Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Miasta na piasku

Arabia Saudyjska wkracza w epokę postnaftową

Fot. Larsz, Flickr (CC by SA) Fot. Larsz, Flickr (CC by SA)
Ile wielkich żurawi pracuje dziś w Dubaju? Wszystkie, które nie pojechały do Szanghaju. Miejscowi opowiadają ten żart z dumą. Ale konkurencja w regionie jest ostra. Właśnie dołączyła Arabia Saudyjska. Ta dopiero będzie potrzebowała dźwigów!

Za saudyjską Dżeddą zaczyna się pustynia, zakurzona pusta droga, mały ruch. Po godzinie sennej jazdy i monotonnego krajobrazu na horyzoncie pojawia się droga wysadzana palmami. Równie dobrze mogłaby to być fatamorgana, ale to nowy trakt do nowego miasta. Tu, gdzie pustynne ściernisko i literalnie nie ma nic, w ciągu trzech, pięciu lat ma wyrosnąć dwumilionowe miasto. Wzdłuż 69-kilometrowego pasa wybrzeża Morza Czerwonego, z widokiem na rafę koralową.

Na razie gotowa jest droga z palmami i makieta, która zapiera dech. Mamy więc laguny i mariny, wieże i wysokościowce, gigantyczne centrum biznesowe, wielki port, centrum sportowe i turystyczne, osiedla wabiące architekturą, uniwersytet na 45 tys. studentów i centralny meczet na 10 tys. wiernych. Nowe miasto zlokalizowano między Mekką a Medyną, dwoma świętymi miejscami islamu. W porcie będzie wielka baza dla pielgrzymów przybywających statkami na coroczną pielgrzymkę hadż, skąd szybką koleją typu francuskiego TGV będą transportowani do Mekki. Taka kolej połączy też z Medyną.

Kiedy oficjalny tytuł władcy brzmi Strażnik Dwóch Świętych Meczetów, nie ma ważniejszej sprawy niż tradycja i wiara. To widać na makiecie. A zarazem jest to koncepcja nowatorska. Saudyjczycy nazywają ją miastem ekonomicznym. I to pierwsze, najbardziej zaawansowane – bo będzie sześć kolejnych, przynajmniej na początek – nosi imię króla Abdullaha. Amr Al Dabbagh, szef potężnej Saudyjskiej Agencji Inwestycyjnej (SAGIA), tłumaczy, że po wzorce i doświadczenia pojechali do Malezji, Singapuru i Irlandii, gdzie ostatnio dokonywał się najszybszy postęp. Oraz, rzecz jasna, studiowali na miejscu przypadek Dubaju, pioniera wielkich projektów. Koniec końców wyszło inaczej niż gdzie indziej.

Po pierwsze – tłumaczy Al Dabbagh – Arabia Saudyjska wkracza w epokę postnaftową. Ponieważ ma najtańszą energię elektryczną na świecie, chce być światowym liderem w produkcji energochłonnej stali, aluminium. Daje na to sobie kilka lat. Zadania ujmuje w plany pięcioletnie. Zadanie na aktualną pięciolatkę: zbudować do 2010 r. dziesięć gałęzi przemysłu, w których Arabia Saudyjska znajdzie się w pierwszej dziesiątce najbardziej konkurencyjnych krajów świata. Nazywa się to: program 10 razy 10. Na początek chce wyprzedzić innych w produkcji plastików – i ją to właśnie umieszcza w Mieście Króla Abdullaha. Stąd też koncepcja, że miasta ekonomiczne muszą łączyć wszystko ze wszystkim. Wielki przemysł, infrastrukturę portową z usługami, turystyką i rekreacją, biznes z badaniami naukowymi i nowoczesną medycyną, a do tego komfortowe osiedla sypialniane.

Epoka postnaftowa ma oznaczać też szybkie uniezależnianie produktu krajowego od dochodów z ropy i gazu. Dziś zeszły poniżej 40 proc., w Dubaju to już tylko 6 proc. i wartość ta maleje z kwartału na kwartał, tyle jest uruchamianych pozanaftowych źródeł zasilania. Dla Arabii Saudyjskiej ważne jest także tworzenie miejsc pracy, zwłaszcza dla młodych, wśród których bezrobocie sięga 60 proc. Przy okazji chodzi też o to, aby kraj zaczął się inaczej kojarzyć. Wszystkie rysunki sytuacyjne przedstawiające detale przyszłego miasta zaludniają zabiegani młodzi mężczyźni z laptopami. Tylko strój ma ich odróżniać od rówieśników z innych części globu.

Kiedy ma się saudyjskie zapasy ropy, wyobraźnia może nie mieć ograniczeń. Ale akurat strona finansowa całego przedsięwzięcia – szacowanego na 27 mld dol. – łączy rozmaite zagraniczne doświadczenia. Państwo dostarcza platformę – jak mówi Al Dabbagh – czyli założenia projektowe, a sektor prywatny w ramach ppp (partnerstwa publiczno-prywatnego) te ramy wypełnia własnymi inwestycjami. W efekcie, mimo państwowego odgórnego patronatu, przedsięwzięcie ma czysto komercyjny charakter; nie ma tu żadnego szafowania łatwym publicznym groszem, a rachunki, jak to w prywatnym biznesie, prowadzi się skrupulatnie. Skala jest gigantyczna, więc ściąga największych światowych inwestorów z każdej dziedziny: od światłowodów po sieci handlowe i hotele. Ulgi i zwolnienia podatkowe są dodatkowym magnesem. Projekt przyciągnął czołowych deweloperów z daleka i z regionu, w tym konsorcjum budowlane rodziny Ibn Laden, nazwisko znane skądinąd.

Trochę to przypomina budowanie na księżycu. Przestrzeń nie stawia żadnych ograniczeń, nie ma niespodzianek typu Rospuda (choć losom rafy koralowej warto się będzie uważnie przyglądać). Można mieć najlepszych urbanistów i architektów. Ale też wszystko tu trzeba dowieźć z daleka, skompletować, a potem obsługiwać i utrzymywać. Każdy litr skonsumowanej tu wody musi być wcześniej odsolony, każda roślinka ma swoją instalację i kranik z wodą, aby jakoś przetrwać 40 stopni w cieniu.

Takie projekty pozwalają przeskakiwać etapy rozwoju, są drogą na skróty. Niewątpliwie będą stanowić także ważny eksperyment społeczny. Najciekawiej byłoby tu zajrzeć za dziesięć lat, aby zobaczyć, jak ten eksperyment się udał. Co wyszło ze zderzenia ultrakonserwatywnego islamu, gdzie kobiety pozostają na etapie starań o prawo do prawa jazdy, z hipernowoczesnością? Jak tu się zaaklimatyzowali cudzoziemcy, których na rozmaitych stanowiskach w lokalnym biznesie, nauce czy usługach potrzeba będzie tysiące? Jak będzie z wydajnością w tym klimacie i przy rytmie dnia wyznaczanym pięcioma modlitwami? Ile do roboty będzie tu miała społeczna milicja obyczajowa, która w tym państwie jest wszędobylska i nie idzie na kompromis? No i przede wszystkim czy to księżycowe miasto na pustyni zapuści korzenie, czy też będzie rodzajem pięknej nowoczesnej dekoracji?

Przynajmniej po części odpowiedzi na te dylematy można szukać w sąsiednim Dubaju, który podobne doświadczenia – w księżycowym budowaniu – gromadzi od kilku lat. Dubajczycy lubią się uważać za trendsetters, to oni tworzą mody i wyznaczają kierunki rozwoju w regionie. Zresztą to właśnie dubajski gigant EMAAR jest głównym inwestorem w saudyjskim Mieście Króla Abdullaha. U siebie też wznosi nieliche miasto, z najwyższą wieżą na świecie, Burj Dubai. To, ile ma mieć pięter, jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Ponad 160 – mówi się oficjalnie. Przekonamy się za rok. A w zapasie na konkurentów ma podobno dziesięć pięter, które się w razie czego szybko dobuduje. Dubaj musi mieć wszystko największe, a w każdym razie zrobi wszystko, żeby tak było.

Ale wieża rekordzistka to mało. Naokoło mamy znajome z innych makiet mariny i kanały, pomniejsze wieże, handlowy mall, że największy na świecie nie trzeba dodawać, część rozrywkową i hotelową, rezydencje i lofty oraz stare miasto w stylu arabskim, może też największe, świeżo zbudowane, jak spod igły. Takie budowanie tutaj stało się normą, bo podobnych minimiast wznosi się dziś w Dubaju kilka, człowiek po obejrzeniu kolejnej makiety trochę już zaczyna tracić orientację.

Wiele szumu w świecie narobiła sztuczna wyspa w kształcie palmy. Dziś już tam zaczynają sprowadzać się mieszkańcy. Co było do kupienia, zostało sprzedane na pniu. Domki nabyła tu na przykład piłkarska reprezentacja Anglii z Davidem Beckhamem na czele – w Dubaju przygotowywała się do mistrzostw świata. Donald Trump wznosi tu swój pierwszy hotel w regionie oraz miasteczko rozrywkowe (niestety nie największe, bo takie budowane jest parę kilometrów dalej). Wyspę połączy z lądem kolejka magnetyczna, która dotrze na lotnisko. Nowe, rzecz jasna, budowane obok starego, które też zostanie rozbudowane. Z wysokości parteru Palma nie wygląda tak imponująco jak z lotu ptaka. Kiedy się w nią zapuścić, senne willowe uliczki wyglądają jak wszędzie. Niby znajdujemy się na pełnym morzu, ale ono, wpuszczone w osiedla, jest jakieś sztuczne i nie szumi. Zabudowa gęsta, bo ziemia horrendalnie droga. Konstruktorzy zostawili cztery metry zapasu, gdyby wskutek ocieplenia klimatu morze miało się podnieść.

Generalnie Dubaj ma taki pomysł, aby 69 km aktualnego wybrzeża sztucznie powiększyć do... tysiąca kilometrów. W ramach tego przedsięwzięcia obok Palmy powstaje, też już dobrze znany, projekt o skromnej nazwie Świat. Konstelacja 250 sztucznych wysepek układa się w zarys kontynentów. Każda z wysepek ma 20 do 80 tys. m kw., kupuje się je w całości, a ceny zaczynają się od 8 mln dol. za sztukę – i szybko rosną. A to daleko nie koniec. Zaawansowane są projekty dwóch nowych Palm, oczywiście jeszcze rozleglejszych, oraz w ramach projektu Dubai WaterFront sztucznej wyspy w kształcie motyla, a także rozległej sztucznej laguny. Morze wpuszcza się też głęboko w ląd, przełamując monotonię pejzażu.

Spore wrażenie zrobił na całym świecie sztuczny tor narciarski. Dubaj reklamował potrójny pakiet: jednego dnia jazdę na desce po falach, pustynnych wydmach i na śniegu. Teraz powstaje nowy twór, który ma przyćmić istniejący. Nazywa się Śnieżna Kopuła i oprócz torów narciarskich i saneczkowych ma mieć kolejkę górską oraz gwarancje sprawnego funkcjonowania przy 50-stopniowym upale. Z kolei Kopuła jest fragmentem Dubailandu, „najbardziej ambitnego na świecie projektu w dziedzinie rozrywki i wypoczynku”. Będzie to połączenie parku tematycznego na kształt Disneylandu, w klimacie opowieści arabskich, do tego Jurassic Park tworzony z udziałem Stevena Spielberga, miasteczko filmowe i sportowe (stadion i dwie wielkie hale) oraz gigantyczne centrum handlowe, o hotelach i czterech kilometrach (sztucznej) morskiej promenady nie wspominając.

Wszystkie projekty, oprócz petrogotówki, napędza tania i niewymagająca siła robocza z Indii i Pakistanu. Prace budowlane prowadzi się 24 godz. na dobę, przez siedem dni w tygodniu, bo dlaczego by nie. Wszędzie stosuje się podobną zasadę organizacyjną. Deweloper państwowy lub prywatny buduje ramę: założenia projektu, a później inwestorzy z różnych stron zabierają się za poszczególne fragmenty makiety. Idzie jak z płatka, rośnie jak na drożdżach. Pytanie: dla kogo? Jak na potrzeby 1,4-milionowego emiratu wydaje się to stanowczo za dużo.

Khalid Malik z Dubai Holding (takiego właśnie dostarczyciela ram do licznych projektów) uważa, że nie będzie z tym kłopotu. Bardzo liczy na gości ze świata islamu, którzy dojrzeli do podróżowania, a gdzie im będzie lepiej niż u swoich? A jeśli chodzi o przeprowadzki na stałe, wskazuje na kadrę menedżerską różnych szczebli z wielu krajów, od Indii począwszy, na Europie i Stanach skończywszy, bo od niedawna prawo własności daje tu prawo pobytu. Wcześniej była niekończąca się tymczasowość. Jeśli dodać do tego zwolnienia podatkowe, niskie cła i możliwość transferowania wszystkich zysków oraz 11-procentowy roczny wzrost PKB, to widać, że rozmaitych zachęt jest wiele.

Czy to się nie przegrzeje, nie tylko od słońca? Czy wytrzyma środowisko? Jakie są granice wzrostu? Gdzie zaczyna się spekulacyjne szaleństwo? Khalid Malik mówi, że wszystko to są dobre pytania, ale on jest spokojny o odpowiedzi.

Sąsiedni emirat Abu Dhabi, w ramach konkurencji, też buduje swoją sztuczną wyspę – Saadiyat (w sumie 27 mld dol.). Postawił zaś na trendsetterstwo w innej dziedzinie. Chce być kulturalną stolicą regionu i okolic. Ma już filię Sorbony, buduje filię Luwru, stawia na wyższe uczelnie i rozwój technologii. Sultan Al Jaber opowiada na przykład o zaawansowanym projekcie miasteczka o zerowej emisji. Wszystko ma tu się bilansować. Energia ze słońca, zero silników spalinowych, całkowite zagospodarowanie ścieków. Produkcja biomasy. W projekt są zaangażowane światowe tuzy od nowych technologii.

Nabil Habayeb, szef General Electric na Bliskim Wschodzie, który zna od podszewki, przekonuje, że to nie są propagandowe opowieści z 1001 nocy. – Jak mówią, to zrobią. Jeszcze usłyszymy, zwłaszcza o imponujących planach Arabii Saudyjskiej. Komplementuje też jakość miejscowej kasty menedżerskiej. Jest wąska, bardzo elitarna, ale ci, którzy tu trafiają, są świetnie przygotowani, po najlepszych zachodnich uczelniach, znają świat i języki. Bez kompleksów. I lubią to, co robią, budowanie na piasku sprawia im chłopięcą radość. Ostatnio, w ramach myślenia co po ropie, zamarzyli o energii jądrowej.


 

 

Polityka 32.2007 (2616) z dnia 11.08.2007; Świat; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Miasta na piasku"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną