Podczas Forum w Davos prezydent Andrzej Duda opowiadał dziennikarzom, że nikt nie zgłosił tam wobec niego zastrzeżeń do planowanej na luty konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Może i nie zgłosił, ale to nie znaczy, że w kręgach dyplomatycznych ich nie ma.
Już wiadomo, że do Warszawy nie wybiera się prezydent Putin, a to przecież jeden z głównych graczy na Bliskim Wschodzie. Udziałem w innej konferencji w tym czasie wymówiła się szefowa unijnej dyplomacji, pani Mogherini. Bez niej i bez Putina konferencja „pokojowa” – jak nazwał ją pan Duda – żadnego realnego znaczenia mieć raczej nie może.
Czytaj także: Na czym polega fenomen prezydenta Dudy?
Z Trumpem na Iran?
Zwłaszcza że prezydent Trump zarządził wycofanie z tego regionu sił amerykańskich, czyli de facto zgłosił brak zainteresowania Stanów Zjednoczonych tą newralgiczną częścią świata. Jeśli Biały Dom prezydenta Trumpa jest tu czymś zainteresowany, to przede wszystkim obroną Państwa Izrael przed Iranem i jego sprzymierzeńcami.
No właśnie: a co z samym Iranem? Przecież gdy rząd pisowski wraz z amerykańskim MSZ ogłosili w połowie stycznia, że Warszawa zorganizuje konferencję, to zapowiedziano jednocześnie, że jej tematem będzie także kwestia irańska. Iran uznał zapowiedź za akt agresji. A w mediach społecznościowych wywołało spekulacje, czy po udziale w wojnach w Iraku i Afganistanie pójdziemy teraz z Trumpem na Iran.
Sprawa musiała zbulwersować dyplomatów Unii Europejskiej. Decyzję odebrano w Brukseli jako odcięcie się od polityki unijnej. Chodzi oczywiście o porozumienie z Iranem w sprawie rezygnacji przezeń z programu nuklearnego w zamian za złagodzenie sankcji gospodarczych i dyplomatycznych.
Trump wypowiedział ze swej strony to porozumienie. Polska pod rządami PiS, organizując teraz wraz z amerykańskim Departamentem Stanu tę konferencję, wzmaga wrażenie, że wcale nie jest tu „neutralna”, co podkreślał w Davos prezydent Duda. Ale że jest raczej solidarna z obecną polityką USA niż z dyplomacją UE. Nie tylko w kwestii bliskowschodniej.
Od kiedy NATO w Polsce
Prezydent Duda posunął się w Davos do stwierdzenia, że obecność NATO w Polsce staje się rzeczywistością dopiero od momentu przejęcia władzy przez „zjednoczoną prawicę”. Jak często się to zdarza obecnym dygnitarzom pisowskim, takie kategoryczne stwierdzenia ignorują fakty, aby zdobyć propagandowe punkty w niedoinformowanej części elektoratu. Obecność NATO w Polsce nie datuje się bowiem od wyborów w 2015 r. Starania o nią podejmowały także wcześniejsze rządy. Z umiarkowanym sukcesem, tak samo zresztą jak obecna ekipa rządząca, która od Trumpa nie otrzymała silnych gwarancji tej obecności.
Co gorsza, według „New York Timesa”, prezydent Trump, rozważa, czy nie wycofać się z NATO. To czyniłoby bezprzedmiotową całą obecną politykę zagraniczną Polski pod rządami PiS, opartą na założeniu, że fundamentem naszego bezpieczeństwa jest właśnie Sojusz Północnoatlantycki i dopiero w jego ramach militarna współpraca w ramach Unii Europejskiej. Niestety, o to nikt prezydenta Dudy w Davos nie zapytał.
Czytaj także: Politycy w Davos głoszą piękne hasła, z których nic nie wynika