Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Interes wieku

Rosyjska woda to pieniądz i władza

Zawrócenie Obu na południe i skierowanie go do azjatyckich republik to dla Rosji świetny interes, przekonuje mer Moskwy Jurij Łużkow. Według jego wyliczeń, projekt ten mógłby przynosić początkowo 5 mld dolarów rocznie, potem zyski jeszcze wzrosną Zawrócenie Obu na południe i skierowanie go do azjatyckich republik to dla Rosji świetny interes, przekonuje mer Moskwy Jurij Łużkow. Według jego wyliczeń, projekt ten mógłby przynosić początkowo 5 mld dolarów rocznie, potem zyski jeszcze wzrosną
Wodę z syberyjskich rzek można zawrócić na południe, a potem dobrze sprzedać w Środkowej Azji.

Skierowana na południe rzeka popłynie do wiecznie spragnionych krajów Azji Centralnej, nawadniając po drodze południową Syberię oraz całe połacie Kazachstanu i Uzbekistaniu. A sięgając na południu Aralu, uratuje to wysychające jezioro przed bezpowrotną zagładą, zakłada projekt przedstawiony przez Łużkowa.

Mer Moskwy nie od dziś chce sprzedawać w Azji wodę z Obu. Jeszcze w grudniu 2002 roku Łużkow wystosował list do Władimira Putina, w którym przedstawił wszystkie zalety projektu i korzyści, jakie miałaby odnieść Rosja z jego realizacji.

Wpuścić wodę w kanał

Żeby Ob mógł dotrzeć do byłych republik radzieckich, trzeba wyryć głęboki na 16 m i szeroki na 200 m kanał o długości ponad 2500 km! W ten kanał skieruje się 6 do 7 proc. wody z głównego nurtu Obu. Przez terytorium Kazachstanu rzeka dotrze do uzbeckiego Karakałpakstanu, gdzie niedobór wody jest szczególnie ostry. Jej ostatecznym celem będzie Morze Aralskie, podzielone dziś na dwa jeziora pasem słonej pustyni. Początkowo w ciągu roku sztucznym korytem będzie mogło popłynąć 27,2 km sześc. wody, docelowo przepustowość kanału miałaby wzrosnąć do 37, a według niektórych źródeł nawet i 60 km.

Rzeka ma być zawrócona w rejonie Chanty-Manisijska, gdzie Ob łączy się z Irtyszem, więc tak naprawdę mowa jest o wodzie nie z jednej, ale z dwóch rzek.

W nowym, sztucznym korycie woda popłynie pod górę. Między Syberią a Azją Centralną jest dosyć znaczna różnica poziomów, trzeba więc będzie jej pomóc pokonać grawitację, montując 5 do 8 przepompowni. Jak się szacuje, będą one zużywać ok. 10 mld kWh energii elektrycznej. Koszty budowy kanału są dziś szacowane na ok. 40 mld dolarów. Jednak zdaniem Łużkowa warto podjąć taki wysiłek. Tym bardziej, że syberyjskiej wody Rosja tak naprawdę nie straci, uważa mer. Płynąc do Azji, Ob nawodni po drodze 1,5 mln ha w suchych rejonach południowych części Federacji Rosyjskiej. A to, co dopłynie do byłych radzieckich republik, stanie się czymś w rodzaju "nadzwyczajnego produktu handlowego", który będzie można dobrze sprzedać. I którego cena będzie stale wzrastać.

Milczenie cara

Projekt Łużkowa wywołał falę gorących dyskusji i spekulacji w mediach. Rozmaite autorytety wypowiadały się na jego temat, jednak w zdecydowanej większości pomysł potępiono, wskazując na jego trudne do przewidzenia ekologiczne następstwa i wątpliwe korzyści ekonomiczne dla Rosji. Sam Władimir Putin nie zajął stanowiska, dyplomatycznie milcząc, przekazał jednak propozycję do rozpatrzenia specjalistom.

W październiku 2006 r. nieoczekiwanie "Nowyje Iwiestia" otrzymały informację, jakoby w Ministerstwie Przyrody trwały prace nad projektem zawrócenia rzeki, jednak nie udało się tych doniesień oficjalnie potwierdzić.

W styczniu tego roku pomysł skierowania Obu na południe przypomniała Prawda, a w lutym sam Borys Gryzłow, przewodniczący Dumy i lider partii "Jedyna Rosja" wystąpił w parlamencie z propozycją eksportu wody przez Rosję. Woda staje się obecnie strategicznym surowcem, o który już dziś zaczynają toczyć się wojny, zwracał uwagę Gryzłow podkreślając, że w Rosji skupionych jest 22 proc. światowych zasobów wodnych. Przewodniczący Dumy uważa, że należy wykorzystać wodę jako trzeci (po ropie i gazie) surowiec eksportowy.

Spisek Europy Zachodniej

Przy okazji medialnych dyskusji na temat projektu Łużkowa, jakie toczyły się po opublikowaniu jego słynnego listu do Putina, pojawiła się też oryginalna koncepcja, zgodnie z którą powrót pomysłu na zawracanie Obu to spisek "spryciarzy z Europy Zachodniej".

Jak tłumaczyli teoretycy europejskiego spisku, z powodu lobalnego ocieplenia z roku na rok Ob toczy coraz więcej wody do Oceanu Lodowatego. Słodka woda z rzeki powoduje, że zasolenie oceanu spada, a to m.in. prowadzi do topnienia lodu. Zimna woda z rozmarzniętych lodowców wpada z kolei w ciepły Golfstrom i schładza go. Im więcej słodkiej, ciepłej wody z rzeki będzie wpadało do morza, tym bardziej będzie ona oziębiać Golfstrom. W rezultacie klimat w Europie się ochłodzi. Zimy staną się surowsze, a Francuzi i Hiszpanie będą zmuszeni wdziać czapki - "uszanki'. Dlatego w interesie Europy jest zmniejszenie ilości wody, jaką Ob niesie do morza. A cóż może służyć temu lepiej, jak nie "pieriebroska", która częśc wody z rzeki skieruje z powrotem na południe?

Wodne naciskanie

Idea "pieriebroski", czyli odwrócenia biegu syberyjskich rzek nie jest nowa. Już w 1902 roku podobnym planem zajmowała się Carska Akademia Nauk, jednak projekt odrzucono jako utopijny. Potem przymierzali się do niego sowieccy inżynierowie, wspierani przez środkowoazjatyckie grupy nacisku. Wydawać się mogło, że gigantyczny plan zostanie wreszcie zrealizowany za czasów Breżniewa. Uzbeckie korzenie ówczesnego genseka dawały wielu jego współziomkom nadzieję na rozpoczęcie budowy. Projekt jednak ostatecznie odrzucono w drugiej połowie lat 80. i od tego czasu do niego nie wracano. Oficjalnym powodem były niedociągnięcia w dokumentacji i sprzeciwy opinii publicznej, jednak zdaniem Łużkowa, projekt był dostatecznie dopracowany, a odrzucono go tak naprawdę z powodu słabości władzy.

Choć w epoce pieriestrojki o projekcie zapomniano, jednak dziś niektórzy politycy w Rosji liczą, że kanał może stac się środkiem wywierania nacisku na byłe republiki radzieckie. Wprost mówi się o tym, że ten, kto da wodę środkowej Azji, będzie miał jej "przyjaźń na wieki". Z drugiej strony na budowę kanału naciskają same kraje Centralnej Azji.

Tylko złe prognozy

Za wyjątkiem Kirgistanu i Tadżykistanu, byłe republiki radzieckie cierpią na ostry deficyt wody. Gospodarki rolne Uzbekistanu, Kazachstanu i Turkemnistanu mogą funkcjonować tylko dzięki sztucznemu nawadnianiu. Brak wody oznacza dla nich ekonomiczną klęskę i napięcia społeczne. Prognozy tymczasem jednoznacznie przewidują, że deficyt wody w regionie będzie się pogłębiał między innymi w związku z oczekiwanym wzrostem liczby ludności. Coraz większe są też potrzeby rolnictwa, które korzysta z przestarzałych systemów melioracyjnych. Niedobory wody już dziś powodują problemy zdrowotne i socjalne. Przewiduje się, że w samym tylko Uzbekistanie do roku 2020 zapasy wody zmniejszą się o połowę, w Kazachstanie o ok. 30 proc.

Sytuację w Kazachstanie dodatkowo pogarsza gospodarczy rozwój Chin, gdzie gwałtownie rośnie zapotrzebowanie na wodę. Inwestując w rozwój zachodnich prowincji, Chińczycy już zawłaszczyli na swoim terytorium górny bieg Czarnego Irtysza, kierując częśc jego wody do irygacji, spory toczą się też o wodę z rzeki Ili.

Newralgiczna Azja

Cierpiące na chroniczny deficyt wody i całkowicie uzależnione od jej dostaw kraje Azji Środkowej są jednak zasobne w surowce mineralne. Na terenie Azji Centralnej znajdują się niezwykle bogate złoża ropy, gazu, uranu, aluminium, złota. Jako spadkobiercy byłego Związku Radzieckiego, kraje środkowoazjatyckie dysponują know-how broni chemicznej, biologicznej i nuklearnej. To tutaj znajduje się Semipałatyńsk - były sowiecki poligon nuklearny, kosmodrom Bajkonur, obecnie dzierżawiony przez Rosjan, a także fabryki chemiczne i niezliczone huty.

Przez kraje Azji Środkowej przechodzi szlak narkotykowy, pokrywający się ze szlakiem przerzutu broni, a cały region pozostaje pod silnym wpływem islamu. Stabilizacja jest krucha i w każdej chwili może się załamać pod wpływem ruchów separatystycznych, konfliktów etnicznych, czy religijnego fundamentalizmu. To wszystko powoduje, że byłe republiki radzieckie są obszarem niezwykle wrażliwym politycznie. Od czasu uzyskania przez nie niepodległości po 1991 roku ścierają się tu wpływy rosyjskie i amerykańskie, oba kraje próbują umocnić wojskową obecność w tym rejonie.

Zależności i szantaże

Wprawdzie Rosjanie w czasach ZSRR zapewnili azjatyckim republikom rozwój gospodarczy, przede wszystkim poprzez dostarczenie wody, jednak przy okazji wszystko inne postawili na głowie. Granice poszczególnych republik wytyczono zgodnie z polityką i potrzebami komunistycznego imperium, podporządkowując je przede wszystkim alokacji wody i ignorując takie "drobiazgi", jak naturalne podziały etniczne czy religijne.

Główne rzeki regionu: Syr-Daria i Amu-Daria biorą swój początek w górach Kirgizji i Tadżyskistanu i właśnie tam Sowieci zbudowali zapory i hydroelektrownie obsługujące cały obszar Środkowej Azji. W czasach komunistycznych Kirgizja i Tadżykistan regulowały na polecenie Moskwy ilość wody, spływającą do sąsiadów, w zamian "z dołu" otrzymując węgiel, naftę i gaz. W 1991 r. wszystko się rozsypało. Dziś centralne planowanie mści się na krajach regionu, powodując polityczne napięcia. Przykłady można mnożyć.

Zanim Syr-Daria, która formuje się w Kirgistanie, dopłynie do Kazachstanu, musi pokonać wiele tam. Pierwszym "punktem kontrolnym" na rzece jest zbiornik Toktogul w Kirgistanie. Kiedy powstawał w latach 70., miał służyć irygacji - dziś jest głównym punktem zapalnym między Kirgistanem a sąsiadami. Uzbekistan i Kazachstan potrzebują dużych dostaw wody latem, żeby nawodnić pola bawełny. Tymczasem Kirgistan woli ją w tym czasie magazynować i wykorzystać w zimie do celów energetycznych. Wystarczy, że Kirgistan nie zapłaci za gaz i Kazachstan wstrzyma dostawy, żeby Kirgistan zakręcił "kurek" z wodą.

Cicha wojna

Według Erica W. Sieversa, który w ramach projektu Harvard University's Davis Center for Russian and Eurasian Studies prowadził badania w basenie Amu-darii, w latach w latach 1991-2001 toczyła się tu cicha wojna o źródła, w czasie której po obu stronach granicy wielokrotnie stawały zbrojne oddziały, a w Turkmenistanie miało nawet dojść do masakry oddziałów uzbeckich.

W miarę wzrostu zapotrzebowania na wodę w regionie, będzie wzrastać też niebezpieczeństwo lokalnych konfliktów na tym tle, przewiduje Sievers. Poszczególne kraje staną też wobec pokusy zatrzymania u siebie wody z przepływających przez ich obszar rzek, nie oglądając się na interesy sąsiadów. Zwolennicy zawrócenia Obu do Azji nie wykluczają nawet takiego scenariusza, że cierpiący na brak wody Kazachstan "zawłaszczy" prędzej czy później Irtysz i źródła Obu, które znajdują się na jego terenie, a w rezultacie do Rosji i tak nic nie dopłynie.

Dlatego ich zdaniem korzystniej jest wybudować kanał i sprzedawać Azji wodę, przy okazji uzależniając byłe republiki i zapewniając sobie polityczną władzę w regionie. Woda jest nasza, więc ty musisz prowadzić politykę, jaka nam odpowiada...

Upiory przeszłości

Przeciwnicy "pieriebrosa" otwarcie mówią, że projekt nie ma sensu. Woda wpompowana w Centralną Azję to woda zmarnowana. Straty wody w krajach środkowoazjatyckich są największe spośród wszystkich państw byłego ZSRR, nawodnione już ziemie - zdegradowane, a w samym tylko Taszkiencie zużycie wody na osobę przewyższa średnie zużycie w stolicach krajach wysoko rozwiniętych, podkreślają. A w dodatku systemy irygacyjne, którymi miałaby popłynąć woda z Syberii są przestarzałe i dziurawe.

Dziś w Uzbekistanie i Turkmenistanie, które rozwinęły się kosztem wtłoczenia w piaski pustyni milionów ton wody, zdegradowanych jest ponad 50 proc. irygowanych terenów. W niektórych rejonach ten wskaźnik jest nawet wyższy. Podobnie zdegradowane są ziemie uprawne w Kazachstanie. Nawadniane pola, dziś pokryte solą, leżą odłogiem. Jeśli nic się nie zmieni, za kilka dziesięcioleci nie będzie już czego irygować, twierdzą przeciwnicy "pieriebrosa".

Dla nich ten projekt to ożywianie sowieckich upiorów przeszłosci. Żeby dotrzeć do Aralu woda będzie musiała pokonać ponad 2,5 tys. km, przez cały czas intensywnie parując, podkreślają. W efekcie dotrze na miejsce silnie zasolona i nie da się wykorzystać jej do irygacji. "W ogóle niebezpiecznie jest nawadniać Azję Centralną z powodu soli, jakie zalegają na pewnej głębokości pod ziemią. Rozpuszczone w wodzie, prędzej czy później wydostaną się na powierzchnię i zniszczą cała roślinność", pisze Agata Radzijewicz na łamach portalu utro.ru. Specjaliści prognozują, że dzięki nawodnieniu syberyjską wodą, w Azji nastąpią dwa, może trzy lata urodzaju. Potem te tereny czeka wtórne spustynnienie.

Nieuchronne przesączanie wody przez wały kanału doprowadzi do zabagnienia olbrzymich obszarów Syberii, na których dziś znajdują się orne pola. Nastąpi unicestwienie świata zwierzęcego i całego ekosystemu rzeki, jak również małych dopływów Obu, przestrzegają ekolodzy.

Jako przykład i przestrogę podają Kanał Karakumski, który na długości 500 km niesie wody Amu-darii do Turkmenistanu kosztem Morza Aralskiego. Dziś na nawodnionych polach leży sól i solny pył, upraw nie da się prowadzić, brudna, zasolona woda przesiąka z kanału na pola. Dno z każdym rokiem jest coraz bardziej zamulone, lustro wody się podnosi i żeby zapobiec groźbie zalania trzeba stale podnosić wały.

Niepotrzebna ofiara

Eksperci, którzy wypowiadali się na łamach Ałtajskiej Prawdy, uznali, że budowa kanału doprowadzi do ekologicznej katastrofy. Zawracanie rzeki zniszczy wszystko, co żyje. Każdy jej fragment ma swoich mieszkańców, tak w samej wodzie, jak i przy brzegach. Zaingerować na taką skalę w ekosystem, to zabić wszystko, co tam żyje. Negatywne skutki odbiją się też na małych rzekach, dopływających do Obu. Żadnej, nawet najmniejszej rzeczki nie można rozpatrywać samodzielnie - każda jest częścią większego ekosystemu, pisała Ałtajska Prawda. A Andriej Iwanow, wiceprezydent Funduszu "Ałtaj - XXI wiek", powiedział wprost: "Są wszelkie podstawy by przypuszczać, że ile by wody nie wlać w republiki Centralnej Azji, przy istniejącej tam technicznej infrastrukturze i kulturze wykorzystania wodnych zasobów, to każda ekologiczna ofiara ze strony Rosji pójdzie na marne". Zdaniem Iwanowa istnieją nowoczesne technologie nawadniania, które po wprowadzeniu w republikach Azji Środkowej mogłyby rozwiązać problem miejscowej ludności z wodą. Te "nowoczesne" technologie to m.in. system nawadniania kropelkowego, stosowany w Izraelu. Dzięki niemu woda dociera bezpośrednio do korzeni rośliny i nie ma strat, związanych z parowaniem oraz niepotrzebnym nawadnianiem gruntu.

Trudno jednak przypuszczać, że kraje, w których większość sytemów irygacyjnych jest przestarzała i zdegradowana, a przyzwyczajenia z czasów, kiedy wody było pod dostatkiem ugruntowane, zdobędą się na finansowy wysiłek wprowadzenia nowych technologii. Kupno wody na razie może wydawać się bardziej atrakcyjne. Dla Rosji również jest to kusząca perspektywa, bo daje jej możliwość umocnienia wpływów w byłych republikach.

  

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną