych rządów w tym zakresie jest dla wielu na chilijskiej lewicy niewystarczająca.

Czytaj także: Jak się rozliczyć z dyktaturą

Niemal pół wieku po śmierci Allende i końcu trwającego prawie 1000 dni „utopijnego romansu”, jak często nazywa się stworzony przez tego prezydenta rząd Jedności Ludowej, stosunek do kwestii praw człowieka i osądzenia funkcjonariuszy dyktatury to wciąż jedna z głównych płaszczyzn, na której współcześni politycy chilijscy się ścierają.

Widać to najlepiej na przykładzie różnych sposobów upamiętnienia zamachu stanu. Prezydent Sebastian Piñera, wybrany na urząd w grudniu ubiegłego roku lider prawicy i bardzo znany biznesmen, już tydzień przed rocznicą zadeklarował, że nie weźmie udziału w obchodach organizowanych przez partie lewicowe. Ponieważ jednak jego rząd nie ma większości w parlamencie i musi nieustannie zabiegać o poparcie opozycji, Piñera nie mógł pozwolić sobie na całkowite zignorowanie 11 września. Zamiast tego zorganizował, jak nazwały to jego służby prasowe, „ekumeniczną ceremonię pamięci”, w której udział mogli jednak wziąć jedynie pracownicy pałacu prezydenckiego. Pozostali członkowie rządu i koalicji Chile Vamos, której Piñera przewodniczy, nie mieli obowiązku uczczenia pamięci Allende.

Choć daleki od ideału gest prezydenta i tak jest krokiem w dobrą stronę, biorąc pod uwagę jego nastawienie do dziedzictwa dyktatury. Bajecznie bogaty Piñera (jego majątek szacuje się na ponad miliard dolarów), pochodzący z konserwatywnej rodziny, należy do elity, która na dyktaturze zyskała najwięcej. Sam Pinochet należał do osób raczej skromnych i stroniących od luksusów. Nie przeszkadzało mu jednak w żaden sposób, by pod jego rządami fortuny zbijali inni zwolennicy dyktatury. W ten sposób wielkie chilijskie rodziny uwłaszczyły się na dziesiątkach państwowych przedsiębiorstw i do dzisiaj kontrolują prywatne porty, kopalnie miedzi, firmy wodociągowe czy wydawnictwa.

Piñera, sam będący magnatem telewizyjnym i akcjonariuszem linii lotniczych, unika wypowiedzi publicznych na temat rozliczania zbrodni dyktatury. Powstałe w 2010 r. stołeczne Muzeum Pamięci i Praw Człowieka odwiedził pierwszy (i jedyny) raz dopiero dwa lata po jego otwarciu, choć był już wtedy od ponad 1,5 roku pierwszy raz prezydentem. W szeregach jego bezpośredniego otoczenia politycznego schroniło się również kilku negacjonistów historycznych, uważających rząd Allende za nieprawny, a Pinocheta za zbawcę narodu i bohatera.

Upamiętnienie rocznicy

Podzielone, choć w inny sposób, jest też środowisko ofiar dyktatury, dziś w dużej mierze znajdujące się w politycznej opozycji. Osobne obchody w centrum Santiago zorganizowały dziś Partia Socjalistyczna (uważająca się za prawowitego spadkobiercę rządu Jedności Ludowej), wspierana przez niesamowicie aktywną w Chile Młodzieżówkę Socjalistyczną. Członkowie Partii przemaszerowali przez centrum stolicy i złożyli wieńce pod pomnikiem Allende znajdującym się, co ciekawe, tuż przed pałacem La Moneda. Ledwo jednak przestały błyskać flesze fotografów pod statuą prezydenta, na placu pojawiła się kolejna grupa manifestujących, tym razem z partii i młodzieżówki komunistycznej. Podczas gdy komuniści składali swoje wieńce, socjaliści przenieśli się do budynku dawnego Kongresu Narodowego, gdzie do momentu zamachu stanu obradował chilijski parlament. I to właśnie ta ceremonia miała bodaj najbardziej oficjalny status.

W czasie blisko dwugodzinnej uroczystości ponad 700 osób, głównie weteranów lewicy i przedstawicieli trzeciego sektora, wysłuchało wystąpień wiodących chilijskich polityków. Na scenie pojawili się m.in. marszałek Senatu Carlos Montes i Maya Allende, przewodnicząca Izby Reprezentantów i wnuczka Salvadora Allende, oraz przedstawiciele fundacji imienia tragicznie zmarłego prezydenta.

Montes i Maya Allende podkreślali w swoich przemówieniach, że rząd Jedności Ludowej miał pełną legitymizację demokratyczną, a zamach stanu stanowił gwałt na chilijskim społeczeństwie i jego demokratycznym charakterze. Nie zabrakło też nawiązań do dzisiejszej polityki, choć były one mniej radykalne, niż można było się spodziewać. Senator Adriana Muñoz, w czasach rządów Michelle Bachelet szefująca parlamentarnej komisji praw człowieka, podkreśliła, że chilijska demokracja posttransformacyjna oparta była na szerokim konsensusie społeczno-politycznym i dziś o ten konsensus trzeba znowu zawalczyć. Wezwała też obecną na sali młodzież do aktywności politycznej, również poprzez wychodzenie na ulicę i protesty.

Zobacz także: W Chile źle wyszli na OFE

Ofiary dyktatury podzielone

Niektóre z rodzin ofiar dyktatury nie chciały jednak przyjść do budynku Kongresu. Współczesna chilijska elita polityczna jest dla nich zbyt skompromitowana, również za brak wystarczająco mocnego rozliczenia się ze zbrodniami Pinocheta. Zamiast partyjnych ceremonii wybrali oni happeningi w miejscach pamięci – Muzeum Praw Człowieka i Parku Pokoju przy Villi Grimaldi, jednym z najcięższych więzień politycznych czasów dyktatury. Osobną manifestację, w dodatku już dwa dni przed rocznicą, 9 września, zorganizowała też AFEP, chilijska organizacja rodzin ofiar reżimu Pinocheta. Trwający ponad cztery godziny niedzielny przemarsz zamienił się pod koniec w krwawą bijatykę z policją. Działacze radykalnej lewicy wdali się w przepychanki z oficerami przed cmentarzem Recoleta. Według doniesień prasowych aresztowano aż 28 osób.

Jak widać, niemal pół wieku po brutalnym przerwaniu chilijskiego snu o socjalistycznej utopii dyktatura wciąż polaryzuje chilijską politykę. Choć obie strony powoli zbliżają się do siebie, pełna rekoncyliacja kosztować będzie jeszcze wiele wysiłku ze strony wszystkich aktorów tego sporu – sporu o chilijską przeszłość i przyszłość jednocześnie.

Czytaj także: Wielkie manifestacje feministyczne w konserwatywnym Chile

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama