Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Piekło białych kołnierzyków

W szponach lęku

Lęk przed własnym cieniem Lęk przed własnym cieniem mugley / Flickr CC by SA
Efektywność, konkurencja, mobilność – te zaklęcia są jak balsam dla ekonomistów sławiących globalną gospodarkę. Ciemne strony tych słów odkrywają psychiatrzy: wypalenie, niepewność, samotność.

W tamtą sobotę był sam. Zawsze jest sam. Przez całe życie. 1 października 2005 roku ostatni z wielu ataków powalił rozpieszczonego sukcesami Rogera Grossa. Menedżer stracił nagle grunt pod nogami. - To nie było życie - mówi dziś. - To była tylko męka.

Gross ma 36 lat, jest atrakcyjnym mężczyzną, kierownikiem organizacyjnym w dużej firmie ubezpieczeniowej. A to oznacza: co dwa lata kontrolerzy, co dwa lata zmniejszenie zatrudnienia, żeby zmaksymalizować zyski. Co dwa lata o 20 procent lepsze wyniki przy zatrudnieniu zmniejszonym o 30 procent. Gross zwalniał ludzi, pracował po 14 godzin dziennie. Człowiek, dla którego liczyły się tylko wyniki i miesięczne zarobki nie mniejsze niż cztery tysiące euro. Nigdy nie umiał okazywać uczuć. Nawet nie wie, czy jeszcze jakieś ma.

Teraz nie minęły 24 godziny, jak przepłakał cały dzień. Strach powrócił. Gross od trzech tygodni każdego ranka walczy o życie, które najchętniej by sobie odebrał. Ma silne skłonności samobójcze. Czego tak się boi, nie wie. Lęka się lęku. Jakiś czas temu zespół skupiony wokół socjologa Johannesa Siegrista z uniwersytetu w Düsseldorfie opublikował dwie analizy, które potwierdzają związek między stresującymi zmianami w życiu zawodowym a dolegliwościami fizycznymi i lękiem. We współpracy z belgijskimi naukowcami badacze z Düsseldorfu u zdrowych początkowo pracowników, których dotknęły zwiększające się obciążenie pracą i niepewność zatrudnienia, już po roku odkryli wyraźne stany lękowe występujące trzy razy częściej niż u pracowników, którzy byli pewni swojej pozycji zawodowej.

Ustalenia Siegrista i jego kolegów potwierdzają przypuszczenie, że lęk w połączeniu z depresją jest czwartą pod względem częstotliwości przyczyną śmierci w zachodnich państwach uprzemysłowionych, a według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia w 2020 roku będzie na drugim miejscu, po schorzeniach kardiologicznych. Nie da się ukryć - lęk stał się ważną społeczną stałą. Także japońskie badania potwierdziły niedawno niemieckie wyniki - pracownicy bojący się zwolnienia cierpią na stany depresyjne czterokrotnie częściej niż ci, którzy nie mają takich obaw. U tych pierwszych puls i ciśnienie skurczowe były wyraźnie podwyższone przez cały dzień pracy, a także w nocy i w weekend. Organizm w dużej ilości wydzielał kortyzol, hormon stresu, co wskazuje na permanentną walkę z zagrożeniem.

Zniewaga dla ego

Od czterech lat Peter Körber od rana do wieczora się boi, że jego serce zaraz przestanie bić. Jest lekarzem i pracował w szpitalu - pod silną presją, od wpół do siódmej rano do dziewiątej wieczorem. Od trzech lat jest na zwolnieniu lekarskim. Jego ciało jest całkowicie zdrowe. Körber codziennie uprawia jogging, trzy razy w tygodniu chodzi na siłownię, jeździ setki kilometrów na rowerze. Ale rowerem jeździ po ulicy, nigdy po ścieżce rowerowej. Gdyby jechał pustą ścieżką i miał akurat atak trzepotania serca - nie byłoby nikogo, żeby mu pomóc. Kilka sekund później mógłby być martwy. Myśl o tym, że mógłby umrzeć, a nikt by tego nie zauważył, wpędziła Körbera w lekomanię. Jest uzależniony od antydepresantów.

Nikt nie umiał wyleczyć go z przekonania, że wkrótce umrze. Poszedł do przychodni, gdzie otrzymał silny środek uspokajający, który obniżył jego puls z 230 do zera. Przez dziesięć sekund jego serce nie biło. Na monitorze EKG migotała płaska linia. Od tego dnia nie był już zdolny do działania. Nie było mowy o pracy ani o sporcie. W przypadku Körbera, wysokiego atlety, który nigdy nie palił ani nie pił, była to „zniewaga dla ego". Lęk nie opuścił go do dziś.

Patologiczny lęk stał się tematem budzącym duże zainteresowanie naukowców dopiero w połowie lat 80., kiedy wprowadzenie jednolitej Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD (International Classification of Diseases) zrewolucjonizowała psychologię. Od tego czasu częściej diagnozuje się występowanie lęku. Pytanie, czy rzeczywiście się on nasila, czy dzięki temu, że lepiej się przyjrzano jego symptomom i lepiej nauczono się je rozpoznawać, stwierdza się obecnie więcej zaburzeń lękowych? Być może człowiek potrafi dziś znieść o wiele mniej niż 100 czy 50 lat temu chłop na polu w obliczu nieurodzaju albo zarazy? Krótko mówiąc - może dzisiejsi indywidualiści dobrobytu są mięczakami?

Czy też przeciwnie - lęk przed tym, że się zawiedzie, jest w tej chwili tak wielki, ponieważ jednostka w spluralizowanym społeczeństwie jest za wszystko odpowiedzialna sama? Zwyciężanie stało się imperatywem w kulturze wygranych, podczas gdy jednocześnie rozpadają się wszystkie pewniki i gwarancje bezpieczeństwa.

Praca zawodowa ma dziś olbrzymie znaczenie dla dobrego psychicznego i fizycznego samopoczucia ludzi, bo zaspokaja trzy podstawowe potrzeby egzystencjalne: poczucie własnej wartości, doświadczenie własnej skuteczności i poczucie przynależności. Jeśli te podstawowe potrzeby są zagrożone przez zaostrzenie konkurencji, przenoszenie produkcji za granicę, obniżanie kosztów, zmniejszanie zatrudnienia, wzrastającą racjonalizację, ciągła niepewność ulega patologizacji, przekształcając się w lęk.

Dwa reprezentatywne sondaże Towarzystwa Badania Konsumpcji z 2001 i 2005 roku wskazują ten wzrost we względnie krótkim czasie: w 2001 roku 9,1 procent osób bało się utraty pracy, w 2005 roku było to już 24 procent. Sześć lat temu 23 procent bało się, że ich emerytura będzie niewystarczająca, dwa lata temu było to 34 procent. 36 procent Niemców niepokoiło się w 2005 roku, że mogą popaść w kłopoty finansowe, o 11 procent więcej niż cztery lata wcześniej.

W szpitalu 36-letni menedżer wysokiego szczebla Roger Gross znowu trafił pod kroplówkę. Kroplówką skończył się też jego pierwszy atak lęku, cztery miesiące wcześniej. Jechał samochodem z Darmstadt do Mannheim, gdy nagle zdrętwiały mu nogi, ręce i twarz. Zdążył jeszcze zjechać na parking przy autostradzie i tam się załamał. W końcu przyjechała karetka. Wymiotował krwią. Utrata dwóch litrów krwi, zagrożenie życia. W szpitalu po raz pierwszy podłączono go wtedy do kroplówki. Był zależny od kroplówki! Chodził po korytarzu, bo nie było łóżka. Huk w głowie nie ustawał. Gross się bał i lęk go nie opuszczał.

Miał ciągłe uczucie, że coś jest z nim nie tak. Ale pracował, chodził do drogich restauracji, kupował garnitury - Roger Gross lubi luksus. Świat zdawał się w porządku, aż 4 lipca 2005 roku nadszedł jego wielki dzień. W Assessment Center, w należącej do firmy akademii dla osób zajmujących stanowiska kierownicze w Kolonii chciano za pomocą egzaminów sprawdzić jego predyspozycje na stanowisko dyrektora filii. Cóż by to był za skok w karierze! Niedługo przedtem na jego biurku wylądowały liczby z poprzedniego miesiąca - były złe. Denerwował się coraz bardziej. Roger Gross potrzebuje sukcesów: kiedy był dzieckiem, jego matka biła go paskiem, bo był tak podobny do ojca. Ojciec ciągle ją zdradzał. Roger został odrzucony przez matkę. Całe jego życie to jedna wielka próba ucieczki przed odrzuceniem.

Rankiem 4 lipca 2005 roku, tego ważnego dnia, który mógł oznaczać wielki skok w karierze, w jego mieszkaniu pękła rura. Miał problemy z oddychaniem. Woda lała się strumieniami. Serce zaczęło mu walić. Było jak wtedy. Kiedy dojechał do Kolonii, był wykończony. Jakoś przetrwał kolację z dyrekcją, potem poszedł do łóżka. O trzeciej w nocy był zupełnie przytomny. Jego żołądek zaczął się buntować. Za kilka godzin będzie chodziło o jego przyszłość - a on spacerował po pokoju, o śnie nie było mowy! O ósmej zgłosił rezygnację u szefowej Assessment Center. Zawsze dawał z siebie 120 procent, a kiedy na początku roku podczas uzgadniania celów wymagania znowu były podwyższane, Roger Gross wykonywał 130 procent. Swoje granice biologiczne i psychiczne ignorował. Owego 4 lipca nie chciał zawieść. Wolał wycofać się wcześniej.

Teraz ten wyczynowiec waży dziewięć kilogramów mniej i jest na zwolnieniu lekarskim. Ostatni atak lęku miał dwa dni temu. Nie może znaleźć powodów, dla których chciałby rano podnieść się z łóżka. Konieczność życia mocno mu dokucza. Uderzające jest, że zaburzenia lękowe częściej dotykają wyżej wykwalifikowanych.

Krzywa rośnie

Przychodnie leczące lęk i szpitale zaludniają młodzi elektroinżynierzy, którzy zostali zwolnieni z firm komunikacyjnych; technicy, którzy nie mogli znieść wymagania ciągłej mobilności i elastyczności, zmiany miejsca i związku na odległość - albo doświadczeni kierownicy budowy jak ten w Bawarii, który po 30 latach w jednej firmie nagle stracił pracę. 127 milionów ludzi w Europie, ponad jedna czwarta ludności, cierpi na 12 najczęstszych schorzeń psychicznych, jedna trzecia z tego ma lęki i ataki paniki. European Brain Council szacuje roczne koszty leczenia chorób psychicznych i psychosomatycznych w krajach europejskich na 386 miliardów euro.

W Niemczech według statystyki kasy chorych DAK odsetek „nieobecności w pracy w następstwie zaburzeń lękowych" wzrósł od 2000 do 2005 roku o 27 procent; w przypadku depresji w tym samym okresie wzrost wyniósł 42 procent. W sumie prawie dziesięć procent zwolnień lekarskich w Niemczech związanych jest ze schorzeniami psychicznymi.

Przez tysiące lat człowiek był myśliwym i zbieraczem, pasterzem i rolnikiem, a w końcu robotnikiem przemysłowym. Strach pozwalał mu na czas uciec przed drapieżnikiem i przygotować sobie zapasy pożywienia. Strach wypalił się w kulturowej pamięci jako strategia przeżycia. Dziś istnieją przede wszystkim lęki przed konkretnymi bodźcami, jak krew, pszczoły, duża wysokość. I irracjonalne lęki przed problemami, które nawet jeszcze nie powstały. Najczęstszym z nich jest fobia społeczna oraz zgeneralizowane zaburzenia lękowe, czyli takie zaburzenia, które Zygmunt Freud, również cierpiący z powodu ataków paniki, nazywał „neurozą lękową". Zgeneralizowane zaburzenia lękowe to racjonalny lęk, który jest grubo przesadzony, fobia społeczna to irracjonalny lęk, który student-prymus odczuwa przed każdym egzaminem.

Psychiatra Borwin Bandelow z kliniki psychiatrycznej uniwersytetu w Getyndze widział dotąd w życiu trzy tysiące pacjentów z zaburzeniami lękowymi. Mówi, że uznałby za niepokojące, gdyby jakiś człowiek nie odczuwał lęku. Bandelow uważa, że tak jak w przypadku prawie wszystkich chorób psychicznych także lęk do 40 procent przypadków jest odziedziczony. Reakcja lękowa staje się zaburzeniem dopiero wtedy, kiedy pojawia się bez odpowiedniego powodu, kiedy reakcja jest nieproporcjonalnie gwałtowna w stosunku do przyczyny i powoduje cierpienie. Nagle lęk tryska z głębi mózgu i zatrzymuje się, potem powoli znika. Z każdym atakiem ta krzywa staje się ostrzejsza i utrzymuje się coraz dłużej. Uaktywnia się układ współczulny, ciało jest gotowe do walki. Wszystko, co niezbędne, jest świetnie ukrwione. Jelita i pęcherz opróżniają się, bo w niebezpiecznej dla życia sytuacji człowiek najmniej potrzebuje ich obciążającej zawartości. A potem krzywa strachu nie opada, w końcu nie daje się go wyłączyć.

Często pacjenci z zaburzeniami lękowymi są egocentrykami. Osoby cierpiące na fobię społeczną boją się oceny przez innych ludzi, bo właśnie ich ocena jest dla nich drogą do uznania społecznego. Dlatego ciężko nad sobą pracują, narzucają sobie wysokie wymagania, są perfekcjonistami i osobami niezwykle pracowitymi. Nie wiedzą, co to narzekanie, zakopują się w pracy. Nic dziwnego, że budzą sympatię pracodawców.

Terapeuci i lekarze są pewni, że w najbliższej przyszłości liczba fobii społecznych będzie wzrastać. W pracy oczekuje się od człowieka, że będzie się integrować z zespołem, wygłaszać referaty, stać przy tablicy, że w oczywisty sposób zniesie presję, by ciągle dowodzić swoich kompetencji. Kto wie, że nie urodził się do autoprezentacji, już tylko z powodu powszechnych oczekiwań będzie się bał porażki. Im większa przepaść między włożoną pracą i zaangażowaniem a wynagrodzeniem, im mniej człowiek zdaje się dostawać za własną pracę, tym większe odczucie stresu, a w dłuższym terminie - ryzyko choroby. Wtedy „koszty" (wkład) i „zysk" (gratyfikacja) przestają się znajdować w dobrej dla zdrowia równowadze. Zaczyna się kryzys.

Roger Gross, menedżer, wrócił ze szpitala do domu i posprzątał mieszkanie, żeby coś zrobić - tak poradzili mu terapeuci. Pobiegał i spotkał się ze znajomymi. Przez pół dnia wszystko było dobrze, potem zabawa zaczęła się od nowa. Miał hiperwentylację, kark mu zesztywniał. Zadzwonił do terapeuty i wspólnie oddychali przez telefon. W szpitalu nauczono go technik oddechowych. Oddychał tak długo, aż lęk na chwilę znikł. Ale do samochodu nie mógł wsiąść. Przed oczami pojawiły mu się znane obrazy: jazda do Mannheim, samotność, kroplówka, lęk przed śmiercią. Wtedy Gross przeskoczył samego siebie: wtajemniczył we wszystko swojego szefa i napisał długiego e-maila do podwładnych. Powinni wiedzieć. Są szefowie, którzy wykorzystują tego rodzaju wyznania do redukcji etatów. Przełożony Rogera wykazał się zrozumieniem. Zrozumienie - ważne doświadczenie dla zbolałego ego Grossa. - Opłaca się zaufać - mówi. Strach pozostał. Ćwiczenia oddechowe, sport i joga trzymały go w ryzach. Potem było pierwsze od dawna posiedzenie kadry. Jazdę samochodem przetrwał z trudem. A potem ambitny 35-latek Roger Gross, trzęsąc się, siedział na podium i płakał przez całe trzy godziny.

Dziś jest pozbierany i czuje się dobrze. Po pobytach w szpitalu znowu pracuje. Teraz buduje dom. Ale jutro strach może pojawić się znowu. - Presja, by szybko osiągnąć sukces, zwiększyła się dwukrotnie od 1995 roku, kiedy zacząłem pracować - mówi. Roger wie, że jego firma do 2008 roku zwolni kolejnych 500 pracowników, i pracownicy też to wiedzą. Dla pracodawcy ten publiczny sekret może być jak najbardziej korzystny: ludzie albo zrezygnują i odejdą sami, bez odprawy, albo, zgodnie z oczekiwaniami szefostwa, dadzą z siebie jeszcze więcej. 150 procent. Niektórzy tego potrzebują. Niektórych to motywuje. Niektórym się udaje. Inni się załamują.

- Jednym z głównych czynników wywołujących lęk jest zanik solidarności - powtarza zawsze Jürgen Margraf, profesor psychologii klinicznej i psychoterapii w Bazylei. I dodaje: Najważniejszą ochroną przed lękiem są stabilne więzi społeczne. Margraf tropi przede wszystkim społeczne czynniki i następstwa zaburzeń lękowych. Współczesność charakteryzuje się rozpadem więzi: w niemieckich miastach liczba osób mieszkających samotnie nigdy nie była większa niż dziś, odsetek rozwodów nigdy nie był wyższy (44 procent), tak samo jak wiek zawierania małżeństwa (mężczyźni 31,3, kobiety 28,5), liczba urodzin nigdy nie była niższa (1,34 dziecka na kobietę).

Goethe na szczycie wieży

Margraf, który jest przewodniczącym Rady Psychoterapii przy Niemieckiej Izbie Lekarskiej i uważany jest za koryfeusza terapii behawioralnej, zaczął właśnie ze swoim bazylejskim zespołem jeden z największych projektów mających na celu badanie przyczyn strachu - zaplanowane na 20 lat badanie trzech pokoleń z udziałem socjologów, genetyków i psychologów. Wybrane matki i dzieci mają być obserwowane od 12 tygodnia ciąży. Na podstawie ustrukturyzowanych wywiadów naukowcy chcą ustalić, jakie są biogenetyczne i społeczne czynniki wywołujące lęk. Podstawowe założenie brzmi: lęk jest wykształcany, uczony i przekazywany bardzo wcześnie.

- Dzieci - mówi Silvia Schneider, profesor klinicznej psychologii dzieci i młodzieży w Bazylei - szybko przejmują style ocen rodziców. Jeśli rodzice mają jakieś fobie, dzieci często reagują lękiem przed rozstaniem. Każde pożegnanie staje się dramatem. Unikają więc przedszkola czy szkoły, wychodzenia z domu, zostawania w dzień samemu w domu. 90 procent tych bojących się rozstania dzieci od 14 roku życia wykazuje zaburzenia lękowe albo depresję.

Dla Margrafa zdrowie psychiczne stało się obecnie najważniejszym kryterium w społeczeństwie pełnym lęków, wzrost lęku jedną z największych epidemii, która zagraża wspólnocie.

- Chorobę powoduje ten stres, którego nie można przewidzieć - uważa Margraf.
- Żyjemy dziś w świecie, w którym, patrząc subiektywnie, możemy coraz mniej rzeczy kontrolować lub przewidywać.

Utrata kontroli wywołuje poczucie bezradności, bezradność - niepewność, niepewność - strach. Żeby odwrócić uwagę od ciągłego niepokoju, zaatakowani wytwarzają wyrafinowane strategie, żeby przed niepokojem uciec.

- Działać! Doświadczać! Zmierzyć się z lękiem! - tak o obchodzeniu się z lękiem mówi Thomas Lohmann. Jest ordynatorem kliniki Nexus w Baden Baden, która od 1999 roku pomaga pacjentom z zaburzeniami lękowymi. Jego metoda sprawdziła się w ponad 85 ze stu przypadków, a jej skuteczność może zostać jednoznacznie potwierdzona przez kontrolowane badania. Kto boi się latać, musi wsiąść do samolotu; kto boi się pociągów - do pociągu; kto boi się ruchomych schodów - musi na nie wejść - najpierw stojąc obok terapeuty, potem przed nim, potem sam. Ciągle od nowa. Codziennie doświadczać, że lęk się zmniejsza. Stopniowo zdemistyfikować bodziec.

Roger Gross stanął w kręgu obcych ludzi. Strasznie trudno było mu zamknąć oczy, a jeszcze trudniej - dobrowolnie upaść. Pozostali go złapali. Był więc ktoś, kto go uratował! Nie był sam. Odsłonił swoje czułe miejsce, ćwiczył zaufanie, zaryzykował i wygrał.

Peter Körber, lekarz, przez kilka tygodni codziennie jeździł pociągami, poleciał do Londynu i z powrotem, do Kopenhagi, do Berlina, wszystko na własny koszt. Tanie loty. Nauczył się stawiać czoła własnym lękom, jak to kiedyś robił cierpiący na ataki paniki Goethe, kiedy kierowany intuicją wspiął się na wieżę strasburskiej katedry i tak długo kucał na jej szczycie, aż strach przed wysokością sam go opuścił. A Lothar Siewert nawet poprosił strach do tańca przy pełni księżyca. Ten 60-letni wykładowca politechniki miał za sobą zwykłą karierę współczesnego pacjenta z zaburzeniami lękowymi: przeciążenie, przecenienie włas­nych możliwości, przekroczenie granicy stresu, ataki paniki, agorafobia, strach przed innymi ludźmi, przed tłumami, pociągami, metrem; z pulsem 220, uzależnieniem od tabletek. Odwyk, nowe ataki, napady lęku przed śmiercią, społeczna izolacja.

Ale pewnej nocy stało się coś niesłychanego. Był całkowicie przytomny. Pojawił się strach. A więc jesteś, witam! Serce łomotało. Wstał i zaczął rozmawiać ze swoim strachem. Postanowił uczynić ze swojego strachu podmiot i zwrócił się do niego jak do swojej żony. Zapytał: Czego chcesz? Po półgodzinie serce się uspokoiło. Potem nastąpił kolejny atak, a on go przyjął. Kiedy strach znowu się zakrada, a on nie śpi, niemal każdej nocy, rozmawia z nim szeptem, żeby nie obudzić żony. Jego serce się uspokaja.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną