Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Gandhi Wielka Dusza

Gandhi Mahatma

Gandhi - człowiek sprzeczności Gandhi - człowiek sprzeczności Wikipedia
Był prorokiem i osobą świętą, a zarazem człowiekiem pełnym sprzeczności, grymaśnym i dokuczliwym. Gdyby przyszedł na świat 2 tys. lat wcześniej, jego nauki przekształciłyby się w religię. Nazwano by ją bezgwałtem i niesprzeciwianiem się złu, męstwem i poszukiwaniem prawdy, czyli Boga. Zginął w zamachu 60 lat temu.

W religiach Wschodu bezgwałt, czyli rezygnacja z przemocy, pojawiła się wcześniej: w buddyzmie i dżinizmie, ale kombinacja tych cech z odrzuceniem lęku i rozumną pobłażliwością dla grzeszników jest oryginalnym pomysłem Gandhiego. Jego imiona Mohandas Karamczand mogą oznaczać „sługę piękna” oraz „zmieszany (zakłopotany) księżyc”. Znamy go jednak jako Mahatmę, czyli Wielką Duszę, ale to nie imię, lecz tytuł, jaki przyznano mu w Indiach po powrocie z Afryki Południowej, gdzie zaczęła się jego praca i kariera.

Żył 78 lat i żyłby dłużej, gdyby nie szowinista wielkohinduski Nathuram Godse, który zastrzelił go w Delhi podczas jednego z wieczornych spacerów. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział śmiertelnie raniony Gandhi, brzmiały eHe Ram (O Boże), tak jak gdyby mówił „dzień dobry”, bo Ram Ram jest takim właśnie pozdrowieniem.

Uważał się za idealistę praktycznego, natomiast indyjski politolog prof. Varma nazywa go idealistą metafizycznym, absolutystą etycznym i człowiekiem, który uważał religię za

Kodeks Gandhiego

(Z maksym i uwag porozrzucanych po pismach Mahatmy)

  • Przed kobietą i pożądaniem chroni Bóg.
  • Łamanie prawa, nawet jeśli uważamy je za złe, jest oszustwem.
  • Bez kompromisu nie ma prawdy.
  • Można polegać na obietnicach, ale nie wtedy, gdy w grę wchodzą pieniądze.
  • Najlepszą drogą do poznania Boga jest służenie innym.
  • Religia i moralność to pojęcia tożsame.
  • Znacznie łatwiej osiąga się sprawiedliwość, jeśli druga strona traktowana jest sprawiedliwie.
  • Działalność społeczna to zmuszanie innych do pracy.
  • Trzy zasady związkowe: nie prześladuj łamistrajków, w czasie strajku zarabiaj na życie inną uczciwą pracą, nie przyjmuj dotacji od obcych, zwłaszcza z zagranicy.
  • Nie uzależniaj swojego postępowania od korzyści, jakie może ono przynieść.
  • Człowiek i jego czyny to dwie różne sprawy. Czyny budzą aprobatę lub litość, natomiast do człowieka trzeba podchodzić z szacunkiem.
  • Nienawiść kieruj przeciwko grzechowi, a nie grzesznikowi.
  • Krzywda wyrządzana jednostce ludzkiej wyrządzana jest całemu światu.
  • Szczęście jednostki jest zawarte w szczęściu ogółu.
  • Nie ma innego Boga ponad prawdę. Jedynym sposobem poznania prawdy jest ahimsa.
  • Ci, co sądzą, że religia nie ma nic wspólnego z polityką, nie wiedzą, co to jest religia.

czynnik sprawczy historii. Jeszcze za życia doczekał się kilku monografii na swój temat. Sam napisał najważniejszą z nich – „Autobiografię” (wyszła po polsku z przedmową premiera Jawaharlala Nehru w 1958 r.). Pisali o nim tak sławni autorzy jak William Shirer i John Gunther.

Gandhi sprzeciwiał się wszelkiego rodzaju gwałtowi, ale gwałt stosował wobec własnego ciała: ciągle sobie czegoś odmawiał, czy to w diecie, ciągle poszcząc, czy to w obyczaju, ślubując celibat, kiedy miał 31 lat. Takich niekonsekwencji wypatrzymy w jego praktykach i naukach wiele, ale uważał, że sprzecznośc i te można pokonać za pomocą kompromisu, a kompromis uważał za sztukę postępowania z przeciwnościami.

Był jedynym bojownikiem o wolność Indii, który jednocześnie przyjaźnie odnosił się do głównego adwersarza – Wielkiej Brytanii. Propagował oręż moralny w postaci obywatelskiego nieposłuszeństwa, co stało w sprzeczności z koncepcją niesprzeciwiania się złu. Gandhi uważał, że choć prawo, w tym przypadku brytyjskie, jest złe, mimo wszystko musi być respektowane. A nieposłuszeństwo jest przecież odmową przestrzegania prawa.

Walczył o prawa dla niedotykalnych, czyli najbardziej poniżanych i upodlonych hindusów, ale sprzeciwiał się wykluczeniu tej kasty z hinduizmu, co zamierzali uczynić Brytyjczycy. Miał charyzmę lidera, który choć nie był wielkim mówcą, porywał tłumy samą swoją obecnością, a niedotykalni całowali ślady jego stóp, zdołał bowiem wprowadzić ich do hinduskich świątyń, co wcześniej było nie do pomyślenia. Uważał, że nowoczesność degraduje społeczeństwo, ale używał termometru i okularów. Twierdził, że należy ubierać się w samodziały, bo tkaniny to fabryka, ale fabryka to miasto, a miasto to slumsy i prostytucja. Nazywał muzułmanów braćmi i dlatego został zastrzelony, ale nie zaakceptowałby przejścia kogokolwiek ze swej rodziny na islam.

Uważany jest za ojca narodu i patrona partii Kongres, która rządzi w Indiach do dziś. Propagował swoją doktrynę protestów organizowanych bez przemocy. Brytyjczycy skazywali go wielokrotnie na kilkuletnie więzienie. Głodował tam, zapowiadając głodówkę do śmierci. Brytyjczycy się cofali i Gandhi się cofał, po czym znowu dochodziło do starcia frontalnego. Lata te sportretował w wielkim fresku filmowym Richard Attenborough, który aktorowi z Jamajki, Kingsleyowi, kazał grać Gandhiego jako człowieka bez skazy.

Całe swoje życie – w Gudżaracie, Londynie, Afryce i Indiach – budził się jak religijny hindus przed świtem o 4.30 i odmawiał poranne modlitwy. Drugi raz modlił się wieczorem, razem z rodziną. Wieczorna modlitwa była uroczystą ceremonią z udziałem gości. Mógł żyć bez jedzenia, ale nie mógł żyć bez modlitwy. Po porannych medytacjach następował długi, szybki spacer. Gandhi przeszedł Indie wzdłuż i wszerz, bardzo rzadko używał środków lokomocji. Do pracy zawsze chodził piechotą. W ciągu dnia przyjmował bez przerwy interesantów, a każda ważniejsza rozmowa ukazywała się potem w gazecie „Haridżan” („Dziecko boga”). Słowem tym nazywał niedotykalnych.

Poniedziałki były zawsze dniami milczenia. Ćwiczył w ten sposób wolę i doskonalił charakter. Zapewne dzień ciszy potrzebny mu był na myślenie. Ale procesy intelektualne nie były sferą aktywności, w której czuł się najlepiej. Nie był filozofem. Jego zdrowie, mimo głodówek, wyrzeczeń, kilometrowych marszów i minimum wygód, lekarze uznawali za nadzwyczajne, choć niepokoiło ich nadciśnienie. Potrafił zasypiać w ciągu 30 sekund. Spał głębokim snem przez 25 minut i budził się całkowicie zregenerowany. Współczesnej medycyny nie znosił. Mówił, że powoduje więcej przypadków gruźlicy i syfilisu, niż potrafi wyleczyć. Jego żona Kasturba trzykrotnie była ciężko chora. Trzykrotnie odmawiał podania jej środków i potraw zalecanych przez lekarzy. Leczył żonę metodami tradycyjnymi. Okazały się skuteczne.

Pochodził z kasty drobnych kupców. Jego nazwisko oznacza sprzedawcę pachnideł. Był ojcem czterech synów. Ale za swoje dzieci uważał wszystkich Indusów, dlatego nazywano go ojcem narodu.Jego przodkowie sprawowali urzędy premierów w różnych księstwach Katiawadu, w dzisiejszym stanie Gudżarat, skąd pochodzą bardzo przedsiębiorczy ludzie.

Nie był typowym dzieckiem. Krępowała go chorobliwa nieśmiałość. Nie lubił sportu, zwłaszcza krykieta, i uważał, że kłamać nie wolno, choć w Indiach kłamie się na każdym kroku, sądząc, że mówi się i żyje prawdziwie. Był wegetarianinem ze względów religijnych. Chłopcem bojaźliwym i przesądnym. Bał się duchów, złodziei, żmij, ciemności, a kolega wyjaśnił mu, że to wszystko skutek diety wegetariańskiej. Gandhi po raz pierwszy zobaczył mięso, kiedy miał 16 lat. Zjadł kawałek i długo potem wymiotował. Próby jedzenia mięsa ponawiał jeszcze pół tuzina razy i zakończył postanowieniem o całkowitej rezygnacji z mięsa.

Zaręczano go w dzieciństwie trzykrotnie. Dwie pierwsze narzeczone umarły, trzecia została jego żoną, kiedy miał lat 13 i nie rozumiał, co się dzieje. Śluby w Indiach są aranżowane przez rodziców. Państwo młodzi nie mają najczęściej nic do powiedzenia. Lepiej pokochać kogoś, kogo się poślubiło, niż poślubić kogoś, kogo się pokochało – mówi indyjskie porzekadło. Ślub jest kontraktem, a miłość uczuciem ulotnym. Gandhi pokochał swoją żonę-dziecko miłością zmysłową i cały czas o niej myślał. Kontrolował każdy jej ruch, niewolił ją. Zarazem chciał być jej wiernym na zasadach wzajemności. Dręczył żonę atakami zazdrości (całkowicie nieuzasadnionej). W końcu dał żonie wolność i przeszedł na celibat, a wizyty w burdelu – poszedł tam czterokrotnie, ale ponieważ sparaliżowany był przez nieśmiałość, wyrzucano go stamtąd – uznał za występek.

Kochał żonę bezgranicznie, ale wyrządzał jej wiele przykrości. Chciał, żeby wynosiła nocniki po obcych i żeby robiła to z radością. Nie mogła się zgodzić i raczej była gotowa odejść, więc siłą wyrzucał ją z domu. Do sprzeczek dochodziło często, potrafili być dla siebie bardzo nieuprzejmi. Był, krótko mówiąc, już za młodu złośliwym staruchem nie do zniesienia. Kasturba miała z nim krzyż pański, który niosła z cierpliwością kobiety hinduskiej.

W okresie szkolnym Gandhi uważał, że religia jest świadomością własnego istnienia, wiedzą o sobie samym. Rodzice byli wyznawcami wisznuizmu, przeto i Mohandas miał takim być. Świątynia Wisznu obmierzła mu, bo dopuszczano się tam czynności niemoralnych (pewnie ze świątynnymi prostytutkami devadasi). Wyniósł niechęć do chrześcijaństwa, bo misjonarze przychodzili w pobliże szkoły i lżyli bogów hinduskich. Natomiast ojciec prowadził dysputy na tematy religijne z muzułmanami i Parsami i żywił tolerancję dla wszelkich wierzeń hinduskich. Chrześcijanie jedli mięso (ciało swego Jezusa) i pili trunki wyskokowe (wino). Gandhi nie mógł znieść myśli o tym. Skłaniał się wtedy ku ateizmowi i ahimsie, czyli bezgwałtowi, który jednocześnie oznacza niesprzeciwianie się złu. Jest doktryną wyspekulowaną, nieco sztuczną. Dlaczego cnotą ma być niesprzeciwianie się złu? W niektórych kodeksach karnych jest to nawet przestępstwo. Celem Gandhiego-nastolatka była moralność i życie w prawdzie. Nie wiadomo jednak, co ten termin dla niego znaczył.

Po maturze, którą zdał na prowincji w 1887 r., trzeba było myśleć o studiach. Matka zgodziła się na jego wyjazd do Anglii pod warunkiem, że Gandhi nie będzie tykał ani mięsa, ani alkoholu, ani kobiet. I młody człowiek złożył stosowne ślubowania. Pieniędzy na drogę nie mieli, trzeba było pożyczyć. Kasta sprzeciwiała się wyjazdowi. Wezwano go, żeby zrezygnował z planów. Ponieważ odmówił, wyklęto go.

W Londynie wynajął pokoik przy rodzinie, kupił drogi cylinder, zapisał się na kursy tańca, krasomówstwa i gry na skrzypcach, aż wreszcie przypomniał sobie, że ma studiować prawo i skończył z fanaberiami. Zajął się oszczędzaniem i dietą, którą na wszelkie sposoby doskonalił. Wpadł przy tym na trop teozofów – Helenę Bławatską i Annie Besant, które odegrały potem ważną rolę w walce Indii o odzyskanie niepodległości. Teozofowie zwrócili przy okazji jego uwagę na klasyczne teksty starohinduskie, sanskryckie, którymi się zachwycił. Zwłaszcza Gitą. Stary Testament znudził go, z Nowego zafrapowało go kazanie na Górze Oliwnej o niesprzeciwianiu się złu. Porównał je z Szamalem Bhattem, poetą z XVII/XVIII w., i z tego uczynił podstawę ahimsy.

Nieco podróżował. Wybrał się na wystawę światową do Paryża i nie mógł się nadziwić bezsensowi wieży Eiffla. Podzielił w ten sposób poglądy Lwa Tołstoja i wielu innych, którzy uważali, że żelazna wieża tej wysokości nie ustoi. Tołstoj miał zresztą zostać jednym z jego gurus (mistrzów). Farmę w Phoniex (w Afryce), gdzie później zamieszka i będzie redagował gazetę, nazwie imieniem właśnie Tołstoja.

Po studiach prawniczych krótko przebywał w ojczyźnie. Przyjął zlecenie od firmy, która miała problemy w południowej Afryce. Zgodził się na byle jakie warunki i pojechał na roczny kontrakt. Jednak do pracy adwokackiej nie nadawał się zupełnie, mógł pełnić jedynie funkcje pomocnicze. Ale odkrył zalety kompromisu i dzięki negocjowanej ugodzie doprowadził do zakończenia kryzysu w firmie, która go wynajęła. Przy okazji i na marginesie zorganizował rodzaj pracy społecznej, która miała na celu ochronę godności i interesów ludzi poddanych dyskryminacji z powodu swego indyjskiego pochodzenia. Praca ta doprowadziła do znacznych sukcesów. Próbował ją spopularyzować w Indiach, choć wrócił do nich tylko dlatego, żeby żonę i dzieci zabrać do Afryki i nadal działać tam w obronie kolorowych.

W hinduizmie wierzyć w jednego Boga wszechmogącego niepodobna. Każdy bóg hinduski jest dla wyznawcy wszechmogący. Ci różni bogowie sumują się w jakiś niedookreślony Jeden Absolut. Absolut ten przybiera szczególne formy i postaci, zależnie od potrzeby. Zatem każdy mniejszy bóg hinduski jest szczególnym przypadkiem boga większego. Gandhi wyznaje, że nie widział Boga, nie poznał go, ale wierzył w niego tak głęboko, że nie mógł znaleźć właściwych słów na opisanie głębi tej wiary. Uznał, że poznanie nie jest konieczne, by uwierzyć.

Zajął się też studiowaniem zagadnienia równości (po sanskrycku – samabhava). Ciekawiło go, jak zachować się wobec miotających obelgi łobuzów i łajdaków, jeśli ceniło się zasadę równości? Jak traktować ludzi bezgranicznie dobrych? Czy sami jesteśmy zdolni do bezgranicznej dobroci? Jeszcze trudniej szło mu z koncepcją ważną w niektórych religiach hinduskich – wyzbycia się wszelkiej własności. Więc także żony, dzieci, książek, własnego ciała?

Powiadomił brata, że oddaje mu wszystko i że niczego już więcej mu nie da, bo nie będzie miał. Ku jego zdumieniu, brat zerwał z nim stosunki – uważał postępowanie Gandhiego za dziwactwo skierowane przeciwko rodzinie. Gandhi pozostał z nierozwiązanym problemem – jak wyzbyć się tego, z czym przyszedł na świat? A ponieważ wierzył w życie przeszłe i reinkarnację, przeto wiedział, że to, z czym przyszedł na świat, jest skutkiem pobytu na świecie w poprzednim wcieleniu. Czy raczej w poprzednich wcieleniach.

Leczył ziemią
 

Gandhi chorował na bóle głowy, reumatyzm i obstrukcję. Rezygnacja ze śniada usunęła bóle głowy. Obstrukcję leczył nasiadówkami. Były tylko częściowo skuteczne.

Leczył się też ziemią, to znaczy rozcierał ją z wodą i smarował sobie brzuch. Metoda ta przyniosła nadspodziewane rezultaty. Leczył potem ziemią chorych na dżumę i złamaną rękę 8-letniego dziecka. Ze znakomitymi - jak twierdził - rezultatami.

Eksperymenty z dietą doprowadziły go do napisania książeczki „Przewodnik zdrowia", która odmieniła życie wielu ludzi, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Najpierw Gandhi podsłuchał gdzieś, że najlepszą dietą są świeże owoce i orzechy, najlepiej pieczone na słocu.

Potem ustalił, że człowiek nie powinien pić innego mleka niż matczyne w niemowlęctwie. Ślubował nie pić mleka krowiego ani bawolego, ale kiedy zaniemógł, za sprawą lekarzy - speców od ayurwedy (tradycyjnej medycyny hinduskiej) - oszukał samego siebie i wypił mleko kozie.


Stosował dość osobliwą logikę i często odnosił dzięki niej sukcesy
. On, zwolennik ahimsy, poszedł na wojnę z Burami, mobilizując po stronie Anglików 1100 hindusów, którzy byli sanitariuszami. Na czas wojny „zawiesił” ahimsę, deklarując pełną lojalność wobec kolonialnego mocarstwa – Wielkiej Brytanii, bo tylko od niej mogła nadejść zgoda na niepodległość Indii.

W 1899 r. postanowił wrócić do Indii, bo hinduska partia Kongres Afrykański działała w Afryce już całkiem sprawnie. Obdarowano go mnóstwem kosztownych prezentów, których się pozbył wbrew protestom żony. W domu pojechał od razu na zjazd Kongresu do Kalkuty. Bardzo go deprymował brud w toaletach, a także pod oknami, gdzie w nocy załatwiano potrzeby naturalne. O tym brudzie pisał często, walczył z nim całe życie – nieskutecznie niestety. Po Kalkucie zastanawiał się, czy rozpocząć praktykę w Bombaju. Wygrał jakieś trzy drobne sprawy w rodzinnych stronach, ale zostawił żonę, a sam z licznymi potomkami licznych Gandhich pojechał znów do Afryki Południowej. Zwrócił się z petycją w sprawie marnego losu Indusów, w tym oficerów i żołnierzy, których ściągnięto na wojnę burską, a potem nie pozwalano im się osiedlić. Usłyszał, że nic nie można zrobić, bo Afryka ma własny rząd. Gandhi poczuł się zgnębiony. Siebie i innych uczył przełykać obelgi. Pokorą można coś zyskać, krnąbrnością – nigdy.

Bez Afryki nie byłoby Indii Gandhiego. W Durbanie i Johannesburgu eksperymentował laboratoryjnie. Kraj w porównaniu z Indiami był malutki, mieszkali tam przede wszystkim Murzyni i biali, którymi się nie interesował. Hindusi natomiast stanowili niewielką część społeczności. Walczył o ich prawa, nie musiał się martwić przyszłością całego państwa. Ale gdyby nie zetknął się tam z niedolą czarnych, nie zauważyłby może bezmiaru cierpień kasty niedotykalnych w Indiach.

Po powrocie do ojczyzny kierował partią Kongres, chociaż do niej nie należał. Cały czas zajmował się prześladowanymi, widząc w nich najbardziej bezbronne ofiary przemocy, w której upatrywał największe zło i o którą obwiniał Brytyjczyków. Prowadził liczne kampanie nieposłuszeństwa obywatelskiego, wychodząc poza doktrynę niesprzeciwiania się złu, która w Afryce wystarczała, w Indiach już nie. Zorganizował 400-kilometrowy, sławny w całym świecie, „marsz solny”, sprzeciwiając się podatkowi za sól, którym Anglicy obłożyli Indusów zbierających ją na plażach z odsalanej wody morskiej. Prowadzeni przez niego demonstranci forsowali ze spokojem bramę, której bronił duży oddział policji z pałkami, padali pod ciosami, żaden z nich nie zaatakował policjanta.

Najważniejszą w walce Gandhiego misją było powołanie ruchu społecznego, który rzucił Brytyjczykom w twarz hasło: „Opuśćcie Indie!”. W czasie II wojny światowej protestował przeciwko udziałowi Indusów w kampaniach wojennych. Wierzył w odzyskanie przez Indie niepodległości po wojnie i celowi temu poświęcił całe swoje dojrzałe życie. Zarazem był przeciwny tworzeniu państwa Pakistan dla muzułmanów indyjskich. Bardzo cierpiał z powodu pogromów w okresie dzielenia Indii w 1947 r. W geście protestu zamierzał wtedy zagłodzić się na śmierć.

Mimo że jego akcje i protesty odznaczały się umiarkowaną skutecznością, był powszechnie szanowany. Nie istniały jeszcze media elektroniczne, a Gandhi już stał się najpopularniejszym i najbardziej znanym mieszkańcem Indii, żywą legendą. Jest postacią, do której odwoływały się różne ruchy społeczne w świecie, zainteresowane jego koncepcjami walki bez przemocy. Dlatego część jego prochów wrzucono nie tylko do Gangesu, lecz także do Nilu, Wołgi i Tamizy.

Głównym tematem dociekań Gandhiego była prawda. Nigdzie nie powiedział, jak ją definiuje. Był prorokiem, to znaczy objawiał prawdy, nie musiał ich określać, zwłaszcza że pochodziły od Najwyższego... I dawał przykład swoim postępowaniem. Był zarazem świętym i rewolucjonistą moralnym. Ale jednocześnie cofał się, głosząc bankructwo cywilizacji. Nie kreował siebie. Nie wymyślił swojego wizerunku. Żył po prostu.

 

Polityka 5.2008 (2639) z dnia 02.02.2008; Kultura; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Gandhi Wielka Dusza"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną