Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Akceptacja status quo

Taiwan: Zwycięstwo demokracji w cieniu wydarzeń w Tybecie

Na zdjęciu nowy prezydent, Ma Ying-jeou Na zdjęciu nowy prezydent, Ma Ying-jeou
Podczas, gdy uwaga świata skierowana była na Tybet, wydarzenia po drugiej stronie Chin pozostają nienagłośnione. Tymczasem tam, uważają niektórzy obserwatorzy, miało miejsce zwycięstwo demokracji.

Nowe wybory prezydenckie na Tajwanie są krokiem milowym na drodze politycznej ewolucji wyspy, piszą gazety. "To historia o tym, jak z dyktatury może powstać demokracja", padają komentarze.

Nowy prezydent - stojący na czele KMT, partii która rządziła Tajwanem przez ponad 40 lat po II wojnie światowej, zapowiada lepsze stosunki z Chinami i utrzymanie status quo. To retoryka całkiem inna od linii byłego prezydenta z pro-niepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej, DPP.

Strategiczna dwuznaczność

KMT, Kuomintang, jest najstarszą partią w Republice Chińskiej, jak oficjalnie nazywa się Tajwan, i największą w Yuanie, tajwańskim parlamencie. Razem z dwoma innymi partiami, Partią Naród Pierwszy i Nową Partią, KMT tworzy Stronnictwo polityczne "Niebieskich", która popiera zjednoczenie z Chinami.

Kuomintang ma autorytarną przeszłość: pod wodzą Czang Kaj-szeka rządził w Chinach od 1928 roku aż do porażki w wojnie domowej w 1949 roku, kiedy wycofał się na wyspę. W przeszłości rząd Republiki Chińskiej uznawał się za legalną władzę całego obszaru dzisiejszych Chin i Mongolii. Jako część strategicznego parawanu Stanów Zjednoczonych od czasów wojny koreańskiej, Tajwan pod rządami KLM mógł liczyć na ochronę Waszyngtonu.

Mimo, że w 1971 roku rząd Republiki Chińskiej stracił oenzetowski mandat i został zastąpiony przez Chińską Republikę Ludową, to oficjalne stosunki dyplomatyczne utrzymują z nim 23 kraje, a de facto prawie wszystkie. Nieoficjalnie Tajwan traktowany jest jako niezależne państwo, choć oficjalnie nie udziela się poparcia jego deklaracji dotyczącym niepodległości. Chiny uważają Tajwan za "renegacką prowincję", którą chcą odzyskać.

Głosowanie za zmianą

Wielu obserwatorów nie dawało mu wielkich szans ze względu na korzenie. Ma Ying urodził się w Hong Kongu w chińskiej rodzinie. Jego sukces sygnalizuje jednak, że etniczna argumentacja straciła nośność - większość wyborców jest nią zmęczona (za BBC).

Skala jego wygranej (zdobył o 2,2 miliona głosów więcej niż jego rywal) jest sygnałem, że wyborcy chcą zmiany po ośmiu latach rządów administracji pana Chen Shui-biana, która oskarżana była o korupcję, zaostrzyła konflikt z Chinami i doprowadziła do napięć ze Stanami Zjednoczonymi - jak w przypadku referendum na temat członkostwa Tajwanu w ONZ, które Waszyngton uznał za prowokacyjną propozycję.

Odwrotnie niż w poprzednich wyborach w 2004 roku, polityczna retoryka tegorocznej kampanii dotyczyła spraw gospodarczych i korupcji rządu, a nie tożsamości narodowej i politycznego statusu wyspy. Ma obiecywał gospodarcze ożywienie i intensywniejszą współpracę gospodarczą z Chinami. Chce znieść obowiązujące restrykcje dla prowadzenia interesów ponadgranicznych i uruchomić regularne połączenia lotnicze.

Jego zwycięstwo odsunęło także perspektywę ogłoszenia niepodległości przez Tajwan. Choć zjednoczenie z Chinami nie jest na wokandzie, Ma zapowiada elastyczne i pragmatyczne podejście, poszerzające dyplomatyczne pole manewru w stosunkach z Chinami. Oświadczył jednak, że zanim rozpocznie rozmowy pokojowe, chce, żeby Pekin odwrócił rakiety wycelowane w wyspę.

Krótki miesiąc miodowy?

W miniony wtorek Amerykanie poinformowali, że w 2006 roku zamiast akumulatorów do śmigłowców pomyłkowo przesłali na Tajwan części do międzykontynentalnych rakiet balistycznych. W skład transportu nie wchodziły materiały nuklearne, poinformowali. Informacja została źle przyjęta w Chinach. Rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych powtórzył, że Tajwan pozostaje najważniejszą kwestią w stosunkach z Waszyngtonem. Pekin oczekuje, że USA dotrzymają zobowiązań i skończą dostawy broni na wyspę.

Podobnie jak Kaszmir, Cieśninę Tajwańską uważa się za punkt zapalny, w którym przypadek może rozpętać trzecią wojnę światową: jeśli Chiny zaatakują, Ameryka odpowie, a konflikt łatwo zamieni się w nuklearny. W ostatnich latach tajwańskie firmy intensywnie inwestowały w Chinach, a dyplomaci odprężyli się z nadzieją, że wszyscy zajmą się wspólnym robieniem interesów i przestaną myśleć o wojnie. Chiny jednak rozbudowują potencjał militarny, ulepszając zdolność ingerencji w amerykański system wykrywania ataku rakietowego, podaje New Statesman. "Ten miesiąc miodowy będzie krótki", czarnowidzą niektórzy. Bez współpracy Pekinu Ma nie przeprowadzi swoich planów współpracy w rejonie cieśniny. A pogarszająca się światowa koniunktura utrudni mu dotrzymanie wyborczych obietnic gospodarczego wzrostu i wyższych pensji.

 

 

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną