Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Węgierska nauka, następna ofiara na liście Orbána

Premier Węgier Viktor Orbán Premier Węgier Viktor Orbán European Peoples Party / Flickr CC by 2.0
Węgierski premier przyspiesza budowę autorytarnego reżimu hybrydowego. Rząd zamierza w rosyjskim stylu zlikwidować Węgierską Akademię Nauk.

Według rankingu amerykańskiego think tanku Freedom House Węgry są krajem „częściowo wolnym”, w ubiegłym roku doświadczyły największego spadku w historii badania. Ze względu na odwrót od demokracji na tak dużą skalę Węgry reprezentują wyjątkowy model w Unii Europejskiej i stały się częścią stale powiększającego się klubu autokratycznych krajów, takich jak Pakistan, Zimbabwe czy Singapur.

Czytaj też: Orbán kontra węgierska klasa średnia

Akademia na celowniku

Nic dziwnego, że rząd Fideszu natychmiast potępił ten raport, twierdząc, że Freedom House jest wynajęty przez miliardera George′a Sorosa, który atakuje Budapeszt, ponieważ „Węgrzy nie chcą przyjmować imigrantów”. Większość mediów została już przejęta przez rząd, więc ta teoria spiskowa może przykryć fakt, że reżim Orbána zwrócił się ku jednej z ostatnich instytucji działających niezależnie. Zasada wolności akademickiej stała się poważnie zagrożona – na celowniku Orbána znalazła się Węgierska Akademia Nauk.

Po tym jak Uniwersytet Środkowoeuropejski musiał przenieść większość swoich programów z Budapesztu do Wiednia, obecnie Węgierska Akademia Nauk stała się przedmiotem strukturalnej reorganizacji. Doprowadza to do całkowitej utraty akademickiej niezależności samej Akademii, jak i generalnie nauki na Węgrzech.

Reorganizacja rozpoczęła się już w maju 2018 r., kiedy rząd utworzył nowy resort: Ministerstwo Innowacji i Technologii, kierowane przez László Palkovitsa. W lipcu 2018 r. 70 proc. budżetu Węgierskiej Akademii Nauk na 2019 r. przeniesiono do tego resortu. Zgodnie z nowym modelem, stworzonym pod koniec stycznia, ośrodki badawcze Akademii muszą ubiegać się o swój cały budżet, składając oferty w przetargach. Są one oceniane według niejasnych procedur, pozwalających na arbitralne, umotywowane politycznie decyzje.

Czytaj też: Orbán, herold nowych czasów

„Zbyt liberalni” naukowcy

Nieprzejrzysty system oceny przetargów opartych na projektach, który obejmuje także publiczne uniwersytety i kontrolowane przez państwo ośrodki badawcze, stanowi odejście od powszechnie przyjętej praktyki i naruszenie podstawowych zasad wolności akademickiej w Unii Europejskiej. Przesunięcie badań podstawowych pod rządowe finansowanie i bezpośrednią kontrolę polityczną oznacza, że organizacje prorządowe, jak związany z Fideszem Századvég, będą w stanie wykorzystać nowo powołane platformy badawcze i w dłuższej perspektywie przejąć większość finansowania.

Chociaż rząd oficjalnie twierdzi, że nie chce oddzielić całej sieci badawczej od Akademii, działania ministra Palkovitsa najwyraźniej są sprzeczne z tą obietnicą. Według rządowego dokumentu, zdobytego przez niezależny portal Index, minister uważa, że nowa platforma badawcza powinna być całkowicie niezależna od Akademii. Przesłanie jest jasne: jeśli będziecie stawiać opór, zniszczę was.

Działania rządu poprzedziły jasne sygnały wobec środowiska naukowego. Przed wyborami politycy jasno zapowiadali w kilku prawicowych mediach, że rząd zintensyfikuje wysiłki, by instytuty badawcze Akademii Nauk podlegały kontroli, ponieważ w niewystarczający sposób okazują lojalność. Zgodnie z wypróbowaną metodą najpierw przygotowano kampanię zniesławiającą w mediach. Prorządowy magazyn „Figyelő” opublikował artykuł, w którym wymieniał z nazwiska (i ze zdjęciami) tych naukowców, którzy zostali uznani za „zbyt liberalnych”. Anonimowy autor twierdził, że wymienieni badacze koncentrują się na kwestiach płci oraz prawach mniejszości etnicznych i seksualnych.

Czytaj też: Czkawka populistów w Europie Środkowowschodniej

Zwolnienia pracowników

Wprowadzenie politycznej kontroli nad nauką i badaniami na Węgrzech zagraża źródłom utrzymania tysięcy pracowników. Podobnie jak to było z reorganizacją Rosyjskiej Akademii Nauk w latach 2013–14 podstawowym celem manewrów Palkovicsa było zredukowanie roli węgierskiej akademii do nieznaczącego „klubu akademickiego”, głównie dla emerytów. Najcenniejszy atut akademii, sieć ośrodków badawczych z ok. 5 tys. aktywnych pracowników w średnim wieku 41 lat, zostałaby przeniesiona na uniwersytety i poddana kontroli państwa lub częściowo wyeliminowana.

Całe instytucje – przede wszystkim w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych – zostaną uznane za „nieproduktywne” i zlikwidowane. Stałe umowy o pracę w tych dziedzinach zostaną rozwiązane, a 60–70 proc. pracowników straci posady. Zwolnieni mogą składać pozwy, ale akademia nie ma pieniędzy i nie dostanie od resortu innowacji i technologii żadnych środków na odprawy.

Słowacka Akademia Nauk wyraziła solidarność z węgierską, która ma nadzieję na większe międzynarodowe wsparcie. Prezes akademii na wtorek zapowiada jedno z najważniejszych spotkań jej członków od dziesięcioleci: zdecydują, czy zaakceptują plany rządu, czy wybiorą opór. Związek pracowników akademii organizuje demonstrację, stworzenie ludzkiego łańcucha wokół budynku – podobnego do tego, który próbował chronić Uniwersytet Środkowoeuropejski dwa lata temu.

Czytaj też: Europa ojczyzn, niebezpieczna iluzja

Unia nie przeszkadza

Podobne procesy obserwowaliśmy w latach 2013–14 w Rosji, gdzie Władimir Putin wykrwawił Rosyjską Akademię Nauk. Ale po prawie skierowanym przeciwko Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu i pakcie ustawodawczym „Stop Soros” nie należy się dziwić, że Orbán po raz kolejny wykorzystuje metody Kremla.

Od objęcia władzy przez Fidesz w 2010 r. można było pytać, czy reżim wejdzie w fazę konsolidacji z mniej bojowym nastawieniem. Teraz widać, że tak się nie stanie: aby polaryzować kraj za pomocą ciągłego wzmacniania lęków, trzeba stale pokazywać wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. Dziś to m.in. Soros, Bruksela, organizacje pozarządowe i naukowcy. Jutro może to być pozostała część niezależnego sądownictwa. Dopóki Unia Europejska zapewnia tak korzystne warunki, autorytarny reżim Orbána jest bezpieczny.

Czytaj też: Szczerek o wielkich Węgrzech

Wydaje się, że Niemcy nie są skłonne do konfrontacji z Orbánem, co było widać na ostatnim szczycie Grupy Wyszehradzkiej z udziałem Angeli Merkel w Bratysławie, gdzie kanclerz Niemiec nawet nie poruszyła kwestii rządów prawa. Co więcej, zdaniem następczyni Merkel Annegret Kramp-Karrenbauer Orbán powinien pozostać w Europejskiej Partii Ludowej, by można było podtrzymać z nim dialog.

Tego rodzaju strategia „angażowania” węgierskiego reżimu nie tylko pokazała swoje ograniczenia, ale wraz z rosnącymi inwestycjami zagranicznymi i funduszami UE długoterminowo zapewnia stabilność systemu. Kierując się krótkowzrocznymi względami politycznymi, EPL stopniowo porzuca demokratyczne wartości. Karmienie tak toksycznego, autorytarnego reżimu będzie miało poważne skutki dla stanu demokracji i przyszłości integracji europejskiej jako całości.

Autorka jest wykładowcą Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.

tłum. Łukasz Lipiński

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama