Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Paryż znowu płonie

Zamieszki na przedmieściach

Francja będzie przez najbliższe lata żyła na beczce prochu.

Tym razem zamieszki wywołała śmierć dwóch chłopaków, którzy rozbili się o policyjny samochód szalejąc na skuterze w podparyskim Villiers-le-Bel. Z zeznań świadków wynika, że chłopcy nie byli wcale ścigani przez policję. Sami mieli spowodować czołowe zderzenie z wozem policyjnym. Ich rodziny i koledzy z osiedla oskarżają policję o nieudzielenie pomocy konającym.

Wieść o tym wydarzeniu spowodowała nocne rozruchy w Villiers-le-Bel i okolicach. Spalono pobliski komisariat policji, rozbijano witryny sklepów, palono samochody i śmietniki jak w czasie zamieszek z listopada 2005, kiedy to zapłonęły przedmieścia wszystkich większych miast we Francji. Władze obawiają się eskalacji.

Na miejsce wypadku pośpieszył dziś premier François Fillon i minister spraw wewnętrznych Michèle Alliot-Marie. Wracający z wizyty państwowej w Chinach prezydent Nicolas Sarkozy przyjmie jutro rano w Pałacu Elizejskim rodziny obu chłopców.

Zamieszki z 2005 roku zaczęły się od śmierci dwóch chłopców, którzy schronili się przed pościgiem policji w stacji transformatorów. Każdy śmiertelny wypadek, w który zamieszana jest policja odbierany jest przez mieszkańców tzw. „trudnych przedmieść" jak prowokacja.

Bolączkami mieszkańców tych przedmieść, często - choć oczywiście nie tylko - wywodzących się z imigracji z krajów Magherbu i Czarnej Afryki, ale zawsze bardzo ubogich i źle wykształconych, jest bezrobocie, brak perspektyw, alienacja i odsunięcie na boczny tor. Bez usunięcia przyczyn tej sytuacji nie da się zapobiec rozruchom. Ale zmiany, nawet przy nakładzie wielkich środków, muszą zabrać sporo czasu. Francja będzie przez najbliższe lata żyła na beczce prochu.

Reklama