Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Elegancko, dyskretnie, drogo

Ekskluzywne call-girl

Zwykła prostytucja jest oddalona o całe światy od ekskluzywnej obsługi towarzyskiej, nawet jeśli ostatecznie chodzi o to samo: o seks za pieniądze. Fot. Capitan Giona, Flickr, CC by SA Zwykła prostytucja jest oddalona o całe światy od ekskluzywnej obsługi towarzyskiej, nawet jeśli ostatecznie chodzi o to samo: o seks za pieniądze. Fot. Capitan Giona, Flickr, CC by SA
To nie bajka: możni tego świata naprawdę korzystają z usług prostytutek klasy luks. Nie tych o własnoręcznie tlenionych włosach, w wulgarnych ciuchach, wystających na ulicy. Call girl z górnej półki musi się umieć zachować nie tylko w łóżku, ale i w teatrze.

"Klient nr 9" miał specjalne życzenia. Aby możliwe stało się ich spełnienie, zorganizował przelot ekstraprostytutki z Nowego Jorku do Waszyngtonu. W pokoju 871 hotelu Mayflower przeszli do rzeczy. Ale na tym radość się skończyła: „klient nr 9", gubernator Nowego Jorku Eliot Spitzer, musiał niedawno złożyć dymisję ze sprawowanego urzędu.

Seks bez śladów

- Głupio się złożyło - mówi Nadine i podnosi brwi. Zwraca na siebie uwagę: ma ciemnobrązowe włosy i błękitne, kocie oczy. Ta 26-letnia kobieta sprawia wrażenie bardzo delikatnej, ma niewielki biust i nieskazitelną cerę. Chodzi w wysokich kozakach, ubrana jest w dżinsy i czarny sweter z czystej wełny, na nadgarstku nosi bransoletkę z pereł. Na Nadine wszystko jest prawdziwe i samodzielnie zapracowane. Studentka dorabia jako call girl - ale nienawidzi tego określenia. Preferuje słowo „modelka".

- Przypadek Spitzera dla obojga potoczył się nieszczęśliwie, zarówno dla modelki jak i dla gubernatora - uważa Nadine. - Mi w każdym razie zupełnie nie zależałoby na światowej sławie. Dziewczyna ma całkiem inne cele: z możliwie dobrym wynikiem skończyć studia, wyjść za mąż, założyć rodzinę. - Nie postrzegam siebie jako prostytutki. Chętnie umawiam się z mężczyznami, którzy są w stanie mi coś zaproponować i którzy mają coś w głowie. Uwagę, że jej dodatkowa praca obowiązkowo kończy się w łóżku, kwituje wzruszeniem ramion: Czy to coś zdrożnego?

- Zwykła prostytucja jest oddalona o całe światy od ekskluzywnej obsługi towarzyskiej, nawet jeśli ostatecznie chodzi o to samo: o seks za pieniądze - mówi Martin Brent, od czterech lat szef eleganckiej agencji towarzyskiej Brentmodels. Pracują dla niego kobiety w Berlinie, Monachium, Hamburgu, Kolonii, we Frankfurcie, w Düsseldorfie i Lipsku. Zasadnicza różnica polega na częstotliwości pracy „modelek". - Jeśli kobieta codziennie uprawia seks, pozostawia to ślady. Klient sobie tego nie życzy.

To czego właściwie życzy sobie klient? Podstawowa motywacja jest dość oczywista: klient chce spędzić wspaniały wieczór, uprawiać ognisty seks i być w świetnym nastroju. Musi mieć wrażenie, że podoba się kobiecie, z którą najpierw siedział przy barze, a następnie poszedł do hotelowego pokoju.

- Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że za to wszystko zapłacił, ale wypiera to ze świadomości - mówi Brent. W odróżnieniu od lokali spod znaku czerwonej latarni, tutaj temat pieniędzy jest między klientem a „modelką" tematem tabu. W ten sposób wieczór to - przynajmniej dla opłaconej kochanki - ciągłe stąpanie po lodzie. - Kobieta jednym pytaniem może zniszczyć cały nastrój. Brent podaje przykład: Pewien klient zażyczył sobie znienacka seksu oralnego bez prezerwatywy, a modelka odpowiedziała: „To będzie więcej kosztować". W ten sposób mężczyzna został gwałtownie przywrócony do rzeczywistości. Odwołał spotkanie. Nadine na razie ominęły tego typu nieprzyjemności: Oczywiście trzeba odczuwać frajdę z przygód seksual­nych. Nie mam nic przeciwko One-Night-Stands, a jeśli jeszcze dostaję za nie kilka stów - to świetnie.

Ani rodzice Nadine, ani jej bracia nie zdają sobie sprawy z jej lukratywnego zajęcia. Kilka wtajemniczonych koleżanek również czasem zarabia w ten sposób. Przyszła lekarka, fryzjerka, studentki. Przyjaciele myślą, że Nadine ma hojnych rodziców albo że umawia się z jakimś dzianym biznesmenem. - I właściwie tak właśnie jest - uśmiechając się, pokazuje przepiękne zęby. - Wystarczy mi jedna randka na miesiąc. Czasem dla własnej satysfakcji umawiam się na dwie.

Samoocena, z którą eksperci się nie zgadzają. - Kobiety, które zarabiają jako osoby do towarzystwa, nie wykonują nic innego niż zwykłe prostytutki: działalność seksualną - mówi Veronica Munk z Amnesty for Women - niezależnie od tego, ile dostają za to pieniędzy.

Wieczór - i noc - z „modelką" kosztuje zależnie od agencji: od 1,2 tys. do 2,3 tys. euro; 24 godziny - włączając w to nocleg, lunch i kolację: średnio dwa tysiące euro. Najkorzystniejsze cenowo są oferty polegające przede wszystkim na podziwianiu pięknych pań - przygoda na dwie godziny to wydatek między trzysta a tysiąc euro, seks wykluczony. Klient płaci kartą kredytową albo gotówką - ale wtedy dyskretnie. - Pieniądze nigdy nie są podawane z ręki do ręki. Należy je położyć na kominku albo na komodzie - mówi Brent.

- Im wyższe stawki, tym całość przyjemniejsza jest dla obu stron - tłumaczy Nadine. - Ja czuję się doceniona, a nie traktowana jak dziwka z ulicy, i klient może sądzić, że jest po prostu szczęśliwym zalotnikiem. Uważa, że w tej sytuacji pieniądze dla niej są czynnikiem dającym wolność, klienta zaś uspokajającym.

- Ważne jest, że kobiety mają stałe dochody i ich egzystencja nie zależy od pieniędzy, jakie zarabiają jako call girl - sądzi Brent. - Jeśli kobieta tylko to robi zawodowo, oznaki zużycia są zbyt zauważalne. Poza tym traci niezbędną dla osoby towarzyszącej naturalność. - Klient wybiera zwykle naturalną, klasyczną, dyskretną damę na poziomie - z którą chętnie się pokazuje i ciekawie rozmawia.

Piercing odpada

Nie bez kozery kobiety towarzyszące nazywa się często „nowicjuszkami". Są to panie, które prostytuują się po raz pierwszy, nie mają nawyków dziwek i możliwie umiarkowanie działają klientom na nerwy. - Trzeba zaoferować klientowi przeciwieństwo tego, z czym ma do czynienia w domu i do czego jest przyzwyczajony: wtedy pada nam do nóg - mówi Nadine. - Czasem przy takiej okazji pojawia się jakiś prezent, można sobie coś wybrać podczas zakupów albo dostać dodatkowy banknot.

W świecie ekskluzywnej prostytucji odpadają takie kosmetyczne ekstrawagancje jak tatuaże, piercing. Nie do pomyślenia jest tani wygląd. - To by zbliżało nas wizerunkiem do kurew - twierdzi Nadine. - Trzeba wyglądać tak, jakby faktycznie można było być partnerką tego człowieka: na zewnątrz klasycznie, a pod spodem ekstrawagancka bielizna, często pończochy. Oprócz wyglądu pożądane są także takie atuty, jak eleganckie zachowanie, zdolność do prowadzenia konwersacji, osobowość, duża wiedza ogólna, intuicja i wyczucie taktu. Płynny angielski jest zdecydowaną zaletą. - Modelka musi mieć osobowość, nie tylko dobrze wyglądać i kręcić tyłkiem - podsumowuje Brent.

Poważne agencje udzielają klientom gwarancji, jeśli chodzi o autentyczność, wiek, wygląd, osobowość swoich dam. Jeżeli klient zamawia porsche, a dostaje fiata pandę, więcej już tu nie przyjdzie. - Klient jest królem - mówi szefowa renomowanej agencji towarzyskiej. - Dyskrecja jest naszym najważniejszym przykazaniem, nie potrzebujemy reklamy w gazetach.

Klient to zwykle biznesmen, w wieku między 30 a 45 lat, który bez problemu może sobie pozwolić na luksusową osobę towarzyszącą. Usługę zamawia e-mailem lub telefonicznie. Połowa klientów jest w stałych związkach lub wręcz ma żony. Burdele, ulice z prostytutkami są dla tych mężczyzn zbyt wulgarne i pozbawione dyskrecji. Mają ochotę na seks bez zobowiązań. Umawiają się zawsze w restauracjach i hotelach, nigdy w domu. Agencja wybiera kobietę i pośredniczy między nią a klientem.

Szef agencji nie niepokoi się o kobiety, które u niego pracują. - Zboczony masowy morderca nie szuka sobie kobiet w ten sposób - twierdzi Brent. - Zbyt dużo by go to kosztowało wysiłku. Wiele wskazuje na to, że biznes z luksusowymi dziwkami działa niezwykle prężnie. - Oczywiście organizujemy także randki w Nicei i Monte Carlo, z jachtami i wszelkimi bajerami. Ale tylko kilka razy w roku.

„Modelki", które zarabiają za wieczór około pięciu tysięcy euro, są blisko związane ze swoimi klientami i pracują zwykle samodzielnie, bez agencji. - One muszą być bardzo, bardzo dobre w łóżku. I oczywiście bardzo, bardzo inteligentne - mówi Brent.

 

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną